Długo obaj nie mogliśmy zasnąć. Rodzinka Stokrotków plus inni zdesperowani zboczeńcy dawali z siebie wszystko. Czerwona zaraza porykiwała jak ranny bawół, a Czarny to już stanowczo powinien podkładać głos w pornosach. Tymi głębokimi, gardłowymi jękami na pewno zrobiłby światową karierę w branży. Miałem wrażenie, że moje biedne uszy spłoną z zażenowania. Przeżywałem męki słuchając tego zupełnie sam, a teraz w dodatku miałem towarzystwo. Jak każdy zakochany chciałem się pokazać swojemu mężczyźnie z najlepszej strony. W takich warunkach było to jednak niemożliwe. Z głową pod kołdrą przysiągłem sobie policzyć się w domu z rodzeństwem. Ani brat, ani nawet siostra nie mieli żadnych zahamowań w realizacji swoich erotycznych fantazji. Kiedy ktoś mi znowu kiedyś powie, że kobiety są z natury subtelniejsze to go zabiję śmiechem.
Tymczasem Nikolas w przeciwieństwie do mnie miał znakomity humor, najwyraźniej moje zawstydzenie i spanikowana mina niezmiernie go bawiły. Ściany cholernej, góralskiej chaty okazały się cieńsze niż zakładałem. Nie spodziewałem się aż tak barwnych, wokalnych popisów. Pedant Przemo okazał się niesamowicie pomysłowy jak na sztywniaka od przepisów. Nic dziwnego, znajdował się w doborowym towarzystwie Doktora Rucham Wszystko .
- Boli proszę pana… O.. Ostrożnie…
- To się nie szarp mały śmieciu…
- Już nie mogę panie władzo. Łaaał…! Zrób to nareszcie!
- Nie tak szybko kochasiu… Do kogo należy twoja zgrabna dupa?
- Do mnie…
- Jesteś pewny?
- Nic złego nie zrobiłem… Złożę skargę na komisariacie! Mhm…
-Przyznaj, że lubisz być ostro ujeżdżany, oddawać się ulegle niczym luksusowa dziwka. Stoi ci na widok munduru i pały. Widziałem jak sobie obciągasz w oknie na mój widok. Pragniesz mieć nad sobą dowódcę. Będziesz od dzisiaj na każde moje wezwanie!
- Nigdy… Uaaa…
- Twój kutas mówi zupełnie co innego… Kłamczuszek…
- Chyba ci urósł od wczoraj!
- Mój Rębacz lubi takich skamlących żołnierzyków. Kto jest twoim kapitanem?!
- Och.. Ty, oczywiście że ty… Zrobię co tylko zechcesz, gdzie tylko zechcesz. Tylko go włóż!
- No widzisz, trzeba było tak od razu.
- Aa.. Za płytko… Chcesz mojej śmierci? Wypieprz mnie w końcu!
- Taki spragniony, taki gorący…
- Ooo…
- Ooo…
- Jeśli mnie zdradzisz - złapię cię, zamknę w ciemnym pokoju i będę pieprzył tak długo, aż z twojej dupy nic nie zostanie. A podstępnego złodzieja mojej własności zapuszkuję z największymi zboczeńcami jakich uda mi się znaleźć w więzieniu. Codziennie będę przysyłał ci nagrania z jego krzykami.
- Aa... Aa… Aa… Aaaaaaaa…..!! – Przysięgam, że od wycia doktora zatrząsł się żyrandol, a wszystkie włosy stanęły mi dęba. Właściwie absolutnie wszystko stanęło mi dęba. Miałem jedynie dość mizerną nadzieję, że Nikolas tego nie zauważył. Spokojnie Lutek, tylko spokojnie.
Boż, Bożenko, nareszcie nastała błoga cisza. Chyba nadszedł już koniec ich sypialnianych popisów. Mimo, że byłem im stanowczo przeciwny, zrobiło mi się ciasno w spodniach. Ciało jak zwykle zupełnie mnie nie słuchało. Zacisnąłem uda. Durne, napalone dupki całkowicie zepsuły mój pracowicie budowany image idealnego Stokrotka – rycerza bez skazy i zmazy. No cóż, zmazy to ja pewnie będę miał do samego rana. Już nigdy nie spojrzę prezesowi w oczy.
- Łupp..- Spadli z łóżka? Ile można się miętosić? Mieli obaj szybkostrzelne działa z niekończącą się ilością naboi jak w grach komputerowych? Znowu cisza. Odetchnąłem.
Wychyliłem ostrożnie głowę spod kołdry i spojrzałem w dół. Ten ruski dupek turlał się po podłodze, nawet nie próbował udawać, że go to nie bawi. Ciekawe, co on już zdołał przerobić ze swoimi kochasiami? Wrrr… Niepotrzebnie się zbytnio wychyliłem. Omal nie spadłem z łóżka. Jego czarne, wygłodniałe oczy pozostały nieruchome. Natychmiast schwytały mnie w pułapkę i zatonąłem w nich bez szans na ratunek. A kto by tam chciał łapać koło ratunkowe kiedy przed nim leżał taki bóg seksu? Widziałem jak przygryzł dolną wargę. Mocno, zbyt mocno. Mała, pulchna kropla krwi stoczyła się po kwadratowym podbródku. Powinienem ją zlizać? Co ja nieszczęsny wygadywałem? Zadrżałem. Podkuliłem palce w stopach.
- Śpij Lutek, śpij. - A przynajmniej powinienem udawać, że to robię.- Aaa… Kotki dwa…- zanuciłem w myślach.
- Bum… - Noż kurde, a jednak się przeliczyłem. Oni po prostu musieli, musieli mnie dobić. Chyba moim przeznaczeniem było młodo umrzeć. Ze wstydu ma się rozumieć.
- Doktorku, nie rzucaj się tak, zrobisz sobie krzywdę. Zbryzgałeś spermą nawet lustro na ścianie. Niezły strzał. - W głosie Przema brzmiał prawdziwy podziw. - Zaczekaj, rozwiążę ci ręce.
- Uwielbiam zabawę w złego gliniarza i słodziaka z sąsiedztwa. Jesteś dzikusem! Cały tyłek piecze mnie od klapsów. Mogłeś nie walić tak mocno.
- Przecież cię to podnieca mój mały żołnierzyku.
Nawet z głową nakrytą poduszką słyszałem każde słowo tych dwóch zboków nad zbokami. Ich chrapliwe jęki, kwiki, wycia i stękania doprowadzały mnie do szału. No dobra, może to niezupełnie do szału. Hm… Z jednej strony byłem zły na ich kompletny brak hamulców, z drugiej odgłosy sypialnianych zabaw mocno podkręciły mi wyobraźnię. Obawiałem się, że nie tylko mnie. Mój osobisty diabeł krztusił się ze śmiechu.
- Lutek, żyjesz tam? Chyba się nie udusiłeś poduszką? A może żałujesz, że nie pozwoliłeś mi na małe co nieco? – Duża łapa wpełzła pod moją kołdrę i powędrowała w kierunku brzucha. Kiedy on zdążył przysunąć się ze swoim legowiskiem tak blisko?
- Zamknij się. To jest chore, oni powinni się leczyć.
- Nie bądź taki delikates. Co komu pasuje, nam nic do tego.
- I gdzie z tą ręką? – Bezczelnie mnie łaskotał, zataczając kółka wokół pępka. Mięśnie zaczęły drżeć i falować.
- Chciałem tylko sprawdzić poziom twojego oburzenia – zachichotał, trącając niby przypadkiem mojego wyprężonego penisa. Na szczęście miałem założonż moją piżamę obronną.– Ten biedak, jest całkiem sztywny z wrażenia. Jest na tak, czy na nie? Jak myślisz?
- Spadaj! – kwiknąłem cienko i uciekłem poza zasięg jego ciepłych dłoni.
***
Nareszcie zapadłem w sen, który o dziwo był naprawdę spokojny. Pływałem po basenie na miękkim pontonie, ciepła woda przyjemnie pachniała męskimi perfumami. Skądś je znałem. Skąd? Ilekroć próbowałem się na tym skupić, wspomnienie umykało poza zasięg mojej rozleniwionej świadomości. Mocno przygrzewało letnie słońce. A może to była jednak lampa? Zrobiło się całkiem miło, materac dziwnie falował, czasami nawet trząsł. Słyszałem warkot jakiejś maszyny. Byłem jednak zbyt zmęczony, aby sprawdzić co się dzieje. Kilka razy dotarł do mnie zimny powiew wiatru. Nie otwarłem oczu, pomrukując obróciłem się na drugi bok.
Musiało już być południe, bo głupie słońce próbowało wydłubać mi oczy. Zanurzyłem się pod kołdrę z zamiarem poleniuchowania jeszcze z jakąś godzinkę. Mój żołądek miał jednak inne plany. Zaburczał żałośnie. Nie było wyjścia, należało nakarmić upierdliwego paskuda. Uchyliłem ostrożnie powieki…
- Oż kurna! – Moim oczom ukazał się zupełnie nieznany mi pokój. Zupełnie zbaraniałem. Dopiero co byłem w góralskiej chacie z bandą Stokrotków i Nikolasem. Gdzie ja do cholery właściwie byłem? Skąd się tutaj wziąłem? Zerknąłem pod przykrycie. Miałem na sobie jedynie obszerne majtki. Okna w sypialni były pozamykane i zaopatrzone od zewnętrznej strony w ozdobną, miedzianą kratę. Chyba już gdzieś coś takiego widziałem?
- Porwali mnie? Zażądają okupu? Chcą wykorzystać i sprzedać do burdelu? - Coraz bardziej spanikowane myśli zaczęły przelatywać mi przez łatwopalną głowę. Nigdy nie byłem zbyt odważny, a w stresowych sytuacjach mój szczątkowy rozsądek kurczył się do rozmiaru XS. Wyskoczyłem z łóżka i pognałem do drzwi. Szarpnąłem mocno za klamkę. Ku mojemu zaskoczeniu ustąpiła bez problemów.
- Też mi bandyci, zapomnieli nawet przekręcić klucz! Dobra nasza, trzeba wiać! – Kompletnie zapomniałem, że na zewnątrz nadal była zima. – Tanio skóry, tudzież innych części ciała, nie oddam! Naprzód Stokrotkowie! Bij zabij! - Odpaliłem silnik i pobiegłem na parter. Dom okazał się dziwnie pusty. Skacząc po trzy stopnie wpadłem prosto w rozpostarte ramiona Nikolasa.
- Lutek, śniadanie gotowe. Może jednak się ubierz, bo dostaniesz kataru. Chyba, że chcesz przejść od razu do deseru. – Zmierzył mnie taksującym wzrokiem.
- Znaczy się, że jak…? O co tu chodzi? Gdzie gangsterzy? – Odzyskałem głos.
- Wczoraj byłeś na mnie wściekły, więc pomyślałem, że możemy zacząć nasz weekend od nowa. Sami, bez całej bandy podglądaczy. Próbowałem cię dobudzić, ale spałeś jak zabity. No może nie całkiem, bo od chrapania trzęsły się szyby. – Nachylił się i znienacka pocałował mnie prosto w uchylone z oburzenia usta.
- Ja nie chrapię, jedynie wytwornie posapuję.Wypraszam sobie. – Mój protest nie wypadł zbyt przekonująco. Szybko jednak odzyskałem werwę. – Jesteś walnięty! Ty durny porywaczu ty! – Zabębniłem pięściami o jego pierś, odzianą w niebieską koszulę. Gdzieś musiałem się wyładować. Po dyskretnym rozglądnięciu się wokoło poznałem diabelską willę. Jestem upośledzony, to pewne! Nigdy wcześniej nie byłem na piętrze i to mnie zmyliło.
- Nie szalej, bo ci majtki spadną - spokojny głos rozbawionego Nikolasa i pęknięta gumka w połowie moich pośladków spowodowały, że zapiszczałem niczym dziewczyna. Chwyciłem w garść niewdzięczną garderobę i pognałem do sypialni. – Nie musiałeś się tak śpieszyć! Masz naprawdę seksowny tyłek. – Dobiegło mnie z daleka. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że byłem prawie nagi. Ma się ten refleks nie ma co. W sumie nie ma tego złego… Przynajmniej mój Diabeł obejrzał sobie towar i nie będzie mógł narzekać jakby cuś.
***
Wróciłem do sypialni, którą odnalazłem nie bez niejakiego trudu, bo w panice wszystkie drzwi wydały mi się jednakowe, a pokoje dla gości bardzo do siebie podobne. Gdybym wcześniej choć na chwilę się zastanowił, nie narobiłbym sobie znowu wstydu przed ulubionym prezesem. Widać było biedakowi przeznaczone poznać mnie od najgorszej strony. Zaczął od stóp czy jak ktoś woli od korzonków, więc zostało chyba samo najlepsze prawda? Cudowny kwiat mojej urody i bogate wnętrze wkrótce go oszołomią. Będzie mój jakem Stokrotek. Zatrzymałem się na moment, aby w milczeniu kontemplować piękną wizję szaleńczo zakochanego Nikolasa, podziwiającego z zapartym tchem moje wdzięki. Niestety wiszące w korytarzu duże lustro szybko ją rozwiało. Wielkie majtasy zwisające smętnie z chudego tyłka raczej nie czyniły ze mnie modela. Właściwie skąd ja je miałem? Musiałem wziąć przez pomyłkę któreś Dziadunia, miały podobny wzór.
Rozejrzałem się bacznie po pokoju, który jak mniemałem był moją sypialnią sprzed kilku minut. Nigdzie dostrzegłem ani śladu ubrania. Jedynie w jednej z komód natrafiłem na kolekcję zapakowanych fabrycznie majteczek z najdelikatniejszej bawełny. No cóż, lepsze to niż pęknięta guma. Wybrałem ogniście czerwone, na oko najmniejsze, żeby znowu nie było obsuwu. W łazience wisiał damski, jedwabny szlafrok, sięgający mi zaledwie za pośladki. Czyżby ten zdradliwy przedstawiciel piekła zdradzał mnie z jakąś kurduplowatą lalą? Zazgrzytałem zębami. A taki ten ruski zdrajca był dzisiaj słodki! Gorze mu! Wydrapię te czarne ślepia! Nie będą mi po obcych babach wędrowały!
Zawiązałem stanowczo pasek i boso zbiegłem po schodach. Nic tak nie dodaje powera jak słuszny gniew. W dwie sekundy byłem na dole. Drogę do jadalni znałem doskonale z wcześniejszych wizyt. Otworzyłem z impetem drzwi. Nikolas w falbaniastym fartuszku, nakrywał właśnie do stołu. Na mój widok stracił swój wystudiowany spokój i upuścił koszyczek z owocami. Mój czar działał bez pudła.
- Lutek, wybierasz się na bal przebierańców? – zapytał słabym głosem. Jego oczy dziwnie zezowały w bok, jakby dawały mi jakieś znaki. We mnie jednak grała i bulgotała wzburzona krew Stokrotków. Niewielkie, dopiero kiełkujące zalążki zdrowego rozsądku umknęły gdzieś do pięt, staranowane przez kipiąca zazdrość.
- A co ci się nie podoba? – Rozchyliłem poły szlafroka i zakręciłem biodrami. – Twoja niunia ma całkiem niezły gust! Musi cię nieźle kosztować! – Rzuciłem na jednym wdechu, uśmiechając się wdzięcznie niczym pirania do kawałka soczystej wołowiny. – Zabiję cię skurczybyku! – Rzuciłem się na niego przez stół po drodze łapiąc za plastikową buteleczkę z musztardą. Doprawienie mu tego przystojnego pyska na ostro wydało mi się doskonałym pomysłem. Zwłaszcza, że paciaja miała gówniany kolor rzadkiej sraczki .
- Drogi synu, czy powinienem zadzwonić na policję? – Rozległ się z prawej chłodny, męski głos. W głowie zadyndały mi ostrzegawczo małe dzwoneczki.
- Dlaczego on ma na sobie moją bieliznę? – Siedząca obok niego elegancka, drobna kobieta była niewątpliwie w lekkim szoku. – Czy to jakiś szalony zboczeniec? Wczoraj w telewizji mówili, że ktoś uciekł z pobliskiego psychiatryka. – Dla pewności zasłoniła się srebrną tacą niczym tarczą. Jej czarne oczy były identyczne jak te, które wielokrotnie zdarzyło się mi podziwiać. Cała para ze mnie uszła, pozostawiając dygoczący flak. Moje życie było Piekłem. Może dlatego przyciągałem jedynie złych chłopców.
- Boż, Bożenko! Jeśli masz jakieś sumienie, strzel we mnie piorunem. Ale natychmiast! – wymamrotałem cichutko.
- Lutek, usiądź. – Nikolas stanął między nami. Nie drgnęła mu nawet powieka, widać niejednokrotnie był na miejscu rozjemcy. – To moja matka - Olga Horodyńska, a to ojciec - Stiepan Horodyński. - Wskazał na zbulwersowaną parę, oglądającą mnie krytycznie niczym jakiś wyjątkowo wybrakowany okaz fauny z cyrku dla dziwolągów.
- Czy on czasem nie jest bratem tego uwodziciela Przemysława Stokrotki?! – Mężczyzna aż uniósł się z krzesła. Jego mina wyraźnie mówiła, co myśli o moim bracie.
- Zadajesz się z krewnym mordercy? – Kobieta wachlowała się ręką jakby brakowało jej tchu. – Uwiódł moją dziecinę, a potem rzucił niczym sparszywiałego psa! – Zaczęła chusteczką ocierać nie istniejące łzy, które ku mojemu zaskoczeniu wcale nie popłynęły. Wyczułem jakiś fałsz. Nie zachowywała się jak matka cierpiąca po starcie dziecka, tylko jak aktorka grająca zbolałą matkę. Poczułem się dziwnie, jakbym brał udział w przedstawieniu amatorskiego teatru. Serce zaczęło mi bić w przyspieszonym tempie. Nie tak wyobrażałem sobie to spotkanie.
- Lutek jest moim narzeczonym. – Usłyszałem jak przez mgłę stanowcze słowa Nikolasa. Też sobie wybrał czas na szczerość. Zrobiło mi się jakoś słabo. Wstałem na chwiejnych nogach i zacząłem się powoli cofać. – I musicie się z tym pogodzić.
- Nigdy! – warknął Horodyński senior, wypadając z roli wyniosłego arystokraty. Z tą wykrzywioną wściekłym grymasem twarzą i zakrzywionymi palcami, przypominającymi szpony drapieżnika, skojarzył mi się bardziej z ,,ojcem chrzestnym” niż z załamanym po stracie ukochanej córki rodzicem. – Zetrę na miazgę tę rodzinę chciwych chwastów własnymi rękami! Krew za krew!
- Zamilcz wreszcie! Dajesz się ponosić emocjom! Nie tego mnie uczyłeś! – Mój Diabełek próbował dzielnie zapanować nad chaosem.
- Nieprawda, to nieprawda… - Próbowałem się wtrącić, ale nawet na mnie nie spojrzeli. – Pozwólcie… - Czułem, że ziemia się chwieje. Znany mi świat znowu rozpadał się na kawałki. Nadzieje legły w gruzach. Mój związek z Nikolasem skończył się, zanim tak naprawdę zaczął. Horodyńscy nie wyglądali na osoby chcące z kimkolwiek dyskutować. Przyjechali tutaj zabrać syna z powrotem do Stanów. Odseparować jedynaka od zdeprawowanych Stokrotków, bo z pewnością uważali członków mojej rodziny za perwersyjne, nic nie warte potwory. Najwyraźniej przeprowadzili wcześniej dokładne śledztwo, ojciec prezesa natychmiast mnie rozpoznał. Wiedział kim jestem. Ci ludzie nigdy się nie zgodzą, żebyśmy byli razem. Mieli wszelkie środki, aby zniszczyć życie nie tylko moje, ale także wszystkich bliskich mi osób. Nie mogłem na to pozwolić.
- Precz! Wracaj do swojego rynsztoku! – W stalowych oczach mężczyzny zobaczyłem czystą nienawiść. On nie przybył tutaj dowiedzieć się prawdy o Nataszy. Pragnął zetrzeć na proch każdego Stokrotka, który stanie mu na drodze. Miał nas za wrogów, demony z dna Piekieł, które skrzywdziły jego córkę. Jednak na dnie tych bezwzględnych źrenic było coś jeszcze, coś czego na razie nie potrafiłem odczytać. Coś co sprawiało, że jakoś nie potrafiłem mu współczuć. Moje stokrotkowe radary wyczuwały fałsz w zachowaniu rodziców Nikolasa.
- Ojcze uspokój się! Jesteś w moim domu! Sprawy wyglądają zupełnie inaczej.– Nikolas nie pozwalał zbić się z tropu. On już nie wierzył w winę Przemka. Wiedział, że winowajcy należy szukać gdzie indziej. Nikt go jednak nie słuchał.
- I jeszcze go bronisz? Stajesz po stronie mordercy? – krzyknęła Horodyńska omdlewającym głosem. Starała się przeciągnąć syna na swoją stronę, umiejętnie grając na jego emocjach. Zamiast bólu z powodu śmierci córki w jej głosie wyczułem nutki paniki i jakby strach. Czego ona tak bardzo się bała? - Nie obchodzi cię zdruzgotane serce matki? Stawiasz go nad własną rodzinę?! - Jej słowa przelały czarę goryczy. Jak oni śmieli rzucać tak poważne oskarżenia tak lekko?! Nie znali mnie, ani nikogo z rodziny. Jakim prawem?! Tak jak stałem, w szlafroku, boso wybiegłem z domu. Chciałem się znaleźć jak najdalej stąd.
Łiiiiiiii!!!!!!!! Radość tak wielka !!!!!Jesteś wspaniała !! Odcinek też , pełen śmiechu i niespodzianek. Ach Lutek znowu narwany.... Ech coś czuję, że będą problemy.
OdpowiedzUsuńŁo żesz ty... Się porobiło. Rodzinka Nico mnie wkurzyła. Jak ja nienawidzę osób, które oceniają osoby na rzadnej lub zakłamanej podstawie. Mają oni wielkiego i solidnego minusa. -.- Niech Nicolas coś zrobi, bo jak yaoi kocham, to sama ich wymorduję. D:
OdpowiedzUsuńA Lucek znowu nie myśli, a daje się ponieść emocjom... Ech... Znowu się draka szykuje. *kręci głową*
A Radzio i Wiśka to dopiero dali popalić. Czy oni nie wiedzą, co to wstyd? .-. Ja bym chyba im wpadła do pokoju i zakneblowała, związała i jeszcze dałabym im coś na uspokojenie. Tak jak Lutek powiedział: powinni się leczyć. ._____.
Ileż ti ja mam czekać na następny rozdział? ;3 Lutek wybiegł prawie nagi... Nie pisz za długo, proszę Cię ja ciebie. D:
Przesyłam całuski,
Aiko
Przerwać w takim momencie! Mam nadzieję, że nie każesz długo czekać...
OdpowiedzUsuńRozdział świetny!
Lutek jak zawsze rozbrajający, gdy chce być poważny ( i gdy nie chce także!). Po tym jak wybiegł niemal nagi... (damski szlafroczek z bawełny? Coć to nie ubranie!) Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie.
Pozdrowienia
Astra
Uwielbiam, kocham, ubóstwam <3 to jest genialne jak i z resztą wszystko co piszesz <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Katsumi
Hej,
OdpowiedzUsuńzawstydzony Lutek, och rodzice Nicolasa przyjechali i od razu oskarżają biedny, nawet Nicolasa nie słuchali, och Lutek wyleciał w takim pięknym stroju...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia