piątek, 6 lutego 2015

Rozdział 7

       W barze „Pod Kogutem” zrobiło się wyjątkowo tłoczno. Przybyło stałych bywalców, ponieważ w telewizji właśnie rozpoczęła się relacja ze skoków narciarskich. Siedzieliśmy nadal przy stoliku w sali z automatami, pijąc już po trzecim piwku, które bardzo oszczędnie wydzielał nam nieznośny Wiesiek. Co ten napakowany sterydami głupek sobie wyobrażał? Przecież to była tylko zwykła rand... znaczy się spotkanie. Chyba myślał, że zgodnie z popularnym powiedzonkiem w stanie wskazującym, mogę okazać się zbyt łatwą zdobyczą. Nic bardziej mylnego. Po pijaku dziczałem, o ile to możliwe, jeszcze bardziej. Dyskutowaliśmy na neutralne tematy, próbując się lepiej poznać i starając nie grać sobie zbytnio na nerwach. Sam kilka razy ugryzłem się w język, aby nie powiedzieć czegoś głupiego. Prezes tymczasem zwracał się do mnie tym swoim aksamitnym głosem, przeciągając lekko sylaby i gapił czarnymi ślepiami, które jarzyły się z każdą chwilą coraz mocniej, wzbudzając dawno zapomniane emocje. Ślizgały się po mojej twarzy i ciele, jakby chciały poznać wszystkie moje sekrety, zapamiętać na zawsze każdziuteńki, coraz to bardziej czerwony kawałeczek rozgrzanej skóry. Mimo że miałem na sobie rozpiętą pod szyją koszulę z krótkim rękawem, było mi strasznie gorąco - na pewno z powodu krążącego w moich żyłach alkoholu.
- To jak? - Posłał mi krzywy uśmieszek. - Gramy czy poddajesz się bez walki? Mam kilka pomysłów, co moglibyśmy razem robić. - Wzrok tego drania zatrzymał się wymownie na moich ustach. Złośliwie zlizałem z nich pianę koniuszkiem języka, zanim odpowiedziałem na jawną prowokację. Usłyszałem, jak wypuścił głośno powietrze i poprawił się na krześle. A co? Należało mu się!
- Śmiesz wątpić w honor Stokrotków? - Odparłem niezbyt przyjaźnie. - Stawaj Waść! – Rzuciłem, naśladując Kmicica, który był moim ulubionym bohaterem. Poderwałem się raźno z krzesła, omal go nie przewracając.
- To się nazywa bojowy duch! Mam nadzieję, że we wszystkim wykazujesz taki entuzjazm. - Bezczelnie obmacywał wzrokiem moje pośladki.
- Raczej nie będziesz miał okazji się przekonać. - Udałem, że nie rozumiem aluzji. Ruszyłem do zielonego stołu, po drodze, ma się rozumieć, chwytając spoconą dłonią najlepszego kija.
- Potrafię być baaardzo cierpliwy, jeśli mi na czymś zależy, Kwiatuszku. – Stanął blisko, zbyt blisko mnie, dosłownie czułem jego oddech na karku.
- Przestań na mnie chuchać, bo dostaniesz w nos! - Zamachnąłem się groźnie patykiem. Nie wyglądał na zbytnio skruszonego. No cóż, od przedstawiciela piekła nie mogłem chyba zbyt wiele wymagać. Po chwili jednak odsunął się grzecznie, posyłając mi przeciągłe spojrzenie niewinnie skrzywdzonego spaniela - Rzucamy monetą? – Rzecz jasna chodziło mi o to, kto rozpocznie partyjkę bilardu.
- Kruszynki mają pierwszeństwo - usłyszałem jego kpiący głos. Musiał się choć trochę odgryźć, w końcu bycie Diabłem Ho do czegoś zobowiązuje. - Do trzech razy sztuka.
- Żebyś potem nie płakał! - Pochyliłem się nad stołem i spudłowałem. Doskonale drań wiedział, że mnie denerwuje, tak się gapiąc. Czułem jego łakome ślepia na moim wypiętym tyłku.
- Coś ci słabo idzie, mistrzu - zachichotał, a mnie zaiskrzyło na łączach. Musiałem się skoncentrować.
- Grrr.... - zawarczałem ostatni raz i idealnie trafiłem w bilę. Teraz z każdą chwilą było coraz lepiej, pierwszą partię wygrałem. Niestety na przystojnej gębie prezesa nie udało mi się odczytać żadnych emocji, co nieco odebrało mi radochy. Taki beznamiętny przeciwnik był zwyczajnie nudny. Chciałem napawać się jego przygnębieniem, liczyłem przynajmniej na zgrzytanie zębami, a tu nic z tego. Koniec końców następne rundy też należały do mnie. Mimo że mężczyzna nie wyglądał na specjalnie zmartwionego przegraną, ogarnęła mnie, jak zwykle w takich przypadkach, euforia. Wykonałem dziki taniec zwycięzcy wokół bilardowego stołu. Zatrzymałem się przed nim mocno zdyszany.
- Jestem wspaniały, genialny, jedyny.... Przyznaj! - zażądałem z szerokim bananem na twarzy. W końcu wygrałem z samym Diabłem Ho, który, prawdę mówiąc, wcale nie był takim łatwym przeciwnikiem. Musiałem się trochę napocić. - Jesteśmy kwita!
