środa, 4 maja 2016

Rozdział 31

Wychyliłem się przez okno, znajdowało się akurat nad drzwiami wejściowymi. Kapitan Maczuga nie przybył niestety sam, obok niego stali z zasępionymi minami moi przyszli teściowie. Widać czuli się dość niepewnie w obcym dla nich mieście i potrzebowali mundurowego wsparcia. Czułem wszystkimi Stokrotkowymi listkami zbliżające się kłopoty. Najwyraźniej nie tak wyobrażali sobie zięcia, skoro zapewnili sobie pomoc stróża prawa. Pewnie myśleli, że miejscowy element czyli MY, właśnie przerabia na mielone kotlety ich cennego jedynaka. Zdaje się, że w przyszłości będę miał okazję odczuć na własnej skórze co to znaczy prawdziwa teściowa, taka ze śląskich kawałów. Kiedy ją zobaczyłem, natychmiast skojarzyła mi się z latającą na miotle wiedźmą. O ile kościsty tyłek sztywnej kniahini zniósłby taką torturę. Może istnieją jakieś ulepszone wersje dla arystokracji z wielką, puchową poduchą jako siodełkiem? Proszone, rodzinne obiadki będą prawdziwym wyzwaniem. Posztyletujemy się wzrokiem przy przystawkach, potem podźgamy językami żując mięsko, by zadać ostateczne ciosy podczas deseru. Miałem w tym niejaką wprawę, przeszedłem niebagatelną, Stokrotkową szkołę przetrwania. Nie sądziłem, aby ktoś był bardziej podstępny i pyskaty niż moi najbliżsi, zwłaszcza Dziadunio. Jak zwykle pech mnie nie opuszczał.
- Chyba powinniśmy zejść na dół, zanim moja rodzina zrobi coś naprawdę głupiego. Życie jest do bani… – westchnąłem ciężko, podszedłem do Nikolasa i oparłem mu czoło na ramieniu. A mogło być tak pięknie! Po jakie licho tu przyleźli? W dodatku przywlekli kapitana. Jak dla mnie pod tą rodzicielską troską o dobro syna czuło się coś jeszcze. Ta dobrze urywana panika w oczach jego matki dała mi do myślenia. Może odejdą w obliczu przeważających sił wroga? Właściwie nie mieliśmy jeszcze z moim Diabełkiem czasu niczego sobie dokładnie wyjaśnić, zajęci ważniejszymi… hm … sprawami. No co?! Gaszenie pożaru z pewnością zaliczało się do kwestii ,, życia  lub śmierci”, którą należało rozwiązać w pierwszej kolejności. Podniosłem głowę, napotkałem czarne, rozjarzone spojrzenie i przełknąłem ślinę. Głośno. Przestąpiłem z nogi na nogę. Wyglądało na to, że chyba jednak nie stłamsiliśmy do końca wszystkich płomieni.
- Ni… ko… las…? – zamruczałem. Czy ja się właśnie o niego otarłem? Ale wstyd!
- Lutek, natychmiast przestań! – Z satysfakcją wychwyciłem chrapliwe nutki w napiętym głosie. Na szczęście nie ja musiałem grać rolę tego rozsądniejszego. Odsunął mnie z ociąganiem na odległość ramion i potrząsnął. – Lepiej idź się przebrać, bo nasze matki mogą nie zrozumieć zabawy w małego strażaka.
- Rany…! – Zupełnie zapomniałem o wielkiej plamie na spodniach. Zarumieniłem się po same uszy. Co on sobie pomyśli? Potrafię nad sobą panować! Zadarłem do góry nos, jakby takie sytuacje były dla mnie codziennością i zmierzyłem chichoczącego drania wyniosłym spojrzeniem. – Odwróć się! Żadnego gapienia!
- Cwjetok, jestem dżentelmenem! – obruszył się demonstracyjnie mój ulubiony prezes. No proszę, wróciliśmy na salony. Też potrafię się zachować, w końcu jestem porządnym Stokrotkiem. Może trochę wybrakowanym, ale nikt o tym nie musiał wiedzieć, szczególnie ten przedstawiciel starej, rosyjskiej arystokracji.
- A nie wyglądasz – rzuciłem bezczelnie i zacząłem szukać w szafie czegoś do ubrania. Do garderoby naszych rodzimych celebrytek było mi naprawdę daleko. Skromne cztery półki zwykłych szmatek, większość po promocji z supermarketów. Żaden pielęgniarek nie został jeszcze milionerem i nie zapowiadało się na zmiany. Nasz dowcipny minister zdrowia kazał nam ostatnio traktować nasz zawód jako MISJĘ. Chyba pomylił pielęgniarki z misjonarzami i miał nadzieję, że będziemy tyrać za darmo. Nie wiem co brał ten cienias, ale mu strasznie szkodziło. Wyciągnąłem sprane dżinsy oraz nowiutkie bokserki. Szybko ściągnąłem dres i zerknąłem w kierunku mężczyzny. Spełnił polecenie wyjątkowo jak na niego posłusznie, o dziwo bez szemrania. Najwyraźniej czytał tytuły stojących w biblioteczce książek. Hm…??  Może ludzie się jednak zmieniają pod wpływem budującego otoczenia, miałem tu oczywiście na myśli swoją skromną osobę. Kochany Diabełek. Chyba był o wiele bardziej cywilizowany niż sądziłem. Lutek, niepoprawna istoto! Dlaczego czujesz… Zawód?! Jednym ruchem zerwałem z  siebie mokre majtki. Krótka koszulka nie pozostawiała zbytniego pola dla wyobraźni. Mój członek jak zwykle w obecności seksownego przedstawiciela piekła, mimo wcześniejszej zabawy, już zaczynał podnosić głowę. Poprawiłem go ręką i sięgnąłem po bokserki. Spojrzałem podejrzliwie na Nikolasa. Stał nieruchomo, zbyt nieruchomo. Te wyprostowane plecy i napięte pośladki. Cholera! Ale ze mnie frajer! Zapomniałem, że w szyba w szafce doskonale pełniła rolę lustra. A to ci dżentelmen!
- Ty zboczony bibliofilu! – wydarłem czerwoną jak pomidor paszczę, zamiast najpierw rozsądnie wciągnąć na tyłek bieliznę. Odwrócił się do mnie w mgnieniu oka. Nawet sławny tajski tygrys nie zrobiłby tego zwinniej. Oblizał powoli usta i zmrużył oczy. Boż... Bożenko! Zaraz się rzuci i rozszarpie mnie na kawałki. Mhm… W obliczu ,,wroga” zrobiło mi się jakoś słabo. Mama miała rację, byłem cholernie ,,wrażliwy” i łatwo traciłem głowę oraz majtki. Bokserki gdzieś zniknęły. Normalnie Harry Potter. Najpierw moja skóra pokryła się stojącymi na baczność, czułymi niczym małe antenki, włoskami. Zacząłem drżeć jak przysłowiowy liść na wietrze. Potem pod ciężkim, przeciągłym spojrzeniem zalała mnie fala obezwładniającego gorąca. Aby nie upaść oparłem się o ścianę.
- Chyba przez następne pięć minut się nie pozabijają? – padło ciche, niepokojące pytanie, zadane niskim, bardzo niskim głosem. Jedno mrugnięcie powiek. Zaraz potem Nikolas klęczał już przede mną. Jak nic osiągnął prędkość światła. W ostatnim przebłysku nikomu niepotrzebnego rozumu złapałem go mocno za włosy. Nawet się nie skrzywił.
- Oszalałeś?! – Czy to ja tak cienko zapiszczałem? Powrót mutacji? Na ten niezbyt przekonujący protest nie zareagowałby nawet dwutygodniowy kociak. Nawet ja usłyszałem w nim nutki nieśmiałej nadziei na… Lutek, ty nienasycona cholero!
- Najwyraźniej… - Duże dłonie złapały mnie stanowczo za tyłek, a utalentowane usta zamknęły się na stojącym już zupełnie sztywno penisie. Język natychmiast owinął się wokół niego i zaczął pieścić posuwistymi ruchami. I na co komu rozsądek? No na co?
- Boż… Bożenko… - Udało mi się jedynie wyjąkać. Biodra same wykonywały rytmiczny taniec. Ogarnęła mnie wprost niemożliwa rozkosz, pełna narastającego napięcia, cichych pomruków i westchnień. Czy ruscy mają zmutowane gardła? Jak głęboko mogłem się zanurzyć w tą oszałamiającą, ciepłą wilgoć? Wydawała się bezdenna.
Przez gęstą mgłę pożądania otulającą rozpływający się z przyjemności mózg usłyszałem znajome kroki na schodach. Stare drewno skrzypiało wprost niemiłosiernie. Nagle dotarło do mnie, że nagi od pasa w dół ochoczo kopuluję z prezesem, gdy tymczasem piętro niżej kłębiła się moja i jego rodzina. Chyba coś ze mną nie ten teges. Byłem aż na takim głodzie? Zacząłem odpychać Nikolasa, który zaskoczony podniósł na mnie gorejące oczy. Nie śmiałem w nie spojrzeć.
- Ktoś może wejść… - zaskomlałem żałośnie. Tak naprawdę wcale nie chciałem przerywać namiętnych pieszczot. Mój wulkan w każdej chwili groził wybuchem. Znieruchomiałem nie bardzo wiedząc co robić, rozdarty między dwoma sprzecznymi uczuciami.
- Cwjetok, głuptasie, chyba nie odmówisz mi deseru? –  Z pewnością takim głosem seksowni rusałkowie zwodzili na bezkresne bagna nieostrożnych wędrowców. – Masz pojęcie jak kręcą mnie te twoje wstydliwe reakcje? – Łakome dłonie bynajmniej nie przestały masować rytmicznie mojego tyłka, ugniatały napięte mięśnie niczym ciasto. Niemal się od tego rozpłynąłem podobny umiejętnie podgrzewanej czekoladzie. Mistrzowie cukiernictwa potrafili czynić z nią prawdziwe cuda. Nikolas niewątpliwie był bardzo utalentowany. Rozkoszne dreszcze rozchodziły się we wszystkich kierunkach. I jak tu w takich warunkach dbać o reputację? Na dokładkę przebiegły Diabeł, chyba w ramach zemsty za niezdecydowanie, skrzętnie omijał ustami spragnionego dotyku penisa. Tymczasem ruchliwy, ciekawski język zajął się bardzo pracowicie nabrzmiałymi jądrami. Boż.. Bożenko, nie masz nade mną litości. Jeszcze chwila, a zacznę lewitować!
- Zaraz tu ktoś wejdzie! Chcesz dać porno występ dla rodziny? – zaprotestowałem ostatkiem sił. Zaraz się mu spuszczę na tą zarozumiałą gębę. – Mhm…- Ta myśl wydała mi się całkiem obiecująca. Czułem nadchodzący, potężny spazm. Ciało drżało niczym w gorączce.
- Dlaczego nie? A nuż się czegoś nauczą. – Bez ostrzeżenia ponownie pochłonął mojego penisa aż po nasadę. Zassał się tak mocno, że pociemniało mi w oczach.
- Aaa… - wyjęczałem przeciągle, kompletnie bezwolny w jego uścisku. To była zresztą jedyna inteligentna odpowiedź na jaką mnie było stać w tym niezmiernie fascynującym momencie. – Eee… Oo... - Widać samogłoski idealnie komponowały się z rytmicznym obciąganiem. Niespodziewanie poczułem na nogach powiew chłodnego powietrza. Drzwi się powoli uchyliły i z przerażeniem zobaczyłem w nich twarz mojej sister. Przeklęty Nikolas był odwrócony tyłem. Nie słyszał lub co bardziej prawdopodobne, nie chciał słyszeć jej wejścia. Podniecająca zabawa pochłonęła go bez reszty.
- O ja pier… Umieram! - wyrzęziłem. Z pomrukiem wbił dwa palce w moją szparkę, powodując niekontrolowany wybuch. Targnął mną silny orgazm. Świat zniknął mi na chwilę sprzed oczu. Gdyby nie ściana za moimi plecami rymsnąłbym jak długi na podłogę.
- No… no… Lutek, to było naprawdę niezłe! – Usłyszałem chichot nieznośnej Wiśki, a potem trzask zamykających się drzwi. Trochę kultury jednak posiadała. Jeśli puści farbę na dole będę musiał uciekać na Karaiby. Padłem prosto w ramiona niezmiernie zadowolonego siebie Diabła Ho, oblizującego usta z resztek spermy. Boż… Bożenko… Facet nie wiedział co to wstyd, prawdopodobnie już dawno wymazał ten wyraz ze swojego słownika. W co ja się wpakowałem? A raczej w kogo. Na jego obronę musze powiedzieć, że trzymał mnie mocno aż odzyskałem siły i przestałem drżeć. Nawet uprzejmie pomógł mi ubrać jakimś cudem odnalezione majtki i dżinsy. Ręce nadal trzęsły mi się tak bardzo, że pozapinanie guzików przerastało moje możliwości. Dwa orgazmy w kwadrans kompletnie mnie wyczerpały. Klapnąłem na fotel. Odetchnąłem głęboko kilka razy świadomy czekającego mnie niemiłego zadania. Należało dotlenić rozmemłanego gluta, który przelewał się w moim czerepie.
- Musimy iść na dół, coś tam strasznie cicho – wymamrotałem w kołnierz swojej koszulki. Teraz, kiedy wracała świadomość tego, co przed chwilą robiliśmy, czułem się jakoś strasznie głupio. Postanowiłem starym, dobrym zwyczajem cichcem wycofać się z placu boju. Wstałem powoli, by sprytnie umknąć na korytarz, zdradziło mnie jednak zerkanie w kierunku drzwi. Nikolas był naprawdę szybki, zastąpił mi drogę i rozpostarł ramiona. Dzięki temu mogłem zobaczyć, że teraz to on ma poważny problem w spodniach.
- Może jakieś dziękuję kochanie, czy jakoś tak? – Czyżbym usłyszał jakiś żal w jego głosie. Nie dopieściłem mojego Diabełka. Niewątpliwie byłem chutliwą świnią bez grama wyższych uczuć. Chyba powinienem wykazać więcej empatii. Na pewno nie  miałem szans wygrać konkursu na kochanka roku.
- Chyba żartujesz? – Żachnąłem się w pierwszej chwili. Szybko jednak ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Zmieszany nie bardzo umiałem się zachować.  Niby chciałem się przytulić, ale jakoś nie potrafiłem. Ale ze mnie sztywniak! – Może jeszcze bukiet czerwonych róż i wierszydło o miłości po grób? – Oczywiście musiałem wbić ten gwóźdź do końca.
- Jak najbardziej, każdy objaw uczuć mile widziany. – Facet normalnie całkiem zwariował. Potraktował moją odpowiedzieć zupełnie poważnie. W sumie jakaś nagroda mu się z pewnością należała. - Hm…
- Proszę… - Podałem mu z najsłodszą miną, na jaką mnie było stać, dwa nieco przywiędnięte tulipany, wyciągnięte właśnie z wazonu. – To jakby zaliczka, reszta potem.
- Słowo?
- Słowo Stokrotka! – wyrwało mi się zupełnie niepotrzebnie. Moje usta często płatały takie figle, żyły jakby niezależnym życiem. Niezależnym od rozumu ma się rozumieć.
- W takim razie liczę na porządne macanko z twojej strony. Masz u mnie dług Cwjetok.  – Skąd ja znałem ten szeroki, tryumfalny uśmiech? To ja tu się zamartwiam, że ze mnie zimny drań i być może uraziłem jego kniaziowskie uczucia, a cwany łajdak właśnie załatwił sobie trzecią rundę seksów. Tym razem w moim wykonaniu. Lutek, byłeś i będziesz naiwniakiem!
Właśnie otwierałem poczerwieniałą znowu paszczę, żeby się porządnie zbuntować, ewentualnie wynegocjować wielkość i złożoność macanych rat, kiedy zadzwonił telefon. Nikolas wzniósł oczy do sufitu, prosząc chyba o świętą cierpliwość do złośliwej fortuny ciągle przerywającej nam w najciekawszych momentach. Jeno zerknięcie na ekranik, a jego wzrok nabrał czujności i ostrości.
- To detektyw Elmet Hicton, chyba ma coś nowego. Może pójdziesz na dół, a ja z nim porozmawiam.
-  Nie ma mowy, nie rzucisz mnie lwom na pożarcie.  Poza tym też chcę usłyszeć, co ma do przekazania.  Moja rodzina tkwi w tym po uszy. Czas przywrócić Stokrotkom nadwyrężony przez Przemka honor. – Zrobiłem zawziętą minę i usiadłem z powrotem na fotelu.
- Dobrze już dobrze. Tylko bądź cicho. – Machnął ręką na zgodę. Nie należał do zbyt otwartych osób. Ucieszyłem się, że obdarzył mnie zaufaniem w tak ważnej dla niego sprawie. Po raz pierwszy z głębi duszy byłem wdzięczny swojej anglistce za bycie wredną piłą. Dzięki niej całkiem dobrze znałem ten język.
- Panie Horodyński, mam wreszcie bardzo wiarygodnego świadka. To siostra Haviera - Carmen Spinioza. Jest już w drodze do pana domu w Karowie. Ma pewną propozycję, oboje na niej skorzystacie.
- Kto to u licha ten Havier?
- Prawdziwy kochanek pańskiej siostry. Dziewczyna wszystko wyjaśni. Trzeba ją odebrać z lotniska w Krakowie jutro o dwudziestej. Jej numer to 345678900.
- Czekaj! Elmet, czyś ty oszalał? Mam na karku rodziców! Jak mogłeś ją tu wysłać bez porozumienia ze mną?!
- Poradzisz sobie stary druhu, wierzę w ciebie.
I rozległa się wesoła muzyczka ,, Bajlando, bajlando…”. Widać chłopina nie bał się zbytnio prezesa. Pewnie jakiś kumpel od kieliszka bądź innych ekscesów. Nikolas warknął do siebie kilka niecenzuralnych epitetów pod adresem detektywa.
- Uspokój się, może zamieszkać nad barem ,, Pod Kogutem”. Kuzyni mają tam kilka pokoi do wynajęcia. Wyślemy po laskę Przemka, ludziska pomyślą, że wraca do starych nawyków i wezmą ją za jego nową dziewczynę. Byle się nie odzywała.