wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 26

    Byłem mocno zniesmaczony sceną, która rozgrywała się na moich oczach. Dwóch bliskich mi mężczyzn okładało się pięściami, tarzając się po wypielęgnowanym trawniku mamy, wydając dzikie okrzyki na przemian z charczeniem i przekleństwami. Nikolasowi jakimś cudem udało się podciągnąć spodnie i podbić oko Przemkowi.  Zauważyłem, że starał się nie uszkodzić zbytnio rozjuszonego przeciwnika, który kompletnie stracił nad sobą panowanie. Najwyraźniej temu żałosnemu głupolowi, na szczęście dla jego facjaty, nie udało się go wyprowadzić z równowagi, bo z pewnością nie skończyłoby się na jednym sianku. Z nich wszytkich najbardziej wkurzający był stojący w bezpiecznej odległości  Czarny. Zamiast mi pomóc rozdzielić te koguty, zagrzewał ich jeszcze do walki.
- Kopnij go w jaja! Dawaj! Ole… Ole! – skandował, niczym czirliderka po trzech piwach. Brakowało mu tylko pomponów i skocznej muzyczki w tle.
- Zamknij się kretynie! – Nie miałem do nich sił. I to niby miał być kwiat naszej inteligencji? Nasz piękny kraj wkrótce zejdzie na psy. Gdzie się podziało rozwiązywanie problemów przy pomocy kulturalnej dyskusji?
- Nie tam! Flaki nie nadają się na trofeum! – Nie ustępował doktorek. Już ja się z nim policzę. Znajdę jakiś sposób. Z przerażeniem patrzyłem jak brachol ładuje serię ciosów prosto w żołądek Nikolasa. Moje biedactwo. Co odbiło temu popapranemu pedantowi? Też się znalazł stróż mojej cnoty. Phi.
- Natychmiast przestańcie! – wydarłem się najgłośniej jak umiałem. Oczywiście zostałem kompletnie zignorowany. Bycie chuderlawym pielęgniarkiem miało swoje wady. Oż cholera! No to po całości! Już ja im pokażę, co to znaczy wkurzyć Stokrotka. Wziąłem do ręki węża ogrodowego, odkręciłem kurek tak mocno, aż zazgrzytał zawór.
– Ogłaszam koniec wojny! – Z wrednym uśmiechem nacisnąłem spust. Ustawiłem się pod odpowiednim kątem, aby trafić jednocześnie wszystkich trzech mężczyzn. Uważało się na zajęciach z obrony. Ha! Lodowaty strumień wystrzelił do przodu, zwalając Czarnego z nóg, prosto w grządkę z ziołami. Matka go zabije, to pewne. Przemek natychmiast odturlał się na bok, uwalniając spod swojego cielska mojego poturbowanego Diabełka. Miał rozciętą wargę, która puchła w zastraszającym tempie.
- Nie pozwolę ci chodzić z Horodyńskim! Ta rodzina to banda gangsterów! – Brat zaczął szczękać głośno zębami i jakby trochę posiniał. No proszę! Miało się tego cela. Wredny bałwan cały ociekał wodą. O słodka zemsto! Nowy trencz z angielskiej wełny, którym się tak chlubił, z pewnością pójdzie do śmieci. Miałem nadzieję, że się też porządnie przeziębi i mama postawi mu bańki. Od dziecka panicznie ich się bał i tak mu zostało, bladł na sam widok szklanych kulek..
- Pocałuj mnie w tyłek! – Nie bałem się odwetu, ponieważ za plecami miałem Nikolasa. Nie byłem tchórzem, absolutnie. Warto jednak mieć za sobą jakieś porządne argumenty, w postaci dobrze umięśnionego osiłka.
- Jak cię palnę gówniarzu! – Przemek zadziwiająco zwinnie zerwał się z ziemi. Pisnąłem, znaczy się wydałem bojowy okrzyk i schowałem się za mojego prezesa. Solidny niczym mur, odgradzał mnie od zdurniałego rodzeństwa. Nie moja wina, że piękna Natasza nabiła go w butelkę. Wyjrzałem ostrożnie zza ramienia, z którego smętnie zwisał potargany rękaw markowej marynarki.
- Już nie żyjesz. Idzie mama, w rękach ma miotłę. – Wyszczerzyłem się bezczelnie do brata. Była to bardzo groźna, słynna w całej familii Stokrotków broń, o czym nieraz się przekonaliśmy. Władała nią po mistrzowsku. Prawie tak dobrze jak Franio laską.
- Wszyscy do domu! – ryknęła i machnęła nam przed nosami, najeżonym poskręcanymi witkami, narzędziem zagłady. Po błyskach w niebieskich oczach wiedziałem, że mamy jedynie sekundy na wykonanie rozkazu. Pierwszy rzuciłem się w kierunku drzwi, jakby od tego zależało moje życie. Nikolas dzielnie dotrzymywał mi kroku. Zatrzymaliśmy się w przedpokoju, niczym dobrze wyszkolony oddział. Nikt nie ośmielił się zaprotestować. Mam lustrowała nas pełnym dezaprobaty wzrokiem, niczym stado wyjątkowo upierdliwych małp. Nastała taka cisza, że słyszałem krople wody uderzające o parkiet. Trzej macho wyglądali teraz jak trzy zmokłe koguty.
- Przebrać się, doprowadzić do porządku. Kazanie za półgodziny w salonie. – Dla podkreślenia wagi swoich słów, walnęła kilka razy trzonkiem miotły o podłogę. Za każdym uderzeniem podskakiwaliśmy niczym trafieni z pistoletu.
- Tak jest! – odpowiedzieliśmy zgodnym chórem. Z mamą Stokrotkową nie było żartów, z niewinnym uśmiechem na twarzy i kwiatkiem w zębach potrafiła uczynić z życia każdego winowajcy piekło na ziemi. Zarówno Czarny jak i Diabełek mieli niezawodny instynkt samozachowawczy. Szurnęli butami jak na defiladzie i zasalutowali.
- Chodź, dam ci jakieś ciuchy i opatrzę wojenne rany. – Wziąłem Nikolasa za rękę. Przemek to samo zrobił z doktorkiem, posłał nam jednak krzywe spojrzenie tygrysa na wegetariańskiej diecie. Gdyby wzrok mógł zabijać, moje poturbowane biedactwo już by nie żyło. Ależ ten brachol był pamiętliwy i uparty. Musiałem coś zrobić, żeby w końcu odpuścił.
Zaprowadziłem mojego mężczyznę do łazienki na pięterku, tam zaniosłem mu stary, poniewierający się na dnie szafy dres, nic innego by na niego nie pasowało. I tak spodnie sięgały mu do pół łydki, a kiedy ruszał rękami widziałem jego hm... brzuch. W sumie ten strój mimo, że nieco komiczny zaczął szybko pobudzać moją nieposkromiona wyobraźnię. Usiadł na obramowaniu wanny, a ja sięgnąłem do apteczki.
- Przepraszam, że tak wyszło. – Podniósł głowę, kiedy delikatnie zacząłem dezynfekować ranę na wardze. Najpierw myślałem, że udaje, ale wyglądał na autentycznie skruszonego.
- Ja przepraszam za Przemka, on chyba mocno przeżył oszustwo Nataszy. – Pocałowałem ostrożnie spuchnięte usta i przyłożyłem do nich woreczek z lodem, trzymany zawsze w zamrażarce na czarną godzinę. -  Od powrotu z USA nie spojrzał na żadną dziewczynę. Wcześniej rzadko się mieszał w moje sprawy.
- Przeszłość nadal nie daje mu spokoju, tak samo jak mnie. Nic nie zostało tak naprawde wyjaśnione. Wyczuwam jakąś  paskudną tajemnicę i mam okropne wyrzuty sumienia. Każdej nocy dręczą mnie koszmary. Zaniedbałem swoją siostrzyczkę, choć wiedziałem jacy wyrachowani i despotyczni są rodzice. Mieli swoje powody by ją izolować od rodziny oraz znajomych. Wrażliwą nastolatką łatwo jest manipulować. Wysłałem już do Ameryki detektywa, na razie jednak niczego ważnego nie odkrył. Skoro to nie twój brat popchnął ją do samobójstwa, musiał być ktoś inny w jej życiu. Na tyle ważny, że potrafiła z jego powodu kłamać i oszukiwać. – Objął mnie w pasie i położył głowę na piersiach. Przymknął na chwilę oczy jakby odpoczywał. Pragnął bliskości drugiej osoby równie mocno jak ja, a może nawet bardziej. W sytuacjach podbramkowych zawsze mogłem liczyć na szalonych Stokrotków, on niestety nie miał takiego luksusu. Był też zbyt dumny i uparty żeby zwrócić się do kogokolwiek o pomoc.
- Głuptasie – odgarnąłem ciemne włosy i pocałowałem go w czoło. – Jestem tutaj, zawsze będę. – Niepodziewanie poczułem, że to najprawdziwsza prawda. Świadomość moich uczuć względem niego przyszła nieoczekiwanie i dosłownie zaparła mi dech w piersiach. Naprawdę chciałem spędzić z tym mężczyzną resztę życia. Nie potrafiłem wykrztusić nic więcej. Zatonąłem w jego czarnych źrenicach. Coś w Nikolasie sprawiało, że ufałem mu jak nikomu innemu. Cokolwiek się wydarzy, miałem zamiar trwać przy nim do końca.

***
   Kiedy cała nasza czwórka pojawiła się w salonie, mama siedziała już na fotelu, niczym królowa na swoim tronie. Ubrana w codzienną, wełnianą sukienkę wyglądała niesamowicie dostojnie. Postrzępiona miotła w jej ręce przypominała berło wiedźmy, którą jak się tak dobrze zastanowić w istocie była. Wszystkie te pląsy przy księżycu, tajemnicze ogniska o północy w towarzystwie podobnych jej czarownic, sklep z podejrzanymi ziołami, skłaniały właśnie do takiego wniosku. Nie mówiąc już o tym, że odkąd pamiętam zdawała się czytać nam w myślach. I wiedziała absolutnie wszystko o wszystkich. Patrzyliśmy na nią speszeni, nie śmiejąc usiąść. Nikt nie chciał jej podpaść, choć mieliśmy różne powody, aby jej nie drażnić.
- Siadać i słuchać!
Niczym panienki na wydaniu przed swatką, opadliśmy nieśmiałym rządkiem na pobliską kanapę. Na ławie przed nami stał szklany dzbanek pełen gorącej herbaty z cytryną i imbirem oraz szklanki. Patrzyliśmy po sobie, w oczekiwaniu na gromy i pioruny ust zjeżonej rodzicielki. Przysunąłem się do Nikolasa, ciepło jego ramienia dodało mi pewności siebie. On też jakby nabrał wigoru i wiatru w żagle. Szczególnie w jeden żagiel, a raczej maszt. Zmrużył szelmowsko oczy, jego dłoń zakradła się od tyłu i ścisnęła ukradkiem mój pośladek. Wiedział drań, że nie dostanie po łapach i bezwstydnie to wykorzystywał.
- Panie doktorze – odezwała się mama lodowatym tonem, a ofiara aż się wzdrygła. – Czy mógłby się pan wreszcie zdecydować, którego z moich synów woli? No chyba, że liczy pan na wesoły trójkącik.
- O… - Czarny otwierał i zamykał usta, wydobywał się z nich jednak jedynie zduszone jęki. Gdzie zniknął cały czar i gadka szmatka, z której słynął w szpitalu?
- Może pomogę? – Zniecierpliwiona przedłużającym się milczeniem i pojedynczymi nieartykułowanymi dźwiękami przewróciła oczami.
- Bardzo proszę… - Biedny konował nie wiedział do czego zmierza.
- To bardzo proste. Woli pan być na górze czy na dole?
- Yhy … yhy… – Przemek popluł się herbatą. Chyba nie liczył na aż taką dozę szczerości. Najwyraźniej dokładna znajomość jego intymnego pożycia nieco nim wstrząsnęła. Tymczasem jego najnowsza zdobycz robiła za karpia i wytrzeszczała oczy. W cichości ducha cieszyłem się z ich nieszczęścia, ponieważ mam zajęta ich obsztorcowaniem zupełnie zapomniała o nas. Niestety na niezbyt długo, a wszystko przez durnego Diabla Ho, któremu zebrało się na macanki. Nagle miotła śmignęła do przodu, rozległ się głuchy odgłos.
- Rany…! – Nikolas oberwał dwukrotnie twardym trzonkiem po zboczonych łapach. Dmuchał w nie teraz i z niewinną miną zbitego niesłusznie psa, patrzył na rozsierdzoną kobietę.
- A ty niecnoto, obtukłeś już obu moich synów! Zrobisz to jeszcze raz, a pożałujesz, że żyjesz! – W jej głosie słychać było stalowe nutki. Bez najmniejszego wahania, w obronie swoich bliskich, groziła niebezpiecznemu mężczyźnie, posiadającemu liczne kontakty z międzynarodowym, szemranym towarzystwem. – Mam bardzo dużą i bardzo pomysłową rodzinę. Puścimy twoją gangsterską familię z torbami! Jakem Stokrotkowa! – Dla podkreślenia wagi słów, uderzyła się z rozmachem w pierś. Coś zazgrzytało, cicho strzeliło i smukła figura mamy zupełnie się odmieniła. Widać było niewielkie fałdki tłuszczyku, a płaski wcześniej brzuch, nieco się zaokrąglił. Najwyraźniej koronkowy gorset przeznaczony dla wytwornych dam, nie wytrzymał takiego traktowania.
- Coś wypadło, jakby tasiemka. – Trzeba przyznać Diabełkowi, że nawet się nie zająknął i zachował całkowitą powagę. Mama zmieszała się tylko na ułamek sekundy, potem z powrotem zadarła głowę, wpychając bezceremonialnie za dekolt nieposłuszną garderobę.
- Wystarczy na dzisiaj tego gadania i chyba się zrozumieliśmy. – Wstała z fotela bardzo ostrożnie, zapewne bojąc się kolejnej kompromitacji w postaci opadającej na podłogę bielizny. Odwróciła się jeszcze w moją stronę. – A ty dopilnujesz, by mój ogródek wrócił do poprzedniego stanu. Masz na to dwa dni!  - Z miną królowej, znudzonej przedłużającą się audiencją wyszła z salonu. Opadliśmy na oparcie kanapy ze zbiorowym jękiem ulgi.
- Teraz zaczynam rozumieć, skąd te wszystkie kawały o teściowych. – Wyrwało się niepoprawnemu Nikolasowi, za co dostał ode mnie plaszczaka w łepetynę.
- Ona tak na serio? – Czarny chyba nadal był w szoku. Jego usta ułożone w literę ,,O” wyglądały naprawdę głupio.
- A ty śmiesz mieć jeszcze wątpliwości, gdzie twoje miejsce?! – Odpowiedział pytaniem na pytanie Przemek i poufale złapał go za tyłek. – Chyba musisz przejść intensywniejsze szkolenie!
***
   Następnego dnia miałem dyżur i wszystkie osobiste problemy musiałem odłożyć na sposobniejszy czas. Zazwyczaj moja praca nie pozostawiała zbyt wiele czasu na bujanie w obłokach. Była pogodna, jak na te porę roku niedziela, może dlatego na SOR’ze  panował zastój. Dziewczyny poszły robić sobie hennę do łazienki, a ja popijałem z Jasiem kawę w pokoju socjalnym. Miałem niepowtarzalną okazję, zasięgnąć paru dobrych rad od doświadczonego kolegi. Uwiedzenie krnąbrnego Diabełka, nadal spędzało mi sen z powiek. Nie wiedziałem jednak jak podjąć drażliwą kwestię.
- Lutek, masz coś dziwnego w spodniach? – Zapytał w końcu nasz internista, obserwujący mnie od dłuższej chwili spod drucianych okularów. – Podejrzewam owsiki, ponieważ nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak kręcił tyłkiem podczas  śniadania.
- Ja tylko chciałem…
- No wyduś w końcu, bo dostanę niestrawności, tym bardziej, że te kanapki robił nasz ulubiony chirurg. Dziwnie smakują, chyba zamiast pieprzem, posypał pomidory cynamonem. – Dzielnie jednak żuł dalej. Miłość to naprawdę dziwne uczucie, często zmuszajace ludzi do idiotycznych zachowań jak jedzenie prawdziwego paskudztwa. Nigdy nie miałem dobrego zdania o tym gołodupcu Amorze.
- Nikolas zamienił się w dżentelmena. – Usiłowałem okrężną drogą skierować go na właściwy tok myślenia. Nigdy poza Diabełkiem, nie rozmawiałem z nikim, o swoich intymnych sprawach. Zazwyczaj był to dla mnie temat tabu.
- To chyba dobrze… - Jasiu nie załapał, albo nie chciał załapać aluzji.
- Żyjemy w gimnazjalnym związku. – Poczerwieniałem pod jego uważnym spojrzeniem. Brązowe oczy zaczęły rzucać wesołe błyski.
- Chyba umknęła ci, nieświadomy życia Kwiatuszku, afera ze słynnym słoneczkiem. Dzieci dzisiaj wcześnie zaczynają zabawę mamę i tatę. – Drań przygryzł dolną wargę, aby się nie roześmiać. – Może dokładniej?
- No trzymanie za rękę, spacery, małe macanko, buzi buzi i do domu. – Nie odważyłem się na niego spojrzeć. Skoro jednak zebrałem się na odwagę, postanowiłem brnąc do końca. – Czy mi czegoś brakuje? Jestem mało seksowny? Brzydki?
- Czekaj! Chcesz powiedzieć, że wy jeszcze nie ten teges? – Jasiowi z wrażenia spadły okulary. Nałożył je z powrotem z niedowierzaniem kręcąc głową. – I wszystko z tobą w porządku. Sam znam kilku, którzy chętnie by się do ciebie dobrali.
- Co takiego?! – Szczęka nieco mi opadła. – Ja tam jakoś kolejki chętnych nie zauważyłem. Ostatnio, jak Nikolas był zajęty, poszedłem do kina z Wiśką.
- Bo się durny dzieciaku gapisz tylko na Horodyńskiego, jakby miał w sobie jakiś magnes. – Popatrzył na mnie z politowaniem. – Nie warto palić za sobą wszystkich mostów. Nie wiadomo jak się jeszcze sprawy potoczą. Jego rodzina jest bardzo zamożna, może cię nie zaakceptować. A wątpię, aby ci pasowała rola kochanka z doskoku.
- Obiecał, że się ze mną ożeni, ale nie jestem do końca pewny. – Oświadczyłem markotnie. Kompletnie popsuł mi się humor. Wiedziałem, że miał niestety rację.
-  Jak to nie wiesz, czy ci się oświadczył?
- Bo gadał po rosyjsku, w dodatku był trochę zawiany.
- Jedno jest pewne. Nie kupuje się kota w worku. – Jasiu dolał mi kawy. – Przetestuj towar zanim cię zakajdankuje, znaczy zaobrączkuje. – Ale z niego wredota! Czy on naprawdę sądził, że był w tej chwili dowcipny? Ja do niego z poważnym kłopotem, a jemu się zebrało na chichoty. Pewnie Kozłowski rzucał się na niego każdej nocy niczym wygłodniały tygrys. Syty głodnego nie zrozumie.
- To ja lepiej pójdę poukładać w szafie z lekami. - Podniosłem się z krzesła.
- Zaczekaj, nie obrażaj się. – Mężczyzna chwycił mnie za spodnie i siłą posadził z powrotem. –  Jesteś chyba dość płochliwy w tych sprawach, przynajmniej takie sprawiasz wrażenie. Horodyński to doświadczony gracz, pewnie nie chce cię wystraszyć i pewnie dlatego zwleka. Zachęć go jakoś.
-Próbowałem i słabo wyszło. – Opowiedziałem mu o swoich mizernych w skutkach próbach uwiedzenia.
- Chyba potrzebujesz odpowiedniego klimatu, jakiegoś odosobnionego miejsca, gdzie nikt wam nie przeszkodzi. Dostałem zniżkę na czterodniową wycieczkę do Pragi, połączonej z degustacją piwa, zwiedzaniem. Hotel wyglądał w internecie na całkiem elegancki, są w nim nawet termalne źródła. Nie mogę jechać. Masz tutaj kupon. – Wyciągnął z kieszeni kopertę. - Zapisz się i poproś o towarzystwo swojego cnotliwego dżentelmena. Na pewno ci nie odmówi, w razie czego zagroź, że weźmiesz kogoś innego.
- Dziękuję, mam u pana dług. – Pocałowałem go siarczyście w policzek. Pomysł wydał mi się wprost doskonały. W romantycznej atmosferze na pewno przeżyję swoje wymarzone chwile namiętności. W końcu Diabełek miał niezły temperament, na pewno nie oprze się sam na sam w spienionym jacuzzi. Humor od razu mi się poprawił, a życie wydało bardziej kolorowe.

10 komentarzy:

  1. Czekam na tekst o wyjezdzie! Termalne zrodla... mam nadzieje, ze je jakos wykorzystaja (w wiadomych celach) :D.
    Pozdrawiam i zycze weny,
    xjudass

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic tylko pokładać się ze śmiechu. Twoje teksty powinny być obwarowane warunkami, by w czasie ich czytania nie uszkodzić sobie co cenniejszych części ciała podczas upadku z krzesła... Brawo i dziękuję. Weny życzę i rychłej kontynuacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. A tak z czystej ciekawości. Co takiego cennego sobie uszkodziłaś? :))

    OdpowiedzUsuń
  4. A tam zaraz uszkodziłaś... ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Och Lu... Jak ja go kocham! <3 Diabełek coś ostatnio zrobił się strasznie potulny. Mam nadzieje, że Lutek na nowo go "obudzi. No i Czarny... Przemek bardzo dobrze się nim zajął :D Mam nadzieje na szybki, podwójny ślub :)
    //Mika

    OdpowiedzUsuń
  6. Cały miesiąc
    płaczę płaczę i nie mogę przestać
    Och nie mogę się doczekać prób naszej niesfornej stokrotki

    Alex...

    OdpowiedzUsuń
  7. kiedy będzie następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest boskie ;_____;
    Jestem tak ciekawa co się stanie dalej
    proszę cię napisz następny rozdział
    To czekanie jest jak tortura 😢
    > Pozdrawiam i gratuluję talentu pisarskiego :-* <

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja Ciebie wcale nia poganiam, ale czy mogłabyś nie trzymać nas(czyt. mnie)na odcinkowej diecie.? Tęskno mi do przedstawiciela Piekła i jego Kwiatuszka:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam,
    no pięknie, Czarny w szoku, dokładnie uświadomiony gdzie jego miejsce, mam nadzieję, że coś wyjdzie z tego wyjazdu....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń