wtorek, 17 kwietnia 2018

Rozdział 41


Po powrocie do domu nie mogłem oderwać oczu od swojego odbicia w lustrze. Biedne, zmasakrowane ucho bolało jak diabli, ale kolczyk wyglądał czadowo. Wyginałem głowę przed lustrem, aż rozbolała mnie szyja.
- Powiedz, że jestem ekstra super - zwróciłem się do stojącego obok Nikolasa. Długie do ramion włosy zasłoniły mu zupełnie zaręczynowe cudeńko. Szkoda. Dostrzegałem  jedynie delikatne przebłyski, kiedy padało na niego światło.
- Hm...- Przylgnął do moich pleców. Jak chciał potrafił być naprawdę przytulny. Wiedział jak wziąć mnie pod włos. - Prawie jak elf. Brakuje jedynie zielonego kubraczka. - Pił do mojego wzrostu? Zarozumiały dryblas. Nie każdy może być przerośniętym mięśniakiem.
- Prawie? - Podparłem się pod boki i zmrużyłem oczy. - Coś ci nie pasuje?
- Ależ skąd...- Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. Brwi podjechały mu do góry na widok rozdeptanych trampek w gwiazdki, spodni z modną dziurą nad kolanem i rozciągniętego podkoszulka. Cholerny wielbiciel trendów.
- Wrrr...! - Rasowy owczarek nie zrobiłby tego lepiej. Ugryźć, nie ugryźć? Z rozpiętego kołnierzyka wystawała ładnie zarysowana szyja. Ech Lutek! Ty się zdecyduj! Ten drań robił to specjalnie, żeby mnie rozproszyć. - Wrrr..- Tym razem był to wyraz frustracji. W tym momencie mój mało kumaty luby lekko się wzdrygnął i najwyraźniej zreflektował.
- No, taki miejski elf. - Próbował ratować sytuację. Niestety skrzywione modowymi gazetami poczucie estetyki oraz zwyczajna, diabelska złośliwość mu na to nie pozwoliły.  - Z lumpeksu...
- Ty zmanierowany, błękitnokrwisty dupku! - Podniosłem stopę, by z rozmachem opuścić ją, na eleganckie, skórzane buty za całą moją pensję. Giń pieprzony elegancie! Niestety miał niezawodny refleks.  Obiłem sobie jedynie piętę, a po moim wybrednym facecie pozostał jedynie zapach francuskich perfum. Wiedział ryski łajdak, kiedy się ulotnić. Jeśli jednak myślał, że mu odpuszczę ten nietakt, to się grubo pomylił. Widziały gały co brały! Przypomniałem sobie obietnicę, którą mi niebacznie złożył. Właśnie miałem okazję przetestować nieco moje kochanie. Kto by się temu oparł? Uśmiech omal nie przeciął mi twarzy na pół.
***
   Najpierw miałem zamiar pójść na zakupy, ale kiedy w internecie zobaczyłem, ile kosztują takie gadżety wymiękłem. Skorzystałem z okazji, że nikogo nie było w domu poza Franiem, ze skupieniem oglądającym ,, Klan". Moje rodzeństwo, nigdy nie kryło się specjalnie ze swoimi perwersjami. Zrobiłem więc mały włam, no może dwa. Zarówno Wiśka jak i Przemo mieli niezłe kolekcje - bicze, dilda, kulki, bicze z pręcikami, bielizna skórzana, koronkowa aż zakręciło mi się w głowie. Postanowiłem wziąć moje kochanie z zaskoczenia. Nie miałem pojęcia do czego służy większość rzeczy i wolałem sobie tego nie wyobrażać. Porozkładałem je malowniczo na swoim łóżku. Wybrałem kilka filmów, których odważyłem się obejrzeć jedynie kilkadziesiąt początkowych sekund, a i to z wielkim trudem. Odetchnąłem głęboko, wyprostowałem plecy. Grunt to pewność siebie. Lutek, nie waż się jąkać i czerwienić! Pokaż, że jesteś Stokrotkiem z prawdziwie słowiańską fantazją. Włożyłem ulubione dżinsy i jedyną porządną koszulę. Po namyśle rozpiąłem ją prawie do pasa. Rozwaliłem się na fotelu z otwartym piwem w ręce i włączyłem laptopa. Tak przygotowany czekałem na narzeczonego.
- Cwjetok. Nadal jesteś zły? - Moje kochanie weszło do pokoju i rzuciło mi na kolana czerwoną różę.
- Może troszeczkę. - Obróciłem się do niego przodem. - W sumie to miałem co innego do roboty. Pamiętasz, co mi obiecałeś? - Uśmiechnąłem się najsłodszym z uśmiechów i wskazałem na łóżko.
- Ee...- Mój zazwyczaj elokwentny mężczyzna jakby się lekko zapowietrzył. - Obrabowałeś seks shop?
- Wiesz. Nie mogłem się zdecydować. - Wziąłem do ręki największe coś, na opakowani pisało dildo, czy jakoś tak i pomachałem mu nim przed nosem. Jego oczy zrobiły się niemal okrągłe. Najwyraźniej dobrze mi szło. Trzymaj się Lutek. Pamiętaj! Nie waż się spiec buraka. Jesteś królem perwersów! Glizdy i smarki! Sąsiadka w różowym kostiumie w żółte tulipany! Fitolizyna...( Obrzydliwa i skuteczna zawiesina podawana w chorobach nerek, powinna się nazywać pij i płacz, ale najpierw zatkaj nos)
- Masz zamiar urządzić wieczór z zabawkami? - Zaczął powoli i ostrożnie, jakby miał do czynienia z niebezpiecznym wariatem. Cudownie. Poczułem się jeszcze pewniej. Udało mi się go zaskoczyć.
- Przygotowałem nawet instrukcje dla ciebie...- Puściłem pierwszy filmik, na którym aktor ubrany tylko w pas do pończoch tańczył na rurze. - Ten jest fajny. Niestety nie udało mi się kupić bielizny w twoim rozmiarze.
- To faktycznie przykre. - Jakby lekko poczerwieniał. Lutek tak trzymaj, jeszcze będzie z ciebie nocny bohater.
- Nie martw się kochanie. Znalazłem coś lepszego. - Drugi klip pokazywał mężczyznę przebranego za króliczka, miał puszyste uszka, skąpy podkoszulek z białego futerka i rozkoszny ogonek przymocowany do skąpych majteczek, którym zabawnie potrząsał. - Dobrze się czujesz? - Ta wybredna, ruska łajza jak nic lekko zbladła. Na szczęście bozia mu nie poskąpiła wyobraźni. Już sobie pewnie wyobrażał jak pląsa w tym stroju po sypialni.
- Ty tak na poważnie? - Ach to drżenie w jego głosie. No cóż kochanie, trzeba było wcześniej myśleć. Elf z lumpeksu uczył się sztuki manipulacji od najlepszych. Miałem tu na myśli Frania.
- Może piwa? - Zaproponowałem łaskawie. Nalałem mu do kufelka zimnego, złocistego płynu. Trochę serca jednak miałem. Wyglądał tak pociągająco, kiedy zagryzał pełną, górną wargę i pocierał zmarszczone czoło. Jeszcze mi tu padnie na zawał.
- Niezłe. Jeśli masz więcej tych filmów, to może pójdę do sklepu po skrzynkę? - Wziął krzesło i usiadł obok. Chyba nie rozluźniłem go za bardzo? Chociaż, mały oddech był wskazany, przed skokiem na głęboką wodę.
- Właściwie tylko jeden. Wybrałem te najfajniejsze. Będziemy się dobrze bawić. - Włączyłem następny instruktaż. Wytatuowany facet, zbudowany niczym gladiator, miał na sobie jedynie w skórzane, nabijane metalowymi ćwiekami paski. Nieźle eksponowały jego walory. Ehm... Wszystkie walory. Drugi, mniejszy mężczyzna drażnił jego najwrażliwsze miejsca biczem. Kiedy zaczął mu go wkładać w tyłek, wymiękłem. Uszczypnąłem się w udo, bo zdradzieckie rumieńce wpełzły mi na policzki. Zerknąłem na Nikolasa. Na jego twarzy malowała się prawdziwa zgroza. No, no. A takiego doświadczonego strugał. Nie zadziera się ze Stokrotkiem!
- Masz zamiar zrealizować wszystkie swoje fantazje? - Biedactwo. Widziałem jak trybiki szaleją w jego głowie. Już ja ci pokażę elfa z lumpeksu!
- Możesz wybrać jedną - zgodziłem się wspaniałomyślnie. - I to jak najszybciej. Przy dziecku będziemy musieli uważać. Wiesz, opieka społeczna i moherowa są tuż za rogiem.
- To ja może pójdę na dół i zrobię ci herbaty? Najlepiej z melissą - zaproponował. A to cwana bestia. Chciał zwiać. No Lutek, brawo. Byłeś bardziej diabelski niż sam diabeł.
- Jakiś ty troskliwy kochanie. Zaparz sobie podwójną. Przyda ci się. - Niech sobie przemyśli parę rzeczy. Facetów trzeba zacząć szkolić jak najwcześniej i na bieżąco, bo ,,czym skorupka za młodu nasiąknie ..." jak mawiała moja babcia. Jeszcze zrobię z Nikolasa rycerza jak się patrzy. Oczywiście, poskradałem się za nim do kuchni. Przemo, który przed chwilą wrócił z pracy, zaproponował mu pomoc. Zaczęli się całkiem dobrze dogadywać. Kucnąłem. Mieliśmy w całym domu starodawne drzwi z dużymi dziurkami od klucza. Grunt, to dobry wywiad.
- Coś się stało? Jesteś jakiś spięty. - No proszę, jaki się brachol zrobił troskliwy.
- Ee.... Jakby ci tu powiedzieć...- Nikloas nie należał do zbyt wylewnych. Całe życie musiał sobie radzić sam. Najwyraźniej jednak potrzebował małego wsparcia.
- Wal. Jeśli chodzi o Lutka, to nic mnie nie zdziwi. - Ho..ho..Przemo wyraźnie popisywał się przed diabełkiem znajomością rodziny.
- Też tak myślałem - mruknął niewyraźnie najprzystojniejszy z prezesów. Czyżby opracowany przez mnie test był zbyt trudny? Przesadziłem z tą słowiańską fantazją?
- Po kolei i do rzeczy.  Chyba już zdążyłeś się zorientować, że Młody jest przedziwną mieszanką nieśmiałego pielęgniarka z naszym Franiem? - I to ma być brat? Zdrajca jeden!
- Zaczynam się domyślać. - Nie wierz mu, nie wierz! Jestem twoim słodkim Kwiatuszkiem. No, przeważnie jestem. Trudno zachować spokój jak cię ktoś wyzywa od szpiczastouchych pokurczy w zielonym kaftanie. - Trochę go zdenerwowałem. Zupełnie przypadkiem, słowo. - Akurat, ty kłamliwy łobuzie! - A on odwołał się do mojej niebacznie danej obietnicy i przytargał do pokoju cały arsenał gadżetów z seks shopu dla przyciętych inaczej. A filmiki, którymi mnie uraczył...- Rozległo się szalone rechotanie Przema.
- Biedaku... Nie stresuj się tak.  - Poklepał współczująco po ramieniu Nikolasa. - Jaja sobie z ciebie robił... On nawet nie wie jak to działa. Ale aktor z niego był zawsze niezły. - Chichotał dalej w najlepsze. Świnia nie rodzina!
- Moj bog... A to mały drań! - Nikolasowi zaczęły wracać rumieńce. Może i dobrze. Nie chciałem by nabawił się jakiś trwałych urazów psychicznych. W sumie to czym się tak denerwował? Przecież nie uderzyłbym go tą wielką, gumową pałką, ani nie zawiesił na szyi dziwnych kuleczek, skora tak mu się  nie podobały. I tylko nie mały! A z tymi ślicznymi uszkami wyglądałby naprawdę marrauu...
- Wyrzuć chłopie ze słownika słowo ,,mały", dobrze ci radzę...
Wstałem i rozprostowałem bolące plecy. Wycofałem się po cichu spod drzwi.  Głupie, stare, plotkarskie bałwany. Niech sobie gadają. Miałem ciekawsze rzeczy do zrobienia niż ich podsłuchiwać.
***
   Detektyw od siedmiu i jeden boleści raczył mi przysłać zdjęcie Jurki. Mały, śliczniutki aniołek z ciemnymi zwichrzonymi włoskami i zielonymi jak mech oczyma od razu skradł mi serce. Stał pod drzewem strasznie chudziutki i licho ubrany jak na taką pogodę. Wyraźnie wystraszony ściskał za rękę niewiele większą od siebie rudowłosą dziewczynkę, wypisz wymaluj Wiśka Dwa. Mała groźnie patrzyła na fotografa i troskliwie zapinała mu pod szyją pocerowaną na łokciach kurteczkę. Buzie obojga dzieci coś mi przypomniały. Miały identyczny wyraz jak mordki psiaków ze schroniska patrzące na mnie zza krat klatek, kiedy byliśmy po Kalafiora. Wielkie przygaszone, pozbawione odrobiny radości oczy, które widziały w swoim życiu zbyt wiele i skulone, drobne sylwetki spowodowały, że przełknąłem cisnące się do oczu łzy.
- Trzymaj się kruszynko. Już niedługo będziesz miał rodzinę i prawdziwy dom - szepnąłem i rozwinąłem długą listę, którą pomogła mi ułożyć mama. - Nikolasss...! - Wydarłem się na cały dom. Zadudniły na schodach szybkie kroki. Moje kochanie wpadło do pokoju zdyszane.
- Rany, Cwjetok, nie strasz mnie tak! - Od jakiegoś czasu zrobił się strasznie czujny i przewrażliwiony, jakby się czegoś obawiał. Prawdę mówiąc ja także zastanawiałem się, jak na wieść o przejęciu wnuka zareagują starzy Horodyńscy.
- Ty się tam obijasz z Przemem, a tu trzeba ruszyć na zakupy. Jurka nie ma jeszcze urządzonego pokoju, ani ubranek, a po jutrze mamy go odebrać. Prawda, że jest najładniejszym chłopcem na świecie? - Pokazałem mu zdjęcie przysłane przez Colemana.
- Oczywiście, że tak. W końcu to Horodyński! - Wypiął dumnie pierś.
- I Stokrotek! Nie zapominaj o Stokrotkach! - Fuknąłem na niego.
- Lutek. - Odważył się uszczypnąć mnie w policzek. - Czy my dobrze robimy? Co wyrośnie z tego biednego dziecka pod naszą opieką?
- Jak to co? - Wyprostowałem zawadiacko swoją okazałą, śmiecie wątpić, sylwetkę. - Diabelsko zabójczy kwiatek zwany Horodyńskim Stokrotkiem. - Pocałowałem go prosto w usta. Byłem taki szczęśliwy, że mógłbym latać. Nikolas zaufał mi na tyle, że chciał wychowywać ze mną Jurkę. Resztę dnia spędziliśmy w krakowskich sklepach. Urządzenie pokoju dla chłopca wcale nie było takie łatwe, zwłaszcza dla dwóch kompletnie niedoświadczonych ojców. Niepoprawny Diabełek, okazał sie prawdziwym postrachem sprzedawców. Rwali sobie włosy z głowy, kiedy zaczynał kręcić arystokratycznym nosem. Dobrze, że moja szlachetna postura umożliwiała skuteczne chowanie się za jego plecami. Wstyd i skaranie boskie. Za duże, za blade, za twarde, za niebieskie, za włochate... Wieczorem padłem na ławkę w Galerii i poczułem, że umieram. Jedwabne zasłony, perski dywan, aksamitne obicia foteli?!! Jurka miał pięć lat do cholery! Po jakiego grzyba mu te wszystkie mega drogie bzdury? Nigdy, przenigdy, nie pójdę już z tym porąbanym, błękitnokrwistym estetokretynem na żadne zakupy! Prędzej się każę zjeść Klafiorowi! Jak wrócić rozsądek temu ruskiemu idiocie?