sobota, 20 stycznia 2018

Rozdział 37

Obudziło mnie ciche skrzypienie drzwi. Otworzyłem jedno, mocno zaspane oko. Wiśka wsunęła ostrożnie rozczochraną, rudą głowę do środka i obrzuciła mnie czujnym, pełnym troski wzrokiem. Na widok splecionych w ciasnym uścisku ciał na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech, a ja oblałem się panieńskim pąsem. No dobra, męskim pąsem czy jakoś tak. Noż cholera. Nie zdążyłem wykonać jakiegokolwiek gestu, czy zaprotestować za bezczelne wtargniecie na mój teren. Zniknęła z tryumfalnym chichotem.Wredna jędza poleciała siać plotki po rodzinie. Aż mnie wyprostowało. Już miałem wyskoczyć z łóżka niczym małpa na dopalaczach, ale czyjeś ramię i błądzące po karku łakome usta zatrzymały mnie na miejscu. Zadrżałem.
- Dobroje utra Cwjetok...- wyszeptał Nikolas zachrypniętym, sennym głosem wprost w moją szyję. Zostałem obrócony wprawnymi rękami niczym marionetka i cmoknięty w usta. Żył, był tuż obok, reszta się nie liczyła. Piękne ciemne oczy miał przygaszone, w kącikach ust czaił się smutek i gorycz. Zalała mnie fala ciepła i czułości dla tego dumnego, silnego mężczyzny, równie bezradnego jak każdy z nas, wobec targającego nim bólu. Gdybym mógł, chętnie wziąłbym część jego smutków na siebie. Nie potrafiłem wyrazić słowami tego co czuję, więc tylko wtuliłem się w ciepły bok.
- Z tobą zawsze dobre, nawet jak niezbyt dobre. - Uśmiechnąłem się do niego nieśmiało. Pokręciłem obolałym tyłkiem. Nagie ciało tak blisko mojego, że czułem bijący od niego żar, trochę mnie krępowało. Trudno w ciągu jednej nocy przeistoczyć się z płochliwego, polnego kwiatka w płomiennego, pozbawionego zahamować kochanka. Próbowałem ukradkiem podciągnąć do góry kołdrę, żeby przykryć najbardziej strategiczne miejsca, ale mi nie pozwolił.
- Nie bądź niemądry, wszystko już widziałem. - Usiłował pochwycić mój wzrok, ale z uporem odwracałem głowę. Za żadne skarby nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy. Wyobraźnia podsuwałam mi szereg niecenzuralnych obrazów z ubiegłej nocy, jeden pikantniejszy od drugiego. Nie miałem pojęcia jakim cudem dałem się namówić na te wszystkie szaleństwa. Poza tym, nie będzie mi tu bezczelny Ruski gadał, że obejrzał sobie towar z najmniejszymi szczegółami.
- Akurat... Było ciemno... - Moja przekorna natura zawsze odzywała się w nieodpowiednich momentach.
- Więc skąd wiem, że masz na pośladku znamię w kształcie kończynki?
- Nie mam pojęcia, pewnie ci się przyśniła. - Szedłem w zaparte choć chyba to właśnie ja zapaliłem nocną lampkę, żeby lepiej widzieć jego wrażliwą twarz rozpaloną białym płomieniem namiętności.
- I nie wiem jak się wytłumaczymy na dole, twoje okrzyki na pewno słyszał cały dom...- Miał zarozumiałą minę zdobywcy, odważył się nawet klepnąć mnie poufale w okryty szczelnie kołdrą tyłek. O tak. Udało mi się wyrwać kawałek nakrycia z jego łap. Kiedy nie świeciłem golizną czułem się nieco pewniej. Kto by tam uwierzył w jego bajędy? W końcu diabeł jest ojcem kłamstwa prawda?
- Ja nie krzyczę, a co najwyżej kulturalnie wzdycham...- prychnąłem wyniośle. Niepodziewanie usłyszałem cichy chichot. Muzyka dla moich uszu. Bycie czarną, nieco tępawą owcą w stadku Stokrotków czasami miewało swoje zalety. Mama często opowiadała, że jako dziecko byłem gorszy do upilnowania niż garść pcheł. Podobno dlatego wypadłem z kołyski na głowę. Dwa razy. Jak widać skutki odczuwam do dzisiaj.
- Lutek, głuptasie, nigdy się nie zmieniaj! - Czule pocałował mnie w rozchylone w proteście usta. No teraz to się wkurzyłem! Robienie z siebie błazna to co innego, ale nikt mnie od głupków wyzywać nie będzie.
- Spadaj mieszać w kotle! - burknąłem, usiłując wyswobodzić z jego ramion. - Jeszcze zobaczysz! Będę lepszy niż ten cały Lexington Steele. Z gimnastyki miałem piątkę. Do dzisiaj potrafię zrobić szpagat i mostek. - Papalałem bezmyślnie. - Kupię sobie Kamasutrę i...
- Cwjetok! Nie wiedziałem, że znasz takie filmy. Trzymam cię za słowo. - Ugryzł mnie w ucho i złapał za pośladek. - Będziemy sumiennie ćwiczyć każdego dnia...
- Aaa...- pisnąłem i podskoczyłem bo coś zakuło mnie w tyłku. - Mowy nie ma. Zaorałeś mnie jak pijany chłop pole! - Na szczęście, w tym momencie włączył się rozsądek i zatkałem sobie dłonią usta.
- Przepraszam kochanie... Powinienem być delikatniejszy. - Zaniepokojony Nikolas zajrzał mi głęboko w oczy. Najwyraźniej dopiero teraz zrozumiał, jak brutalne były nasze nocne zabawy. - Mam taki świetny lubrykant. Odwróć się na brzuch, to wysmaruję ci tą zmasakrowaną dupcię. - Zmarkotniał. Najwyraźniej czuł się winny. Prawda jednak była taka, że wczoraj obydwaj straciliśmy głowy. Czyżby on miał zamiar...?
- Oszalałeś?! - Wyskoczyłem z łóżka jak na sprężynach, nie bacząc na piekący ból. - Nigdzie mi nie będziesz wkładał tego palucha!- Moje policzki zapłonęły niczym pochodnie. - I nie rób takiej miny zbitego psa. Sam chciałem i było naprawdę dobrze.
- Dobrze? - Skrzywił się jakby zjadł cytrynę. Chyba właśnie chlapnąłem coś naprawdę durnego, sądząc po tym jak gwałtownie usiadł. - Lutek, czy ty właśnie powiedziałeś, że było - dobrze? - Posuwał się powoli w moją stronę. - Blać! (kurwa). Dobry to może być hamburger, piwo, nowy samochód, a nie seks ze mną! Krzyczałeś - jeszcze, podrapałeś mi całe plecy, jęczałeś  i błagałeś, a teraz dajesz mi CZWÓRKĘ? Zaraz ci udowodnię, że zasługuję co najmniej na pięć! - Rzucił się na mnie niczym dziki kot z błyskiem szaleństwa w oczach.
- Spieprzaj! - Spodziewałem się ataku. Rzuciłem w niego starą encyklopedią, ciężką jak cholera. Zachwiał się biedaczek, chyba nic nie jadł w tej podróży. Wyraźnie zmizerniał. Skorzystałem z okazji i zwiałem do łazienki, gdzie porządnie się zabarykadowałem. - Zachowuj się! Na dole mama juz pewnie robi śniadanie. - Straszenie rodziną był nieco dziecinne z mojej strony, ale najważniejsze, że odniosło skutek. Przestał rozwalać do drzwi. Wszedłem pod prysznic. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Może robiłem na inteligentnego inaczej, za to Nikolas wyraźnie nabrał wigoru i chyba nawet na moment zapomniał o swoich troskach.
***
   Po szybkim śniadaniu, kiedy to mutanci bez serca się obżerali, oczywiście mam tu na myśli Wiśkę i Przemka, a inni, bardziej wrażliwi czyli ja i Nikolas - grzebali niemrawo w talerzach, udaliśmy się do salonu. Dołączyli do nas mama, Franio i ściągnięta telefonicznie Carmen. Mieliśmy wiele do omówienia. Moje kochanie blade i z podkrążonymi oczami, z różnych przyczyn, przez chwilę siedziało bez słowa.
- Jeśli źle się czujesz spotkamy się innym razem. - Mama jak zwykle stanęła na wysokości zadania. Położyła na ławie talerz z pysznymi babeczkami owocowymi i dzbanek kompotu.
- Nie ma sensu odkładać tej rozmowy. - Nikolas się wyprostował. Ku naszemu zaskoczeniu postawił na blacie laptopa. Włączył. - Odnalazłem rodzinę Soni. Chyba o niej wam mówiłem? Była w naszej rodzinie od lat, właściwie to ona wychowała mnie i Nataszkę. Nie zastałem jej, zmarła rok temu na zatrucie pokarmowe. Podobno w szpitalu nie mogli dojść, co jej zaszkodziło. Zdobyłem jednak coś innego, co wyjaśni całą historię Nataszy. - Wszedł na swoją pocztę internetową. Otworzył plik z poukładanymi chronologicznie zapiskami .
- Co to takiego? - Carmen najwyraźniej była z techniką na bakier. Równie przejęta jak ja, kręciła się na krześle i wyłamywała sobie palce, aż strzelały stawy.
- Rodzice nie doceniali Soni. Była bardzo wiekowa, ale sprytna i za Nataszkę oddałaby duszę. Traktowała  ją jak wnuczkę, której nigdy nie miała. Po śmierci siostry, pozwolono niani wyjechać do Rosji, ale najpierw dokładnie przeszukano jej bagaż. Już na miejscu szybko poradzono sobie z problemem. To całe zatrucie było bardzo podejrzane. Kazałem zbadać okoliczności moim ludziom i wkrótce otrzymam wyniki.
- Skoro nie żyje, nie mamy żadnego bezpośredniego świadka - wtrącił rzeczowo Przemo.
- Przeciwnie. Czytaj na głos, w czasie podróży podkreśliłem i przetłumaczyłem dla was ważniejsze fragmenty. Potem zajmiemy się resztą. Sonia doskonale posługiwała się komputerem, o czym nikt oprócz Nataszki i mnie nie wiedział. Sam ją uczyłem. Jak na starszą panią okazała się niesamowicie pojętna. Prowadziła pamiętnik w internecie. Opisywała najważniejsze wydarzenia. - Nikolas podał bratu laptop. Ująłem jego lewą dłoń. Drżała.
- Kochanie...
- W porządku, mają prawo wiedzieć...- Splótł nasze palce.
- No dobrze. - Przemo cały czas miął róg swojej ulubionej koszuli. Ten pedant rzadko robił coś sprzecznego ze swoją naturą. Najwyraźniej również był bardzo zdenerwowany. - Zaczynam...
,,... Pozwalają Nataszce bawić się tabletem. Korzystam z niego po kryjomu kiedy śpi. Może i jestem stara, ale wcale nie taka głupia. Myślą, że nie ma internetu. Ukradłam modem kierowcy. Jest taki durny, że się nie zorientował. Jego tablet wyrzuciłam w krzaki. Nikolas mnie nauczył z niego korzystać...
... Martwię się. Moja Ptaszyna od kilku tygodni szaleje. Ciągle gdzieś znika, a ja kryję ją przed rodzicami. Jest strasznie uparta i samowolna. Rwie się na wolność. Odkąd wyjechał Nikolas nie mam się do kogo zwrócić o pomoc. Nie odbiera telefonów. Nie ośmielę się niczego powiedzieć Horodyńskim, znowu zamknęliby Nataszkę samiuteńką na odludziu, a ona taka wrażliwa. Nie wytrzyma po raz kolejny miesiąca w tych zimnych murach. Jest strasznie samotna. Jeszcze sobie coś zrobi. Kilka razy widziałam blizny na jej nadgarstkach. Łaknie ciepła, miłości jak każda dziewczyna w jej wieku. Starsi myślą jedynie o pieniądzach. Zarządzają jej funduszem. Uczą w domu. Zabraniają kontaktów z rówieśnikami. Nigdy nie widziałam tak pozbawionych wszelkich uczuć ludzi. Chyba moja szafa okazuje więcej emocji. Dziadek świętej pamięci miał rację, że pieniądze zapisał wnukom. Coś przeczuwał, dlatego wyznaczył adwokata zza morza. Jeden Bóg wie jak umarł. Podobno zaatakował go niedźwiedź. Akurat! W środku zimy! Widziałam wcześniej jak szepcą po kątach. Gdzie zniknęli dwaj najlepsi w mieście myśliwi? Założę się, że brali w tym udział. Nikolasa nie mogą kontrolować jest dorosły i dostał swoją część spadku. Ale moja Ptaszynka jeszcze kilka lat pozostanie pod opieką rodziców. Co oni robią z pieniędzmi? Przecież mają swoje niemałe fundusze...
... Dziwne. Pozwolili jej wychodzić samej do miasta. Chyba zrozumieli, że nie utrzymają jej w domu na zawsze. Zmądrzeli? Było im żal córki?  Szczerze wątpię. Strasznie się ostatnio awanturowała. Coś knują...
... Boję się. Ona z kimś się spotyka. Nie wyniknie z tego nic dobrego. Nie pozwolą jej, są zdolni do wszystkiego by zatrzymać ją przy sobie...
... Przyznała się. Przyznała. To latynos, widziałam go raz, całkiem miły. Nie mam serca z nią walczyć. Jest taka szczęśliwa. Ostrzegłam ich. Są tacy młodzi i zakochani...
...Wymyśliliśmy podstęp. Ten zadurzony Polak  świetnie nadaje się na przykrywkę. W razie wpadki będzie na niego. Ma dużą rodzinę, więc nie ośmielą się go skrzywdzić...
... Próbowałam z nią rozmawiać o tych sprawach, ale tylko się śmiała. Są tacy nierozsądni. Nikolas gdzie jesteś? Co ja mam teraz zrobić? Ona ciągle cię wspomina. Tęskni. Powiedziała, że nikt jej nie kocha poza Havierem. Nawet ty ją porzuciłeś, zapomniałeś...
... I stało się. Nataszka jest w ciąży. Havier był taki dumny. Kupił nawet maciupeńkie buciki. Muszą uciekać. Zrobiliśmy plan. Mam co noc koszmary...
... Nie udało się. Przepytali Polaka. Zrobili zasadzkę na Ptaszynę i jej chłopca. Złapali ich. Śledzili od dawna...
...Powiedziała, że się zabije jak mu coś zrobią. Chyba się wystraszyli...
... Maleńka szaleje z bólu. Biedne maleństwo w jej łonie. Pokazali jej list od Haviera. Wziął pieniądze. Sprzedał jej miłość za gruby plik dolarów. Poznała pismo. Chyba uwierzyła. Cały czas płacze...
... Uspokajam ją. Ja nie wierzę, w ten list. Mogli go zmusić. Nie wierzę też, że puścili go wolno. Przypadkowo usłyszałam jak ich kierowca mówił coś o obozie pracy w Kolumbii. Ale ona nie daje się przekonać. Nikolas, jej ukochany brat ją zostawił właśnie dla pieniędzy...
...Nie chce jeść. Wychudła. Wygląda jak szkielet. Snuje się korytarzami brudna i rozczochrana. Wezwali lekarza. Wściekli się na wieść o ciąży. Jak ochronić Ptaszynę i maleństwo?...
...Wywieźli nas. Wywieźli do Zimnego Domu. Nie znoszę tego miejsca. Tutaj jest jak w więzieniu. Jesteśmy zamknięte, w oknach są kraty, wszędzie kamery i strażnicy...
... Chyba nie skrzywdzą dziecka? A może jednak? Ptaszyna jest spokojniejsza, zaczęła jeść. Widziałam jak gładzi się po rosnącym brzuszku. Tak się cieszę. Nazywa go swoim aniołkiem. Wieczorami śpiewa mu stare kołysanki...
... Wybrałyśmy imię - Jurij, mały Jurka. Po dziadku. Ukradłam telefon i próbowałam zadzwonić do Nikolasa, ale mi go zabrali. Tak mnie skopali, że od tygodnia kuleję...
... Ptaszyna źle się czuje. Jest strasznie szczupła i słaba. Często wymiotuje. Biedactwo. Nie chcą wezwać lekarza dranie. Zwyzywali mnie od starych, wścibskich kurw...
... Muszą ja zabrać do szpitala. Jak umrze stracą źródło dochodów. Na szczęście jestem im potrzebna. Nikt tak jak ja nie zna Ptaszyny, tylko mnie ufa, opiekuję się nią od dziecka...
... Grozili mi. Mam siedzieć cicho bo zabiorą się za moich krewnych w Rosji. Mieszka tam moja siostra z dziećmi. Podłe skurczysyny. Ale i na nich jest bat, przed którym drżą. Mam dowody na ich podłość. Wystarczy donieść gdzie trzeba. Nie tolerują tam zdrajców błękitnej krwi...
... Jesteśmy w szpitalu. Poród był naprawdę ciężki. Ptaszyna była naprawdę dzielna. Niestety musieli zrobić cesarkę. Podali jej narkozę. Teraz śpi biedactwo...
... Jurij jest śliczny, ma na główce pod włoskami śmieszne znamię przypominające pięcioramienną gwiazdkę. Nataszka będzie zachwycona...
... Chcą coś zrobić dziecku. Mam złe przeczucia. Jestem im zawadą. Pielęgniarka zaglądała już kilka razy, proponowała obiad w szpitalnym bufecie. Była natarczywa, niecierpliwa. Prychnęła, kiedy pokazałam zabrane z domu kanapki. Nawet nie spojrzała na maleństwo, nie zmieniła pieluszek. W ręce ściskała strzykawkę z jakimś lekiem. Trzymała ją za plecami. Muszę być sprytna...
...Kiedy ta zołza w białym fartuchu poszła, zajrzałam na sąsiednią salę. Pełno tam inkubatorów z chorymi maleństwami. Niemal wszystkie okablowane, podłączone do szeregu rurek i tlenu. Jedno nawet bardzo podobne do Jurija., taka sama ciemna czuprynka i oczka, delikatne rysy, śmiałe usteczka. Na karcie wiszącej na pojemniku widniała straszna diagnoza. Nie miało żadnych szans na przeżycie. W dodatku sierota...
... Zrobiłam coś strasznego. Będę smażyć się w piekle na wieki. Odczekałam, aż pielęgniarki usiądą do wieczornej kawy i...
...Zamieniłam je. Jurij powędrował do inkubatora, a chory dzieciaczek do pokoju Nataszy. Podłączyłam sprzęt medyczny, naśladując pielęgniarki. Na szczęście był to tylko tlen i lampa. Włożyłam do pieluszki swój medalik z ukrytą podobizną Nataszy. Może dobrzy ludzie mu go nie odbiorą. Jestem potworem. Niech mi Bóg wybaczy. To dla Ptaszyny. Jak tylko się zbudzi opowiem jej wszystko...
... Szaleję z niepokoju. Odesłali mnie do domu. Co będzie jeśli maluszek umrze, a mnie tam nie będzie, żeby powiedzieć co zrobiłam? Czekam na Nataszkę i nie mogę zasnąć. To już drugi tydzień odkąd jej nie widziałam...
... Umarło, zaraz po moim wyjściu. Przeżyło tylko kilka godzin. Nie miało nawet imienia. Przyjmę od Boga każdą karę, jeśli tylko Jurij ocaleje...
... Przywieźli ją. Wygląda strasznie. Nie poznała mnie. Wzywała Haviera, Nikolasa, Jurija. Krzyczała i krzyczała, aż dali jej jakiś zastrzyk i zasnęła. Pokój zamykają na klucz. Pozwolili mi przy niej czuwać...
... Budzi się i zawodzi. Z każdym dniej coraz słabiej. Podają jej kroplówki. Nic nie je. Nie odzywa się. Drzemię na krześle. Boję się wyjść. Nie myłam się od tygodnia. Kilka razy na dzień przychodzi lekarz widać, że jest zaniepokojony jej stanem. Mówił coś o psychozie poporodowej, o umieszczeniu jej w szpitalu, ale rodzice się nie zgodzili. Pewnie. Jeszcze by jakieś ich sprawki wyszły na jaw. Prosiłam ich, błagałam. Wszystko na nic. Jedyne co zyskałam, to dwa wybite zęby...
... Mówię do niej, ale mnie nie rozumie. Zamknęła się w swoim, pełnym koszmarów świecie...
... Może niepotrzebnie się wtrąciłam. Ona się zupełnie załamała po stracie dziecka. Zawsze była delikatna. Wrażliwa. Nie pozostał jej już nikt. Przynajmniej tak sądzi. Muszę być cierpliwa. Wszystko jeszcze może się ułożyć. Niech tylko Nataszka się opamięta. Zawiadomimy Nikolasa, odnajdziemy Jurija i Haviera...
...Parszywe dranie są przerażone. Zaczynają myśleć o szpitalu dla córki. Jeśli umrze skończą się pieniążki. A nie daj Bóg o wszystkim dowie się Nikolas. Dziewczyna jest młoda i zastraszona, mogą nią manipulować jeszcze kilka dobrych lat...
... Śmierdzę. Muszę się w końcu umyć. Ptaszyna dzisiaj po raz pierwszy zjadła śniadanie. Pogłaskała mnie po ręce. Idzie ku dobremu. Już moja w tym głowa by zaznała jeszcze szczęścia. Poczekam aż zaśnie i wyjdę. Potrzebuję godzinki dla siebie. Jestem taka zmęczona. Doprowadzę się do porządku. Przebiorę...
... Bóg mnie ukarał. Moja Ptaszynka nie żyje...
... Nie mogę się skupić...
... Wzięłam prysznic. Zmieniłam ubranie. Przysiadłam na chwilę, by rozczesać skołtunione włosy i przysnęłam dosłownie na kwadrans. Kiedy wróciłam do pokoju wisiała na prześcieradle przymocowanym do okiennej kraty. Te leniwe skurczybyki miały jej pilnować. Poszli na papierosa, bo przecież spała...
... Nie pozwolili mi się z nią pożegnać...
... Zrobiłabym to co ona, nie mam prawa żyć, ale jest jeszcze Jurij...
... Wywalczyłam sobie udział w pogrzebie. Widziałam Nikolasa. Łzy nie przestawały mu płynąć po twarzy. Miał poczucie winy wypisane na twarzy. Ledwo zamieniliśmy kilka słów. Targały nim wątpliwości...
...Pilnują mnie jak oka w głowie. Porządkuję rzeczy Ptaszyny...
... Kupili mi bilet do Rosji. Nie jestem potrzebna. Nie zostawią mnie w spokoju. Nie jestem naiwna. Wiem zbyt wiele. Przekopali mój pokój...
... To ostatnia wiadomość. Wysyłam wszystko na konto, o którym wie jedynie moja siostra. Nikolasie jesteś mądry. Domyślisz się, że coś jest nie w porządku. Pamiętaj! Odszukaj Jurija, żeby Ptaszyna mogła spokojnie spocząć! Zajmij się nim. Ma znamię w kształcie gwiazdy i mój wisiorek. Wygląda tanio, więc może nikt się na niego nie połasi. Znajdź Haviera. Zacznij od Kolumbii. Wybacz starej Soni wszystko co złe. Opiekowałam się Ptaszyną jak umiałam. Zawiadomiłam Błękitną Lożę. Niestety sprawę musi przedstawić krewny, mnie nie chcieli słuchać. To co zrobili nie może im ujść na sucho, niech zgniją w Piekle, jak ich tam zechcą..."
   Przemo przestał czytać. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. To czego się dowiedzieliśmy było zbyt straszne. Czy naprawdę Horodyńscy byli aż takimi potworami? Pozbyli się zięcia, podnieśli nawet ręce na dziecko? Jak mogli dopuścić do śmierci córki? Nie chcę nawet sobie wyobrażać, co czuł Nikolas na pogrzebie siostry. Ten pamiętnik to prawdziwa bomba z opóźnionym zapłonem. Z pewnością nikt z nas nie spodziewał się takich wieści. Nie każdego dnia człowiek dowiaduje się, że najbliżsi są psychopatami, kompletnie pozbawionymi wyższych uczuć. Słowo na M bałem się wypowiedzieć nawet w myślach. Uścisnąłem rękę mojego mężczyzny i położyłem mu głowę na ramieniu. Nie istniały słowa mogące go pocieszyć. Chciałem jedynie by czuł, że jestem tuż obok.
- No i co tak siedzicie jak śnięci? - Burknął Franio. - Wydarzyło się wiele złego, ale teraz najważniejsi są Jurij mi Havier.
- Ale...- Wiśka pociągnęła nosem. Była straszną jędzą, serce miała jednak szczerozłote.
- Żadne ale! Pochować chusteczki! - Dziadunio walnął laską o podłogę, aż podskoczyliśmy. - Stokrotki baczność. Idziemy z odsieczą! - Podszedł do Nikolasa i poklepał go po plecach. - Teraz my jesteśmy twoją rodziną.
- Najpierw musimy wiedzieć gdzie. - Mama złapała go za spodnie. - Nie gorączkuj się tak.
- Mój detektyw nad tym pracuje, ma już kilka tropów. Pisał, że to kwestia kilku dni. Macie coś mocniejszego? - Odezwał się cicho Nikolas.
- Pewnie. Zacna śliwowica. - Franio wyciągnął z barku swoje zapasy i nalał wszystkim po solidnym kielichu.
- Zabierzecie mnie ze sobą, prawda? - Carmen była równie zasmarkana co sister. Zapowiadało się Stokrotkowe ruszenie. Należało zawiadomić kuzynów. Wszyscy za jednego, jeden za wszystkich.
.....................................................................................................................
Lexington Steele - znany aktor filmów porno