- Oczywiście, słodziaku, poległem z kretesem. - Podniósł do góry ładnie zarysowane brwi w zabawnym geście, zacisnął przy tym mocno usta w wąską kreskę. Czyżby jednak przeżywał swoją klęskę, ale duma nie pozwalała mu się przyznać? Zrobiło mi się jakoś lekko na duszy, byłem gotów przychylić nieba całemu światu. - Czy mogę liczyć na niewielką nagrodę pocieszenia od szlachetnego zwycięzcy?
- Proś o co chcesz, rzecz jasna w granicach rozsądku - odezwałem się łaskawie.
- W takim razie zjedzmy jutro w moim domu kolację - zaproponował z najniewinniejszą miną. Łagodność jego głosu sprowadziła mnie na manowce.
- Nie ma sprawy - palnąłem, zanim zdążyłem odgryźć sobie język. Najwyraźniej kompletnie straciłem zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy. Gwałtownie poczerwieniałem na twarzy, przeklinając w myślach swoją głupotę. Przecież to miało być nasze ostatnie spotkanie.
- Tchórzysz? - Popatrzył na mnie wyzywająco. - Nasza pierwsza randka - Ujął moją rękę i poniósł do ust, patrząc mi przy tym głęboko w oczy. Pomijając inne wrażenia, miałem niejasne przeczucie, że oto zostałem zmanipulowany na własne życzenie. Ta partia bilardu od początku była nieco podejrzana, ale ja, zachwycony samym sobą, nie zwróciłem na to uwagi. Dopiero teraz coś mi stykło i zasyczało w łączach na widok iskierek rozbawienia w jego czarnych niczym noc ślepiach. Czyżbym właśnie złapał się w sprytnie zastawione sidła?
- No dobra, skoro ci obiecałem, przyjdę. – Wzruszyłem nonszalancko ramionami, starałem się, jak mogłem, wyglądać na światowego faceta. Nie miałem zamiaru mu powiedzieć, że nigdy nie byłem na takim spotkaniu. Zdenerwowany, wyrwałem mu dłoń i schowałem do kieszeni. - Powinniśmy już wracać.
- Lutek, nie rób takiej wystraszonej miny. Nie mam zamiaru cię pożreć jako przystawki. – Podał mi kurtkę i zapiął niczym dziecku, dotykając przy tym opuszkami palców mojego policzka. – Poczekam z tym do deseru…
- Daruj sobie, nie lubię słodyczy. – Pokazałem mu język i ruszyłem do wyjścia. Piwko nadal nieco szumiało mi w głowie.
- A ty prosto do domu! – zawołał za nami wścibski Wiesiek. – Zadzwonię tam za godzinę i lepiej dla twojego znajomego, żebym cię tam zastał! – pogroził nam zza lady.
- Czuję się, jakbym podrywał szesnastoletnią dziewicę. – Kiedy wyszliśmy z baru, Nikolas wziął mnie za rękę. Próbowałem ją odzyskać, ale trafiłem na zdecydowany opór.
- Mówiłem ci, oni mają bzika. Stała czujność! – zachichotałem. Przestałem się wyrywać, przyjemnie tak było wlec się chodnikiem we dwoje. Do mojego domu mieliśmy jakiś kwadrans pieszo. Zapadła już noc, latarnie oświetlały nam drogę. Prószył śnieg, chrzęszcząc pod naszymi nogami. – Gdzie ty właściwie mieszkasz? – Zdmuchnąłem jeden płatek, który usiadł na moim nosie. Diabeł Ho wyglądał niesamowicie przystojnie w czarnym trenczu z jakiejś miękkiej wełny. Prawdę mówiąc polubiłem tego złośliwego drania i dobrze się czułem w jego towarzystwie.
- W Jaśminowej Willi. Wyremontowałem ją. No, może nie do końca. Jest zabytkowa i konserwator doprowadza mnie do szału. – Podniósł nasze złączone dłonie do góry i mocno w nie chuchnął. Przyjemne ciepełko rozeszło się po moim calutkim ciele, a zdradzieckie rumieńce wpełzły mi na policzki. Zauważył je natychmiast i zmrużył oczy, delektując się moim zawstydzeniem. Ten drań uwielbiał mnie peszyć.
- Nie powinna się nazywać Przedsionek Piekła lub Strefa Mroku? Bawiłem się tam z kuzynami jako dziecko w Draculę. Dla nas wyglądała jak nawiedzony dwór z horroru. – Zatrzymaliśmy się pod domem sąsiada, stąd było już tylko kilka kroków do mojej furtki. Oparłem się plecami o ścianę - nie powinienem był tego robić. Wnet stanął przede mną, wyższy o dobre kilkanaście centymetrów. Mój nos był na wysokości jego klatki piersiowej. Gładko wygolone policzki miał lekko zaróżowione od mrozu, na końcach zakręconych rzęs widziałem iskrzące drobinki lodu. Umieścił ręce po obu stronach mojej głowy i przycisnął do muru swoim rozgrzanym ciałem. Poczułem silny napływ paniki, jakiego nie miałem od miesięcy.
- Będziesz ją mógł jutro zwiedzić. – Naparł na mnie gwałtownie, wsunąwszy kolano między uda. Zacząłem się bać, widziałem w jego oczach narastające pożądanie. Miałem nieodparte wrażenie, że jestem zagonioną w ślepą uliczką zwierzyną. Zesztywniałem i położyłem ręce na jego ramionach, usiłując go odepchnąć. – Pokażę ci moją kolekcję znaczków. – Te słowa zabrzmiały w moich uszach niczym wystrzał armatni, wyzwalając serię koszmarnych wspomnień. Ktoś już tak do mnie mówił, tak gładził moje plecy. Włosy zjeżyły się mi na karku, rysy twarzy mężczyzny zamazały się i przekształciły. Boże, przecież to Andy! Omal nie zemdlałem, nogi się pode mną ugięły. Tym razem nie pozwolę, nie pozwolę mu tego zrobić!
- Spieprzaj, zboczeńcu! Nie będę twoją dziwką! – wrzasnąłem, a pompowana przez żyły adrenalina dodała mi niespożytych sił. Wziąłem solidny zamach i uderzyłem go otwartą ręka w twarz. Odepchnąłem go, mimo że ważył o wiele więcej ode mnie, przewróciłem na chodnik i przerażony uciekłem.
- Lutek, na Boga, przecież ja żartowałem! Co z tobą?! – Dobiegły mnie z oddali słowa. Nie zrozumiałem żadnego z nich, jakby były w obcym języku. W kilku skokach dopadłem do mojej furtki, jednym szarpnięciem otworzyłem drzwi do domu i przebiegłem obok zdumionej siostry. Odetchnąłem dopiero w swoim pokoju, przekręcając pospiesznie klucz w zamku. Tak jak stałem, w ubraniu i butach, wpełznąłem pod kołdrę. Trząsłem się i nie potrafiłem przestać. Zimno, było mi tak straszliwie zimno. W głowie miałem kompletny chaos, jakby latało w niej stado spłoszonych ptaków, w panice obijających się o kości czaszki, nie mogąc znaleźć drogi do wyjścia. Ciągle i ciągle wracały do mnie drwiące słowa, niczym refren z jakieś koszmarnej piosenki…
„-Jak ci się podobała moja kolekcja znaczków, mała dziwko?” – Jak przez mgłę słyszałem, że ktoś dobija się do drzwi. Włożyłem głowę pod poduszkę, aby stłumić wszystkie dźwięki. Po chwili poczułem, jak ktoś dotyka delikatnie mojego ramienia. Strach podpełznął wyżej i chwycił mnie za gardło.
- Luciu, Kruszynko… - Łagodny głos siostry przebił się przez mój pościelowy kokon. – Już dobrze, braciszku, jesteś w domu… - Napięcie zaczęło powoli opadać.
- Ww.. ddomu…? – Udało mi się w końcu wyjąkać. Świadomość zaczęła powracać. Wychyliłem głowę i zobaczyłem zatroskaną twarz Wiśki.
- Weź tabletkę. – Podała mi znajome pigułki, które jakiś czas temu przestałem brać. Lekarz uznał, że już ich nie potrzebuję. – Załóż piżamę, będzie ci wygodnie. – Pomogła mi się przebrać. – Nie martw się, może to dla ciebie za wcześnie. Jutro też jest dzień.
- Zostaniesz ze mną na chwilę? – Usiadła na moim łóżku. Potrzebowałem jej kojącej obecności. – Przepraszam, chyba zachowałem się jak wariat. – Popatrzyłem na nią skruszony. Nadal jednak czułem dreszcze, choć moje ciało zaczęło się powoli rozgrzewać. – Boż… Bożenko… - jęknąłem, ukrywając twarz w dłoniach. Dopiero teraz dotarło do mnie, co zrobiłem.
- Odpuść, świat się dzisiaj nie kończy. Odpoczywaj… - Uśmiechnęła się do mnie, widząc że dochodzę do siebie.
- Trzasnąłem go w gębę tak, że przez miesiąc będzie miał siniaki. Zupełnie mi odbiło. Jedyny plus tej historii jest taki, że już nie będzie chciał się ze mną zadawać i mam go z głowy. – Jakoś wcale nie byłem z tego powodu zadowolony, choć niby powinienem.
- Nie byłabym tego taka pewna na twoim miejscu, Luciu. Horodyński to nie jakiś dzieciak, tylko dojrzały mężczyzna. – Podała mi kubek z herbatą. Poczułem lipowy miód i cytrynę. Taką właśnie lubiłem najbardziej.
- Eh, to bogacz, w dodatku całkiem przystojny. Po co miałby się użerać z takim dziwakiem jak ja? Szybko by się znudził, a ja nie przeżyłbym kolejnego rozczarowania. Może dobrze się stało. – Nakryłem się ponownie kołdrą po głowę. Teraz, kiedy moja skołatana łepetyna zaczęła znowu normalnie działać, doskonale pamiętałem, co się wydarzyło i dlaczego tak gwałtownie zareagowałem. Prawdę mówiąc Stokrotkowie nie bez powodu mnie tak pilnowali, naprawdę byłem Czarną Owcą, a raczej Kruszyną w rodzinie i miałem sporo na sumieniu.
 ...........................................................................................................................

betowała Kiyami    

11 komentarzy:

  1. no... Mroczna przeszłość Lutka przebija całkowicie intrygę z "Dwa oblicza miłości". Lubię motyw choroby psychicznej :3 Bidny pielęgniarek, zobaczymy jak sobie Nikolas poradzi :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Lutek :( Mam nadzieje, że Diabeł Ho pomoże mu wyjść z tego stanu i że Lucio przeprosi go, opowie mu i wszystko będzie jak w bajce ;)
    Rozdział jak zawsze świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ehh
    Przeszłość...
    Ale Lutek ma być szczęśliwy z Diabłem !!!
    Wennyy i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Powaliło mnie na kolana, nie wiedziałam że kolekcja znaczków może mieć tak ogromne znaczenie he, he... Lutek i może biedny ale pakuje się w różne sytuację sam na swoje życzenie, ciężko będzie przetrwać tydzień albo dwa by dowiedzieć się czegoś więcej:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba za rzadkowstawiasz rozdzialy @.@ kim byl Andy?Albo jaki rozdzial cos o nim mowi? - pustka we lbie.

    - Kitek...aka Casjel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były tylko niewielkie wzmianki na temat Andy, dosłownie po jednym zdaniu. Takie niby wspomnienie, przy okazji. Zrobiłam to celowo, mogłaś tego imienia faktycznie nie zauważyć.

      Usuń
    2. Albo to, albo za durzo czytam na raz i mi sie wydarzenia mieszaja. Ale dzienki za wyjasnienie :)

      - Kitek

      Usuń
  6. Cudowny rozdział, fantastyczna atmosfera. Dokładnie to czego trzeba w niedzielny poranek po koszmarnym tygodniu ciężkiej pracy :)
    Super postawa rodziny Stokrotków
    Dużo weny
    Olga

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś bardzo utalentowana i wiesz jak swój talent przedstawić.Ciesze się że mogłam trafić na Twoje teksty, bo trafiają w mój gust w stu procentach. Oby tak dalej, bo nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów i nowych historii :)

    ~ Tenshi

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    rozdział cudowny, czyżby Nikolas celowo przegrał, jak widać zachowanie kuzynostwa Lutka ma podstawy, wydarzyło się coś w przeszłości i dlatego go tak chronią..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, mroczna przeszłość Lutka bardzo mnie zaintrygowaka, bo co teraz Nicholas zrobi, jak się zachowa, siostra nie taka zła ;) oj jak kuzyni się dowiedzą to będzie bardzo źle dla diabela Ho...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń