Dzisiaj był TEN dzień, nazwany przez Emilkę
Dniem Zagłady Wolności, czyli pierwszy września. Dzieciaki nie mogły uwierzyć,
że wakacje tak szybko się skończyły i podejrzewały kradzież z kalendarza, przez
nieznane siły, co najmniej kilku tygodni. Mała napisała nawet list z protestem do
Rzecznika Praw Dziecka, a zawsze chętny do pomocy Jurka, narysował w nim
całkiem zgrabnie, udręczone dziecko za kratami, ale nie pozwoliłem, ku ich
wielkiemu rozczarowaniu, go wysłać. Taaa…. Chyba dałem im zbyt dużo swobody. Jak
widać za duża ilość filmów o super bohaterach i you tuba spalała na popiół małe
mózgi. Zacząłem się poważnie zastanawiać czy nie ograniczyć im dostępu do
internetu. Listki żółkną, płatki opadają.
Koniec Stokrotka. Chyba po prostu się starzeję…
Nikolas niestety nie wrócił, choć obiecał
zaczarować czas i nie opuścić tego ważnego dla dzieci wydarzenia. Jednak biznes
rządził się własnymi prawami i zostałem z rodzinnym bałaganem zupełnie sam.
Emilka stała właśnie przed lustrem z buntowniczą minką i przygładzała nerwowo
granatową spódniczkę. Tak. W Karowie nadal obowiązywał na wszystkie szkolne
uroczystości strój tradycyjny czyli biała góra i czarny lub granatowy dół. Dla
niej tak jak dla Jurki był pierwszy dzień w nowej szkole.
- Sukienka z misiem jest ładniejsza – mądrzył się mały znawca mody, dolewając oliwy do ognia. Pogroziłem mu palcem. Zadarł nosek.
- Ty lepiej wreszcie pozapinaj guziki. – Usiłowałem odwrócić jego uwagę. W sportowej koszulce i jeansach wyglądał zabójczo. Taki Nikolas w miniaturze, brakowało mu jedynie jego pewności siebie i szelmowskich błysków w czarnych oczach. Nadal było widać wpływ Domu Dziecka na jego zachowanie. Kilka tygodni, które upłynęły od przyjazdu do naszego domu, nie mogły znacząco zmienić charakteru chłopca. Ale powoli stawał się śmielszy i coraz mniej się jąkał. Podziwiałem upór i odwagę z jaką uczył się nowych rzeczy.
- Wyglądacie świetnie. – Udało mi się spiąć włosy dziewczynki w zgrabny kucyk. Spinka z wisienką zwieńczyła moje dzieło. Oczywiście najpierw cały wieczór oglądałem filmiki w internecie i ćwiczyłem na ukradkiem pożyczonej od małej lalce.
- No nie wiem… - Emilka wyraźnie nie miała zaufania do mojego wyczucia najnowszych trendów. Może dlatego, że w sklepie to Nikolas zawsze decydował co kupimy. Miała trochę racji, pierwsze wrażenie można było zrobić tylko raz.
- Od czego macie wujka… - Na moje nieszczęście Carmelo wkroczył dumnie do mieszkania, podzwaniając bransoletkami. Wokół jego kostek wirowała spódnica w neonową, zieloną kratkę. Czerwone pantofle na wysokich obcasach dodawały mu szyku. Trzeba przyznać, że poruszał się w nich z wielkim wdziękiem. Z miną projektanta światowych marek krytycznie przyjrzał się dzieciom. Westchnąłem w duchu do mojego anioła stróża. Może nie pozwoli mi dzisiaj dać plamy przed innymi rodzicami.
- Psss… - usiłowałem zwrócić na siebie uwagę kraciastego zjawiska, zanim wszystkie moje wysiłki pójdą na marne.
- Co tak syczysz? Boli cię coś? – Niepoprawny Carmelo poruszył brwiami i pokazał mi koniuszek języka. Emilka zmierzyła go wzrokiem, potem spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
- Wyglądam… Jakoś… - skrzywiła usteczka. - Nudno…
- Fakt. Zupełnie jak Super Prymuska. – Łajdak zmrużył wymalowane oczyska i podrapał się po brodzie. Też mi się znalazł Versace! Pięknie. Ja tutaj się produkuję od rana, a ten drań zepsuł wszystko. Teraz będę musiał związać i zakneblować dzieciaki, aby je zawieźć do szkoły.
- I co telas? – Jurce wydłużyła się minka.
- Zrobimy szybką metamorfozę! – Zacząłem się bać. Może powinienem wziąć maluchy pod pachę i uciec, zanim Carmelo zamieni je w pstrokate kopie samego siebie.
- Meta… Metamol… - Wyartykułowanie ,,r” nadal nie było mocną stroną chłopca. Sprytu jednak nikt nie mógł mu odmówić. Jak czegoś nie potrafił powiedzieć poprawnie, zamieniał trudne słowo na inne. – Hokus Pokus?
- Prawie…- Zanim zdążyłem zaprotestować Kraciasty pociągnął za gumkę i zburzył moje dzieło. Rude włoski spłynęły na chude ramionka puszystą chmurką. Wisienka spadła na podłogę. Zrobiło mi się przykro. No Lutek, bądź Stokrotką! Tylko się nie maż!
- Robiłem ten kucyk pół godziny! Za kwadrans musimy być w szkole, spóźnimy się! –Jęknąłem.
- Fryzjerem roku to ty nie zostaniesz. Patrz i ucz się. – W trzy minuty zaplótł fantazyjnego warkocza, lekko go poczochrał, aby włosy nabrały objętości. Emilce rozbłysły oczy. Jej uśmiech sprawił, że zapomniałem o swoich rozterkach. Ku mojemu zaskoczeniu pochyliła się, podniosła delikatnie z podłogi zakurzoną spinkę, przetarła ją pieczołowicie rękawem.
- Jeszcze to! - Rzuciła królewski rozkaz swojemu nowemu styliście, który posłusznie wpiął ją we włosy. - Tatuś mi ją dał. Jest śliczna. – Pomachała do mnie entuzjastycznie, a moje serducho zatańczyło sambę.
- W taki razie jeszcze coś od wujka. – Zdjął z ręki jedną z bransoletek, czerwone, szklane paciorki idealnie pasowały do wisienek. Owinął ją wokół przegubu dziewczynki. – Teraz jesteś ,,mas bella”.
- A ja? Chcę być,, mas bella” jak Emi.. – Jurka nieśmiało pociągnął nowego wujka za nogawkę spodni. Najwyraźniej tez chciał być najpiękniejszy. Choć nie rozumiał słów, czuł, że to coś fajnego.
- Oczywiście kwiatuszku. Dla ciebie mam coś innego, w końcu jesteś mężczyzną. – Z powagą wyciągną z kieszeni plecionkę z kolorowych rzemyków i zawiązał ja na ręce chłopca. Maleńkie dzwoneczki umieszczone w środku cichutko pobrzękiwały przy każdym ruchu. Chłopiec stanął obok dziewczynki i dumnie się wyprostował.
- Skoro wszyscy jesteśmy już tacy piękni, może wreszcie wyjdziemy z domu. – Pchnąłem dzieci w kierunku drzwi.
- Nie wszyscy. – Tu Carmelo popatrzył z politowaniem na moją koszulę w sowy. Neonowe guru. Phi! Posłałem mu bure spojrzenie. – Ale faktycznie powinniście się pospieszyć.
***
- Sukienka z misiem jest ładniejsza – mądrzył się mały znawca mody, dolewając oliwy do ognia. Pogroziłem mu palcem. Zadarł nosek.
- Ty lepiej wreszcie pozapinaj guziki. – Usiłowałem odwrócić jego uwagę. W sportowej koszulce i jeansach wyglądał zabójczo. Taki Nikolas w miniaturze, brakowało mu jedynie jego pewności siebie i szelmowskich błysków w czarnych oczach. Nadal było widać wpływ Domu Dziecka na jego zachowanie. Kilka tygodni, które upłynęły od przyjazdu do naszego domu, nie mogły znacząco zmienić charakteru chłopca. Ale powoli stawał się śmielszy i coraz mniej się jąkał. Podziwiałem upór i odwagę z jaką uczył się nowych rzeczy.
- Wyglądacie świetnie. – Udało mi się spiąć włosy dziewczynki w zgrabny kucyk. Spinka z wisienką zwieńczyła moje dzieło. Oczywiście najpierw cały wieczór oglądałem filmiki w internecie i ćwiczyłem na ukradkiem pożyczonej od małej lalce.
- No nie wiem… - Emilka wyraźnie nie miała zaufania do mojego wyczucia najnowszych trendów. Może dlatego, że w sklepie to Nikolas zawsze decydował co kupimy. Miała trochę racji, pierwsze wrażenie można było zrobić tylko raz.
- Od czego macie wujka… - Na moje nieszczęście Carmelo wkroczył dumnie do mieszkania, podzwaniając bransoletkami. Wokół jego kostek wirowała spódnica w neonową, zieloną kratkę. Czerwone pantofle na wysokich obcasach dodawały mu szyku. Trzeba przyznać, że poruszał się w nich z wielkim wdziękiem. Z miną projektanta światowych marek krytycznie przyjrzał się dzieciom. Westchnąłem w duchu do mojego anioła stróża. Może nie pozwoli mi dzisiaj dać plamy przed innymi rodzicami.
- Psss… - usiłowałem zwrócić na siebie uwagę kraciastego zjawiska, zanim wszystkie moje wysiłki pójdą na marne.
- Co tak syczysz? Boli cię coś? – Niepoprawny Carmelo poruszył brwiami i pokazał mi koniuszek języka. Emilka zmierzyła go wzrokiem, potem spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
- Wyglądam… Jakoś… - skrzywiła usteczka. - Nudno…
- Fakt. Zupełnie jak Super Prymuska. – Łajdak zmrużył wymalowane oczyska i podrapał się po brodzie. Też mi się znalazł Versace! Pięknie. Ja tutaj się produkuję od rana, a ten drań zepsuł wszystko. Teraz będę musiał związać i zakneblować dzieciaki, aby je zawieźć do szkoły.
- I co telas? – Jurce wydłużyła się minka.
- Zrobimy szybką metamorfozę! – Zacząłem się bać. Może powinienem wziąć maluchy pod pachę i uciec, zanim Carmelo zamieni je w pstrokate kopie samego siebie.
- Meta… Metamol… - Wyartykułowanie ,,r” nadal nie było mocną stroną chłopca. Sprytu jednak nikt nie mógł mu odmówić. Jak czegoś nie potrafił powiedzieć poprawnie, zamieniał trudne słowo na inne. – Hokus Pokus?
- Prawie…- Zanim zdążyłem zaprotestować Kraciasty pociągnął za gumkę i zburzył moje dzieło. Rude włoski spłynęły na chude ramionka puszystą chmurką. Wisienka spadła na podłogę. Zrobiło mi się przykro. No Lutek, bądź Stokrotką! Tylko się nie maż!
- Robiłem ten kucyk pół godziny! Za kwadrans musimy być w szkole, spóźnimy się! –Jęknąłem.
- Fryzjerem roku to ty nie zostaniesz. Patrz i ucz się. – W trzy minuty zaplótł fantazyjnego warkocza, lekko go poczochrał, aby włosy nabrały objętości. Emilce rozbłysły oczy. Jej uśmiech sprawił, że zapomniałem o swoich rozterkach. Ku mojemu zaskoczeniu pochyliła się, podniosła delikatnie z podłogi zakurzoną spinkę, przetarła ją pieczołowicie rękawem.
- Jeszcze to! - Rzuciła królewski rozkaz swojemu nowemu styliście, który posłusznie wpiął ją we włosy. - Tatuś mi ją dał. Jest śliczna. – Pomachała do mnie entuzjastycznie, a moje serducho zatańczyło sambę.
- W taki razie jeszcze coś od wujka. – Zdjął z ręki jedną z bransoletek, czerwone, szklane paciorki idealnie pasowały do wisienek. Owinął ją wokół przegubu dziewczynki. – Teraz jesteś ,,mas bella”.
- A ja? Chcę być,, mas bella” jak Emi.. – Jurka nieśmiało pociągnął nowego wujka za nogawkę spodni. Najwyraźniej tez chciał być najpiękniejszy. Choć nie rozumiał słów, czuł, że to coś fajnego.
- Oczywiście kwiatuszku. Dla ciebie mam coś innego, w końcu jesteś mężczyzną. – Z powagą wyciągną z kieszeni plecionkę z kolorowych rzemyków i zawiązał ja na ręce chłopca. Maleńkie dzwoneczki umieszczone w środku cichutko pobrzękiwały przy każdym ruchu. Chłopiec stanął obok dziewczynki i dumnie się wyprostował.
- Skoro wszyscy jesteśmy już tacy piękni, może wreszcie wyjdziemy z domu. – Pchnąłem dzieci w kierunku drzwi.
- Nie wszyscy. – Tu Carmelo popatrzył z politowaniem na moją koszulę w sowy. Neonowe guru. Phi! Posłałem mu bure spojrzenie. – Ale faktycznie powinniście się pospieszyć.
***
Okropnie lało, dobrze, że założyłem
dzieciakom kurteczki. Na szczęście dotarliśmy na czas. W szkole na korytarzu
odbywały się dantejskie sceny. Zupełnie jakbym wkroczył na pole bitewne. Kilka usmarkanych
maluchów trzymało się kurczowo rozhisteryzowanych matek i zanosiło płaczem. Inne
testowały poślizg błyszczącej, świeżo wypastowanej posadzki przy okazji
rozmazując na niej ślady z błota. Dwie dziewczynki usiłowały zjechać po
poręczy. Tęgi chłopczyk próbował smaku ozdobnych papryczek rosnących na
parapecie. Panie z obłędem w wymalowanych oczach biegały jak szalone od jednego
do drugiego dziecka i usiłowały zapanować nad bałaganem. No cóż. Podstawówka. Kto przeżył, wie o co chodzi.
W to piekło wkroczyła ze stoickim spokojem korpulentna woźna w kwiecistym fartuchu, przepasanym nabijanym ćwiekami pasem i wojskowych trepach. Miała fantazję, nie powiem, jedynie Carmelo mógłby się z nią równać. Z stojącymi na wszystkie strony czarnymi włosami i mocnym, gotyckim makijażem wyglądała wystarczająco wiedźmowato by wystraszyć nie tylko maluchy, ale nawet ich kręcące nosami, wystrojone rodzicielki. Wzięła się pod boki.
- Ach te magistry.. – westchnęła i przewróciła oczami. Dwie nauczycielki mocno poczerwieniały. - Ciszaaa…! Wszystko upaskudzone! – Wrzasnęła aż mi coś zazgrzytało w mózgu. – Przebierać kapcie, ale już! - Machnęła przy tym wojowniczo trzymaną w ręku mokrą szmatą. Czas się zatrzymał. Wszyscy struchleli. Nikt nie odważył się poruszyć. Baliśmy się nawet oddychać. Emilka już wcześniej powędrowała do swojej klasy. Tymczasem Jurka przezornie się schował, ale jego ciemna główka wyglądała ciekawie zza moich pleców.
- Ca… Czarownica? Prawdziwa?– Wyszeptał zafascynowany, ku mojemu przerażeniu śmiało podszedł do kobiety i pociągnął ją za fartuch. – Była pani w wojsku? – Wskazał rączką na błyszczący pas. – Umie strzelać z karabinu? – Zapytał z nabożnym podziwem.
- Z karabinu nie. Ale potrafię tak przyłożyć miotłą, że nawet najgrubsze dziecko- tu rzuciła groźne spojrzenie obgryzającemu kwiatki chłopcu - przeleci jak ptak przez cały korytarz.
- Oo…! - Jurka najwyraźniej znalazł sobie nową idolkę. Ten maluch zaskakiwał mnie na każdym kroku swoją dziwną mieszanką, nieśmiałości, odwagi i niesamowitej ciekawości otaczającego świata.
Panie w końcu się ocknęły i zabrały niesamowicie grzeczne teraz dzieci do klasy. Obeszli woźną szerokim łukiem, cichutko szepcząc do siebie. Na przedzie wystraszonej gromadki Jurka maszerował z wysoko podniesioną główką. Czyżby właśnie moje maleństwo awansowało do roli lidera?
Tymczasem rodzice zostali spędzeni do Sali gimnastycznej, gdzie miało się odbyć pasowanie pierwszaków na uczniów. Najpierw oczywiście musieliśmy zaliczyć obowiązkowy apel, podczas którego dyrektor niemiłosiernie przynudzał, wychwalając zalety placówki i oczywiście swoje osiągnięcia, jakby w szkole nikt inny nie pracował. Na szczęście mogliśmy na siedząco podziwiać jego elokwencję. Oczywiście większość stanowiły mamusie. Od początku przyglądały się mi z niezdrową ciekawością. Tkwiłem między nimi niczym rodzynek w cieście. Dwie blondynki po moich bokach w końcu nie wytrzymały.
- Synek czy córeczka?
-Syn. – Postanowiłem się nie rozgadywać. Karowo nie było dużym miastem, a plotki mnożyły się niczym szarańcza.
- Który to? – Dzieci właśnie odbierały na scenie dyplomy.
- Ten najwyższy z ciemnymi włosami.
- Oo… Niepodobny. – Ta bardziej orzęsiona zmierzyła mnie wzrokiem. – Żona jest brunetką?
- Nie mam żony – westchnąłem z rezygnacją. Musiałem im dać coś na żer, bo inaczej się nie odczepią.
- Och naprawdę? – Druga rozciągnęła w szerokim uśmiechu gumowe usta, jej głodne oczy zalśniły, zaczęły obmacywać z zainteresowaniem moje ciało, niemal czułem jak wypalają dziury w ubraniu. Markowe ciuchy wybrane przez Nikolasa jedynie jeszcze bardziej ją zachęciły. Jak nic singielka na polowaniu. Nie ośmieliłbym się wyobrażać sobie, co właśnie zalęgło się w jej farbowanej łepetynie.
- Za to mam bardzo zazdrosnego narzeczonego, z wybuchowym charakterem. – Usiłowałem ostudzić jej zapały. Niestety nawet wspomnienie o odmiennej orientacji niewiele pomogło. Widać była strasznie zdesperowana.
- Dziewczynki są grzeczniejsze. Moja Zosia jest szatynką, ma nawet identyczny kolor włosów co pan. – Czy ona właśnie reklamowała córkę, jako lepszą kandydatkę na moją niż Jurka? Kiedy ten cholerny apel się skończy? Odsunąłem się nieco z krzesłem na ile było to możliwe i posłałem jej nieprzyjazne spojrzenie. Chyba wystrzeliłem ze słabego działa.
- Za to jej mamie czegoś brakuje. – Spojrzałem bezczelnie między jej nogi, które trzymała prowokująco rozsunięte, mimo dość krótkiej sukienki. Oby nie strzeliła mnie w pysk, już i tak kilka osób przyglądało się nam z zainteresowaniem. Rzadko bywałem aż tak niegrzeczny wobec kobiet.
- Mój drogi. Dzisiejsza technika czyni cuda – zagruchała bynajmniej niezrażona. – Widziałam w seks shopie takie wielkie…
- Mu… Muszę do toalety… - wyjąkałem tchórzliwie i uciekłem o mało nie przewracając się na zakręcie korytarza. W łazience obmyłem twarz zimną wodą. W życiu nie spotkałem tak zdesperowanej baby. Jeszcze trochę, a te wargi glonojada wyssałyby ze mnie duszę. Brrr… Nikolasie, jak mogłeś wysłać mnie samego do tego gniazda wampirzyc?! Będziesz to długo odpokutowywał, jakem Stokrotek!
***
Nie wszedłem już na salę, wolałem uniknąć problemów i zaczekałem na korytarzu. Poinformowałem Emilkę sms’ em, że spotkamy się na podwórku przed szkołą za kwadrans. Odważnie stałem za wielką palmą, licząc że nikt mnie tutaj nie znajdzie. Po chwili zobaczyłem Jurkę, który poważnie tłumaczył coś trzem kolegom.
- Jak to masz dwóch ojców? – Chłopcy najwyraźniej nie mieli pojęcia jak to ugryźć. Dla nich rodzina składała się z mamy i taty.
- Wołasz tato i który przychodzi? – Byłem ciekaw jak mój młody dyplomata poradzi sobie z tą trudną kwestią, więc nie podchodziłem. Tak naprawdę z tym problemem nie radziło sobie wielu dorosłych, najwyraźniej przerastało to ich zdolności pojmowania. Zwłaszcza panowie w czarnych sukienkach mieli z tym wyraźny kłopot. W Karowie moja rodzina miała jednak status zakapiorów spod ciemnej gwiazdy i nikt nie odważyłby się mi ubliżyć wprost, co innego za plecami.
- Głupiś. Mam tatę i tatusia. Jak chcę obiadek wołam tatusia Lutka, a jak pojeździć motorem, to proszę cichutko do tatę Nikolasa. – I w ten sposób awansowałem na piękniejszą stronę w związku. Nie wiedziałem czy się mam martwić czy cieszyć. Mądraliński. Pociągnąłem nosem, oczy też miałem w mokrym miejscu. Strach się bać co za kilka lat wyrośnie z tego dziecka.
- Dlaczego?
- Bo tatuś strasznie się denerwuje jak jeździmy. Krzyczy i mówi, że to niebezpieczne. – A to cwaniak. Wyraźnie go nie doceniłem. Będę musiał pogadać z moim niepoprawnym narzeczonym.
- Masz fajnie…- jęknęli chłopcy z podziwem.
- No pewnie…- Jurka dumnie zadarł głowę. Wyszedłem się zza krzaczora. W polu widzenia żadnych gumowych ust. Odetchnąłem. W czarnych ślepkach natychmiast zapaliły się iskierki.
- Chodź, Emilka już czeka. – Nie musiałem dwa razy wołać.
- Taaatuś…! – Maluch rzucił się w moim kierunku biegiem, podskoczył i zawisnął mi na szyi.
- Pójdziemy na lody do wujka? – Jak odmówić takiemu słodziakowi? W barze Pod Kogutem mieli niezłe desery.
- Tylko zabierzemy siostrę. – Postawiłem go na podłodze. Poszliśmy do szatni po buty i kurteczkę.
- Jestem męz… Mężczyzną? – zapytał z powagą. Wyraźnie coś kombinował.
- Oczywiście. – Przyjrzałem się mu podejrzliwie. Musiałem się pilnować, żeby nie palnąć przy nim czegoś głupiego.
- To dostanę też piwo? – Teraz to mnie na chwilę zatkało. Skąd u malucha takie pomysły?
- Jest gorzkie i zawiera alkohol. – Wiedziałem, że lubi jedynie słodkie napoje.
- Malinowe. – I tu mnie miał. Jeśli zwyczajnie odmówię, znajdzie inny sposób. Musiałem jako odpowiedzialny tatuś czymś go zrazić do tego pomysłu.
- Skąd ty wiesz o słodkim piwie? – Ciekawe kto go tak wyszkolił?
- Bo Marcin powiedział…
- Alkohol szkodzi dzieciom, po nim się nie rośnie. Zostaniesz mikrusem i będziesz chodził z drabiną. – Tłumaczyłem, usiłując zachować powagę.
- Po co mi drabina? – Zmrużył oczka i zmarszczył brwi.
- Jak będziesz chciał pocałować kogoś fajnego to nie dosięgniesz. – Był taki słodki jak nad czymś myślał.
- Łee… Całowanie jest ohydne. Ślimakowe. – Wykrzywił zabawnie usta w ryjek.
- Mój ty doświadczony podrywaczu…- Z całych sił próbowałem zapanować nad twarzą.
- Patrycja powiedziała, że jestem taaaki śliczny. Potem dała mi buzi. – Siedmiolatki były bardziej przedsiębiorcze niż sądziłem.
- I jak było? – Skręciłem gwałtownie w boczny korytarz, bo Orzęsiona z Gumową targając swoje pociechy, właśnie mnie doganiały. Nie miałem zamiaru ryzykować ponownego spotkania.
- No przecież mówiłem. Ślimakowo. – Wywieszony język mówił wszystko. Wyszliśmy na podwórko, gdzie ku mojej wielkiej radości stała Emilka trzymana za rękę przez Nikolasa. Nareszcie nadeszło wsparcie. Moje zabójczo przystojne kochanie zwracało uwagę wszystkich wychodzących mam, podobnie jak stojący pod bramą sportowy samochód. Urodziwi i bogaci biznesmeni nie latali stadami po ulicach Karowa. Spieszący do bramy tłum wyraźnie zwolnił. Błysnęły flesze zębów, zafalowały biodra, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dekolty stały się nagle większe, a spódnice krótsze. Wstrętne czarownice. Podszedłem śmiało do mojego kochania i już wspiąłem się na palce by zaznaczyć teren, kiedy ktoś pociągnął mnie za nogawkę od spodni. Jurka zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. Podniósł do góry z uśmieszkiem mały paluszek.
- Nie możesz się całować! – Oświadczył stanowczo.
- Bo…? – Coś mi zaczęło świtać w głowie. Chyba zupełnie nieświadomie strzeliłem samobója.
- Nie masz drabiny! – Pamiętliwy, mały szkodnik.
- Co ma drabina do całowania? – zapytał nieco rozczarowany Nikolas, który otworzył dla mnie szeroko ramiona.
- Cii.... – Mieliśmy sporą widownię. - Opowiem ci w domu. I nigdy, nigdy więcej nie zostawiaj mnie z nimi samego. – Pogroziłem dzieciakom, które zaniosły się chichotem i pobiegły do samochodu. - Z nimi też. – Wskazałem na mijające nas matki.
W to piekło wkroczyła ze stoickim spokojem korpulentna woźna w kwiecistym fartuchu, przepasanym nabijanym ćwiekami pasem i wojskowych trepach. Miała fantazję, nie powiem, jedynie Carmelo mógłby się z nią równać. Z stojącymi na wszystkie strony czarnymi włosami i mocnym, gotyckim makijażem wyglądała wystarczająco wiedźmowato by wystraszyć nie tylko maluchy, ale nawet ich kręcące nosami, wystrojone rodzicielki. Wzięła się pod boki.
- Ach te magistry.. – westchnęła i przewróciła oczami. Dwie nauczycielki mocno poczerwieniały. - Ciszaaa…! Wszystko upaskudzone! – Wrzasnęła aż mi coś zazgrzytało w mózgu. – Przebierać kapcie, ale już! - Machnęła przy tym wojowniczo trzymaną w ręku mokrą szmatą. Czas się zatrzymał. Wszyscy struchleli. Nikt nie odważył się poruszyć. Baliśmy się nawet oddychać. Emilka już wcześniej powędrowała do swojej klasy. Tymczasem Jurka przezornie się schował, ale jego ciemna główka wyglądała ciekawie zza moich pleców.
- Ca… Czarownica? Prawdziwa?– Wyszeptał zafascynowany, ku mojemu przerażeniu śmiało podszedł do kobiety i pociągnął ją za fartuch. – Była pani w wojsku? – Wskazał rączką na błyszczący pas. – Umie strzelać z karabinu? – Zapytał z nabożnym podziwem.
- Z karabinu nie. Ale potrafię tak przyłożyć miotłą, że nawet najgrubsze dziecko- tu rzuciła groźne spojrzenie obgryzającemu kwiatki chłopcu - przeleci jak ptak przez cały korytarz.
- Oo…! - Jurka najwyraźniej znalazł sobie nową idolkę. Ten maluch zaskakiwał mnie na każdym kroku swoją dziwną mieszanką, nieśmiałości, odwagi i niesamowitej ciekawości otaczającego świata.
Panie w końcu się ocknęły i zabrały niesamowicie grzeczne teraz dzieci do klasy. Obeszli woźną szerokim łukiem, cichutko szepcząc do siebie. Na przedzie wystraszonej gromadki Jurka maszerował z wysoko podniesioną główką. Czyżby właśnie moje maleństwo awansowało do roli lidera?
Tymczasem rodzice zostali spędzeni do Sali gimnastycznej, gdzie miało się odbyć pasowanie pierwszaków na uczniów. Najpierw oczywiście musieliśmy zaliczyć obowiązkowy apel, podczas którego dyrektor niemiłosiernie przynudzał, wychwalając zalety placówki i oczywiście swoje osiągnięcia, jakby w szkole nikt inny nie pracował. Na szczęście mogliśmy na siedząco podziwiać jego elokwencję. Oczywiście większość stanowiły mamusie. Od początku przyglądały się mi z niezdrową ciekawością. Tkwiłem między nimi niczym rodzynek w cieście. Dwie blondynki po moich bokach w końcu nie wytrzymały.
- Synek czy córeczka?
-Syn. – Postanowiłem się nie rozgadywać. Karowo nie było dużym miastem, a plotki mnożyły się niczym szarańcza.
- Który to? – Dzieci właśnie odbierały na scenie dyplomy.
- Ten najwyższy z ciemnymi włosami.
- Oo… Niepodobny. – Ta bardziej orzęsiona zmierzyła mnie wzrokiem. – Żona jest brunetką?
- Nie mam żony – westchnąłem z rezygnacją. Musiałem im dać coś na żer, bo inaczej się nie odczepią.
- Och naprawdę? – Druga rozciągnęła w szerokim uśmiechu gumowe usta, jej głodne oczy zalśniły, zaczęły obmacywać z zainteresowaniem moje ciało, niemal czułem jak wypalają dziury w ubraniu. Markowe ciuchy wybrane przez Nikolasa jedynie jeszcze bardziej ją zachęciły. Jak nic singielka na polowaniu. Nie ośmieliłbym się wyobrażać sobie, co właśnie zalęgło się w jej farbowanej łepetynie.
- Za to mam bardzo zazdrosnego narzeczonego, z wybuchowym charakterem. – Usiłowałem ostudzić jej zapały. Niestety nawet wspomnienie o odmiennej orientacji niewiele pomogło. Widać była strasznie zdesperowana.
- Dziewczynki są grzeczniejsze. Moja Zosia jest szatynką, ma nawet identyczny kolor włosów co pan. – Czy ona właśnie reklamowała córkę, jako lepszą kandydatkę na moją niż Jurka? Kiedy ten cholerny apel się skończy? Odsunąłem się nieco z krzesłem na ile było to możliwe i posłałem jej nieprzyjazne spojrzenie. Chyba wystrzeliłem ze słabego działa.
- Za to jej mamie czegoś brakuje. – Spojrzałem bezczelnie między jej nogi, które trzymała prowokująco rozsunięte, mimo dość krótkiej sukienki. Oby nie strzeliła mnie w pysk, już i tak kilka osób przyglądało się nam z zainteresowaniem. Rzadko bywałem aż tak niegrzeczny wobec kobiet.
- Mój drogi. Dzisiejsza technika czyni cuda – zagruchała bynajmniej niezrażona. – Widziałam w seks shopie takie wielkie…
- Mu… Muszę do toalety… - wyjąkałem tchórzliwie i uciekłem o mało nie przewracając się na zakręcie korytarza. W łazience obmyłem twarz zimną wodą. W życiu nie spotkałem tak zdesperowanej baby. Jeszcze trochę, a te wargi glonojada wyssałyby ze mnie duszę. Brrr… Nikolasie, jak mogłeś wysłać mnie samego do tego gniazda wampirzyc?! Będziesz to długo odpokutowywał, jakem Stokrotek!
***
Nie wszedłem już na salę, wolałem uniknąć problemów i zaczekałem na korytarzu. Poinformowałem Emilkę sms’ em, że spotkamy się na podwórku przed szkołą za kwadrans. Odważnie stałem za wielką palmą, licząc że nikt mnie tutaj nie znajdzie. Po chwili zobaczyłem Jurkę, który poważnie tłumaczył coś trzem kolegom.
- Jak to masz dwóch ojców? – Chłopcy najwyraźniej nie mieli pojęcia jak to ugryźć. Dla nich rodzina składała się z mamy i taty.
- Wołasz tato i który przychodzi? – Byłem ciekaw jak mój młody dyplomata poradzi sobie z tą trudną kwestią, więc nie podchodziłem. Tak naprawdę z tym problemem nie radziło sobie wielu dorosłych, najwyraźniej przerastało to ich zdolności pojmowania. Zwłaszcza panowie w czarnych sukienkach mieli z tym wyraźny kłopot. W Karowie moja rodzina miała jednak status zakapiorów spod ciemnej gwiazdy i nikt nie odważyłby się mi ubliżyć wprost, co innego za plecami.
- Głupiś. Mam tatę i tatusia. Jak chcę obiadek wołam tatusia Lutka, a jak pojeździć motorem, to proszę cichutko do tatę Nikolasa. – I w ten sposób awansowałem na piękniejszą stronę w związku. Nie wiedziałem czy się mam martwić czy cieszyć. Mądraliński. Pociągnąłem nosem, oczy też miałem w mokrym miejscu. Strach się bać co za kilka lat wyrośnie z tego dziecka.
- Dlaczego?
- Bo tatuś strasznie się denerwuje jak jeździmy. Krzyczy i mówi, że to niebezpieczne. – A to cwaniak. Wyraźnie go nie doceniłem. Będę musiał pogadać z moim niepoprawnym narzeczonym.
- Masz fajnie…- jęknęli chłopcy z podziwem.
- No pewnie…- Jurka dumnie zadarł głowę. Wyszedłem się zza krzaczora. W polu widzenia żadnych gumowych ust. Odetchnąłem. W czarnych ślepkach natychmiast zapaliły się iskierki.
- Chodź, Emilka już czeka. – Nie musiałem dwa razy wołać.
- Taaatuś…! – Maluch rzucił się w moim kierunku biegiem, podskoczył i zawisnął mi na szyi.
- Pójdziemy na lody do wujka? – Jak odmówić takiemu słodziakowi? W barze Pod Kogutem mieli niezłe desery.
- Tylko zabierzemy siostrę. – Postawiłem go na podłodze. Poszliśmy do szatni po buty i kurteczkę.
- Jestem męz… Mężczyzną? – zapytał z powagą. Wyraźnie coś kombinował.
- Oczywiście. – Przyjrzałem się mu podejrzliwie. Musiałem się pilnować, żeby nie palnąć przy nim czegoś głupiego.
- To dostanę też piwo? – Teraz to mnie na chwilę zatkało. Skąd u malucha takie pomysły?
- Jest gorzkie i zawiera alkohol. – Wiedziałem, że lubi jedynie słodkie napoje.
- Malinowe. – I tu mnie miał. Jeśli zwyczajnie odmówię, znajdzie inny sposób. Musiałem jako odpowiedzialny tatuś czymś go zrazić do tego pomysłu.
- Skąd ty wiesz o słodkim piwie? – Ciekawe kto go tak wyszkolił?
- Bo Marcin powiedział…
- Alkohol szkodzi dzieciom, po nim się nie rośnie. Zostaniesz mikrusem i będziesz chodził z drabiną. – Tłumaczyłem, usiłując zachować powagę.
- Po co mi drabina? – Zmrużył oczka i zmarszczył brwi.
- Jak będziesz chciał pocałować kogoś fajnego to nie dosięgniesz. – Był taki słodki jak nad czymś myślał.
- Łee… Całowanie jest ohydne. Ślimakowe. – Wykrzywił zabawnie usta w ryjek.
- Mój ty doświadczony podrywaczu…- Z całych sił próbowałem zapanować nad twarzą.
- Patrycja powiedziała, że jestem taaaki śliczny. Potem dała mi buzi. – Siedmiolatki były bardziej przedsiębiorcze niż sądziłem.
- I jak było? – Skręciłem gwałtownie w boczny korytarz, bo Orzęsiona z Gumową targając swoje pociechy, właśnie mnie doganiały. Nie miałem zamiaru ryzykować ponownego spotkania.
- No przecież mówiłem. Ślimakowo. – Wywieszony język mówił wszystko. Wyszliśmy na podwórko, gdzie ku mojej wielkiej radości stała Emilka trzymana za rękę przez Nikolasa. Nareszcie nadeszło wsparcie. Moje zabójczo przystojne kochanie zwracało uwagę wszystkich wychodzących mam, podobnie jak stojący pod bramą sportowy samochód. Urodziwi i bogaci biznesmeni nie latali stadami po ulicach Karowa. Spieszący do bramy tłum wyraźnie zwolnił. Błysnęły flesze zębów, zafalowały biodra, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dekolty stały się nagle większe, a spódnice krótsze. Wstrętne czarownice. Podszedłem śmiało do mojego kochania i już wspiąłem się na palce by zaznaczyć teren, kiedy ktoś pociągnął mnie za nogawkę od spodni. Jurka zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. Podniósł do góry z uśmieszkiem mały paluszek.
- Nie możesz się całować! – Oświadczył stanowczo.
- Bo…? – Coś mi zaczęło świtać w głowie. Chyba zupełnie nieświadomie strzeliłem samobója.
- Nie masz drabiny! – Pamiętliwy, mały szkodnik.
- Co ma drabina do całowania? – zapytał nieco rozczarowany Nikolas, który otworzył dla mnie szeroko ramiona.
- Cii.... – Mieliśmy sporą widownię. - Opowiem ci w domu. I nigdy, nigdy więcej nie zostawiaj mnie z nimi samego. – Pogroziłem dzieciakom, które zaniosły się chichotem i pobiegły do samochodu. - Z nimi też. – Wskazałem na mijające nas matki.