wtorek, 27 czerwca 2017

Rozdział 32


   Wszystkie mniej lub bardziej dramatyczne wydarzenia z całego dnia spowodowały, że nie mogłem za nic zasnąć. W głowie kłębiła mi się tysiąc i jedna myśl, a każda następna była dziwniejsza od poprzedniej. Rzucałem się po łóżku, jakbym miał całe stado mrówek w tyłku. Zamiast rozkminiać sprawę pięknej Nataszy oraz zastanawiać się nad sposobami przekonania do siebie niechętnych teściów, co właściwie powinno być moim priorytetem, mnie najwięcej martwiły słowa Wielkiego De o moim niezbyt atrakcyjnym wyglądzie. No cóż, jak każdy kwiatek, byłem odrobinę próżny. Biała, chuda klata z pewnością nie stanowiła szczytu marzeń żadnego faceta, zwłaszcza tak atrakcyjnego jak Nikolas. Co ten drań we mnie widział nie miałem pojęcia. Nie wytrzymałem. Zerwałem się z łóżka po jakimś milion trzydziestym trzecim baranie i pobiegłem do łazienki. Zrzuciłem koszulkę. Niestety przez kilka godzin nic się absolutnie nie zmieniło. Nadal byłem szczupłym, bladym pielęgniarkiem prawie średniego wzrostu. Wyprostowałem swoją mizerną sylwetkę. W porównaniu z moim ulubionym prezesem prezentowałem się strasznie nijako. Na brak kaloryfera na szybko nic się nie dało poradzić, ale na zbyt jasną karnację i owszem. W głowie zapaliła mi się czerwona lampka na ogół zwiastująca nowy, genialny pomysł oraz kłopoty. Przypomniało mi się, że Wiśka miała jakiś specyfik brązujący skórę. Nie chciałem dawać rodzinie powodu do kpinek, więc musiałem go zdobyć nielegalnie. Niczym prawdziwy ninja, na czubkach palców przeskradałem się do pokoju siostry. Jeszcze nie wróciła z wycieczki. Spokojnie przegrzebałem jej toaletkę w poszukiwaniu kosmetyku. Balsam okazał się nieco przeterminowany, ale tym się zbytnio nie przejąłem. Podobno te daty ważności bywały mocno przesadzone, przynajmniej tak twierdzili goście na fejsie. Zresztą gdzie o północy kupiłbym samoopalacz? Po chwili wróciłem do siebie, zrzuciłem ciuszki i goły jak w dniu narodzin stanąłem ponownie przed lustrem. Rzuciłem sobie kilka zagrzewających do walki o urodę spojrzeń, jeśli tak można nazwać gwałtowne łypanie to jednym to drugim okiem.
- Od jutra będziesz zarąbisty! Nikolas padnie ci do stóp. - Uśmiechnąłem się butnie do swojego odbicia. Wyobraźnia podsunęła mi kilka niecenzuralnych rzeczy, które mój skarb zza wschodniej granicy mógłby robić w tej pozycji. - Nie masz zadatków na supermena, ale z pewnością możesz się zmienić w ,,subtelną, świetlistą istotę o skórze niczym złocisty zachód słońca nad Lazurowym Wybrzeżem". - Tak przynajmniej twierdziła reklama na butelce. Miałem tylko nadzieję, że słówko ,,świetlista" nie oznaczało, że będę dawać po oczach niczym reklamowy neon. Zabrałem się ostro do pracy. Wysmarowałem dokładnie każdziuteńki kawałek ciała. Ta prosta czynność uspokoiła mnie i wprawiła w dobry nastrój tak bardzo, że powieki zaczęły same opadać. Zegar już dawno wybił drugą nad ranem. Padłem na łóżko z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku - bycia najprzystojniejszym Stokrotkiem w okolicy.



Obudziło mnie zaglądające w oczy słoneczko, chichoty dobiegające z naszej kuchni oraz boski zapach świeżutkich drożdżówek. Poznałem niski głos Nikolasa. Jak nic bezczelnie zażerał się specjałami mamy. Jak się nie pośpieszę wetnie także mój osobisty przydział bułeczek z borówkami. Nie spojrzawszy nawet w lustro, przygładziłem palcami rozczochraną czuprynę i w samej piżamie, składającej się z krótkich spodenek oraz koszulki na ramiączkach popędziłem na dół, skacząc po dwa schody. Uroda zeszła na dalszy plan, teraz najważniejsze było jedzonko z czym zgodził się burczący z głodu brzuch. Kiedy wszedłem do kuchni Prezes siedział rozwalony swojsko za stołem i pochłaniał w rekordowym tempie całą blaszkę specjałów, poklepującej go po plecach mamy. Kiedy oni u licha zdążyli się zaprzyjaźnić? Baśkaaaa...! Żadnej rodzinnej lojalności i obrony mojej własności przed ruskim najeźdźcą!
- Stop! Ręce na stół i ani drgnij! - wrzasnąłem od progu i rzuciłem się ratować nędzne resztki chrupiących ślicznotek.
- Nareszcie wstałeś śpiochu - zagruchał miękko, a we mnie zadrżało serducho. Jedno króciutkie zdania, a ja już się roztapiałem. Jeśli jednak myślał, że się na to nabiorę i odstąpię mu moje jagodzianki, to się grubo pomylił. Jestem twardym Stokrotkiem.  Ku mojemu zaskoczeniu spełnił rozkaz bez szemrania. Tyle, że jego uśmiech stawał się powoli coraz szerszy, a czarne oczy zaczęły migotać. Mama Basia stanęła za plecami śniadaniowego złodzieja i podążyła za jego wzrokiem. Nie miała jednak żadnych zahamowań i wybuchła gromkim śmiechem, trzymając się za brzuch.
- Lutek, czy ty zaraziłeś się czymś dziwnym w szpitalu? - Musiała się chwycić ściany, żeby nie upaść. Rżała jak szalona, a ja nie miałem pojęcia o co kaman. - A może wpadłeś do słynnego wiaderka z tą straszną żółtą farbą, którą dziadek chce pomalować nasze drzwi wejściowe ilekroć mu podpadniemy? - Spłynęła na krzesło nie mając siły ustać na nogach.
- Na butelce pisało, że będę ciasteczkiem ze złocistą skórką...- miauknąłem niepewnie.
- No to... Chyba... Masz problem mojaż ty cytrynko...
- Um...- Nikolas miał w oczach łzy, dzielnie walczył ze śmiechem. - Nie mogę...- Kawałek bułeczki wyskoczył mu z paszczy na stół, kiedy zaczął rechotać, bijąc się po udach.
- Jesteście wstrętni! - Kopara mi całkiem opadła. Nie takiej reakcji się spodziewałem Liczyłem na wielkie wejście i okrzyki zachwytu na widok lśniącej istoty importowanej wprost z Lazurowego Wybrzeża. Tymczasem Nikolas zamiast wyrazić uwielbienie i podziwiać kwiat mojej świetlistej urody, zaczął czkać ze śmiechu. Coś było wyraźnie nie tak. Nie miałem zamiaru dłużej robić za pajaca. Zrobiłem nagły tył zwrot i rzuciłem się do ucieczki, ratując znikome resztki swojej godności. Wpadłem niczym bomba do łazienki i stanąłem przed lustrem. Na widok swojej osoby oczy omal nie wypadły mi z orbit. Faktycznie kolorem przypominałem nieco dojrzałą cytrynę, ale taką, którą zaatakowała nieznana afrykańska choroba. Moja skóra nie dość, że była wściekle żółta, to jeszcze pokrywały ją brązowo rdzawe plamy w różnych odcieniach.
- Ja pierdo... wystękałem oszołomiony. Nic dziwnego, że moi bliscy tak zareagowali. A jak jeszcze uświadomiłem sobie, że idę na nocny dyżur do pracy, to coś we mnie eksplodowało, wydobywając z ust przeraźliwy skowyt. Zupełnie nad sobą nie panując walnąłem ręką w szklaną taflę. - Nieee...!! - Szyby w pokoju zadrżały, a złośliwe lustro pękło, kalecząc mi dłoń. Po tym dramatycznym występie pobiegłem w kierunku prysznica. Takie coś jak drobna ranka nie mogło mnie powstrzymać. - Muszę to z siebie zmyć, choćbym miał zedrzeć całą skórę. -  Zszarpałem z siebie piżamę. Ciepła woda lecąca wprost na moją głowę bynajmniej nie ukoiła skołatanych nerwów. Spowodowała jedynie, że krew zaczęła szybciej płynąć i w brodziku zrobiło się czerwono.
- Ale wstyd. Jak mogłem użyć tego świństwa? Nikolas mnie na pewno rzuci. Kto chciałby chodzić ze sparszywiałą  cytryną?! - Mamrotałem do siebie zrozpaczony. Cały czas szorowałem bezustannie swoje ciało jakbym wpadł w jakiś trans, dlatego też nie usłyszałem cichego pukania.
- Cwjetok! Czyś ty całkiem oszalał? Zrobisz obie krzywdę. Przestań natychmiast! - Przez szum wody dotarł do mnie w końcu mocno zaniepokojony głos Nikolasa. Przyglądał mi się wyraźnie zdenerwowany. Na jego przystojnej twarzy nie dostrzegłem obrzydzenia, jak się obawiałem, a raczej zmartwienie.
- Aaa...! Wynoś się! - Kwiknąłem, wyskoczyłem z brodzika i porwałem z półki wielkie, kąpielowe prześcieradło. W ułamku sekundy udało mi się nim zmumifikować od stóp do głów. Widać mi było jedynie oczy.
- Spokojnie głuptasie. - Po omacku odnalazł moją zranioną rękę. - Pozwól, że ci pomogę. - Łagodny ton jego głosu spowodował, że grzecznie dałem się mu zaprowadzić do sypialni. Usiadłem na łóżku ze spuszczoną głową, pochlipując pod nosem niczym przedszkolak.
- Jestem.. Brzydki... Nie patrz na mnie...
- Jesteś przede wszystkim strasznie narwany - odezwał sie cicho, zakładając mi jednocześnie opatrunek. - I kompletnie pozbawiony zdrowego rozsądku..
- Wiem, nie musisz się nade mną pastwić. - Pociągnąłem nosem i zeznąłem na niego. Usiadł tuż obok. Pochylony, w skupieniu zawiązywał na zgrabną kokardkę bandaż. Zagryzł dolną wargę, a ciemne loki wpadły mu do oczu. Odgarnął je niecierpliwym gestem. Był przy tym taki słodki i troskliwy, że miałem ochotę go zacałować na śmierć.  - Jak mnie rzuci utopię sie w stawie z kaczorami - O kurde. Chyba powiedziałem to na głos? Zakryłem wolną ręką twarz. Byłem z pewnością najdurniejszym kwiatkiem w okolicy.
- No już. - Zobaczyłem przez palce jego szelmowski uśmiech za który gotowy byłem oddać duszę, nie ważne polskiemu czy ruskiemu diabłu. - Jestem w tym dobry prawda?
- Yhy...- Jak ktoś brał udział w tylu bójkach, to nic dziwnego, że potrafił założyć prosty opatrunek. Może jednak nie dosłyszał tego tekstu o stawie?
- Łapkę masz jak nową. Należy mi się chyba jakaś nagroda. - Przysunął się niepokojąco blisko.  - Z tym topieniem poczekaj, aż cię zmolestuję. - Zwinne łapska wsunęły się szybko pod prześcieradło i złapały mnie za goły tyłek. Nie zdążyłem nawet pisnąć. - Przyszło ci do głowy, że może lubię zdziczałych pielęgniarków w słonecznym kolorze? - Zamruczał mi wprost do ucha, po czym przygryzł wrażliwą muszelkę. Zrobiło się jakoś gorąco, a cytrynowe fatum nad moją głową jakby lekko zbladło.
- Ruska mafia, nic za darmo... - zaprotestowałem dla zasady. Niech nie myśli, że jestem łatwy. Ciepłe dłonie zacisnęły się na pośladkach i zaczęły je powoli masować. - Mrr... - Ze zdradzieckich ust wyrwał mi się pełen aprobaty pomruk, a widmo nakrapianego, żółtego potworka odleciało w siną dal. Zaczęło się robić całkiem przyjemnie. Nawet nie wiem, kiedy przycisnął mnie swoim twardym ciałem do materaca. Zapach wody kolońskiej Nikolasa oszałamiał. Zapragnąłem w nim zatonąć. Kiedy ja szedłem na samo dno, pogrążając się bez reszty w odmętach pożądania, on niespodziewanie znieruchomiał.
- Um... - Spojrzałem na niego pytająco niezbyt przytomnym wzrokiem. Łajdacki uśmieszek wpełznął mu na usta. Coś kombinował.
- Cwjetok, pamiętasz co mi wczoraj obiecałeś? - Zsunął ze mnie prześcieradło i oblizał usta. - Dług honorowy rzecz święta. - Sunął wygłodniałymi, czarnymi oczami po moim ciele, jakbym był wyjątkowo pożądaną przekąską.
- Ale... Ale...- Jak ja niby miałem się z tego wykręcić? Nie posiadałem żadnego doświadczenia w tych sprawach. Spaliłem ognistego buraka. Dałem jednak słowo. Słowo Stokrotka. Nie spuszczał ze mnie płonącego wzroku. Położył się na plecach.
- Lutek, jak będzie robił nadal miny zagonionego, puszystego króliczka, to cię pożrę żywcem. - Niespodziewanie chwycił mnie w pasie i posadził okrakiem na swoich biodrach.
- Kiedy ja nie wiem co robić? - przyznałem speszony. Czułem się strasznie wyeksponowany.
- Po pierwsze patrz mi w oczy. - Natychmiast zatonąłem w jego źrenicach. Zostałem uwięziony bez najmniejszej szansy na ratunek. - Mogę pożyczyć ci moje dłonie. Rób z nimi co zechcesz.
- Masz pojęcie jaki jesteś zboczony? - Ująłem nieśmiało jego nadgarstki. Czułem głód równy jego głodowi. Trzeba było jakoś nakarmić spragnione dotyku ciało. A że słowo się rzekło, musiałem to zrobić sam. Ten drań wyraźnie czekał aż przejmę inicjatywę i doskonale się bawił.
- Mniej rozkminiania więcej akcji Cwjetok. - Poruszył się i znacząco otarł o moje biodra. O nie. Skoro to ja miałem władzę, będzie po mojemu. Już ja mu pokażę co to znaczy zadzierać ze Stokrotkiem. Podniosłem jego dłonie i z początku nieśmiało, potem coraz pewniej zacząłem się nimi dotykać. Na pierwszy rzut poszła wrażliwa szyja, potem delikatnie zadrapałem paznokciami sutki. Zadrżałem i odchyliłem do tyłu. Zacząłem się pieścić z wielką przyjemnością, pojękiwałem cichutko kiedy natrafiałem na bardziej czułe miejsca. Rumieniłem się coraz mocniej, widząc jak oczy Nikolasa dosłownie spalają mnie na popiół. Jednocześnie zawstydzony do granic możliwości i zafascynowany tym, jak na niego działałem. Rozsunąłem mocniej nogi bo przyszedł mi do głowy nader śmiały pomysł. Lewą dłoń poprowadziłem po wewnętrznej stronie uda, a prawą podsunąłem mu pod nos.
- Posśij... - poprosiłem. Omal sie nie wycofałem, widząc jego zaskoczone spojrzenie. Zrobiło mi się jakoś głupio.
- Kocham cię. - Kogo by nie powstrzymało takie wyznanie? -  Ani się waż.. - Czytał w moich myślach.  Jak nic miał mnie za paździeża. Stokrotek nigdy nie ucieka z pola walki.
-  Mój piękny, taki chętny i gorący...Pokaż jak bardzo mnie potrzebujesz...- Tym słowom trudno było się oprzeć. Widok mojego mężczyzny wprost pochłaniającego swoje palce spowodował, że wszelkie zahamowania poszły precz. Poprowadziłem już nawilżoną dłoń między pośladki. W tym czasie drugą rękę zacisnąłem na swoim penisie.
- Aaa... - Omal nie doszedłem. Powstrzymałem się w ostatniej chwili. Wziąłem głęboki oddech. Pragnąłem go głębiej, w środku. Coś tam kurczyło się i rozszerzało, powodując fale gorąca w dole brzucha. Zacząłem wodzić samymi opuszkami wzdłuż szpary, zataczając kółka przy samym wejściu. Kontrolowanie sie było bardzo trudne.
- Cwietok zabijesz mnie.... - Zrobiłem się dumny niczym paw, słysząc jego jęki. Czarne oczy niemal omdlewały z przyjemności.
- Och... - Powoli, bardzo powoli zacząłem wsuwać wskazujący palec w siebie. Śliski, ciepły, szorstki Obcy. Zginał się i prostował, niezależnie od mojej woli. Ciało zaczęło drżeć. Nie czułem bynajmniej bólu, który kiedyś tak mnie przeraził, tylko narastające napięcie. Coś tam wewnątrz pragnęło wyzwolenia. Musiałem poszukać źródła tego oszałamiającego uczucia. Pchnąłem mocniej, aż do końca.
- O cholera...! - Krótki rozbłysk oślepiającego światła i rozkosz, powalająca rozkosz. Unosiłem się i opadałem na dłoń, która dawała mi tak wiele. Krzyczałem, skomlałem zachowując się jak oszalały. Biały ogień namiętności wybuchnął z ogromną siłą, spalając mnie niemal na popiół. Słyszałem chrapliwy krzyk Nikolasa. Po chwili opadałem na jego pierś zupełnie bezwolny, niczym szmaciana kukiełka. Przytulił mnie do siebie, uwalniając z niewoli czarnych oczu.
- Jesteś najwspanialszym kwiatem w moim ogrodzie...- Po chwili wyszeptał mi do ucha Nikolas, przeczesując pieszczotliwie ręką moje skołtunione włosy. Skąd on wiedział, że takie romantyczne głupoty zupełnie mnie rozczulały? Stokrotek jednak pozostanie na zawsze Stokrotkiem.
- Jedynym kwiatem mam nadzieję. - Postukałem go w czoło.
- Ma się rozumieć. - Oddał mi wojskowe honory dwoma palcami. Jak nic, robił sobie ze mnie jaja. Przez chwilę leżeliśmy w milczeniu, zwyczajnie ciesząc się swoją obecnością. Niestety w domu nie byliśmy sami. Zupełnie zapomnieliśmy o mamie Basi, która właśnie piłowała umalowane usta i domagała się naszej obecności na dole. Owinąłem się ponownie prześcieradłem.
- Chodź wstajemy.
 - Nie mogę. - Usiadł na łóżku obok mnie. - Spuściłem się w spodnie - oznajmił bez cienia wstydu i to ja nie on spiekłem raka. - Musisz mi zorganizować jakieś ubranie, w końcu to twoja wina. Nie zdążyłem się nawet rozebrać, mój ty napalony Kwiatuszku.
- Jak się jest takim świntuchem, który myśli tylko o bzykaniu...
- Sugerujesz, że powinienem nosić ze sobą zapas bielizny jak do ciebie przychodzę? A ty masz coś na włosach - odgryzł się natychmiast.
- Niby co? - Spojrzałem w pęknięte lustro i nieszczęsne okrycie wysunęło się mi z podtrzymującej je, drżącej dłoni i niczym liść opadło na ziemię. Ten łajdak smyrał mnie po włosach ręką upapraną moją spermą. - Zabiję cię! - Zamachnąłem się na niego zapominając, ze jestem golusieńki. Umknął z chichotem, nie spuszczając wzroku z mojego krocza..
  ****************************************************************
    Większość dna sprzeczaliśmy się z Nikolasem i oraz mamą, gdzie umieścić Carmen Spinozę, siostrę kochanka Nataszy, Haviera. Stanęło na tym, że zamieszka chwilowo z Wiśką. Nieobecni nie mieli prawa głosu. Ot taka mała zemsta za zepsucie moich wekendowych planów. Kilka dni na gościnnej kanapie chyba laski nie zabije? Choć kto ją tam wie, jakie miała wymagania. Nazwisko brzmiało z hiszpańska. Pewnie pochodziła z imigranckiej rodziny, jakich pełno było w USA, gdzie przybywali w poszukiwaniu lepszego życia i przeważnie kończyli w slamsach.
 Uzbrojeni jedynie w nazwisko i pobieżny opis stawiliśmy się o umówionej porze na Krakowskim lotnisku. Uważnie obserwowaliśmy tłum podróżnych, ale jakoś nikt nie pasował do egzotycznej piękności, jak określił dziewczynę Elmet, wydając przy tym podejrzane odgłosy. Wyraźnie czegoś nam nie powiedział, ale przez telefon ciężko było zarzucić mu manipulację faktami. Wreszcie w bramce zjawiła się ONA. Nie sposób było jej przeoczyć. Czarne, kręte włosy przerzucone niedbale przez ramię, południowa opalenizna i falbaniasta, kwiecista sukienka przed nieco kościste kolano. Wszystko to okraszone niebotycznie długimi rzęsami i szerokim uśmiechem.
- Hola Queridos! - Wrzasnęła i zaczęła do nas energicznie machać. Była naprawdę dużą i dość ciężką dziewczynką, o czym przekonałem się jak zwisła mi na szyi wylewnie mnie obcałowując po policzkach, bynajmniej nie grubą, raczej zbyt mocno jak na kobietę umięśnioną. Wyższa i szersza w ramionach ode mnie sprawiła, że poczułem się jak krasnoludek przy latynoskiej Królewnie Śnieżce.
- Jak my się z nią dogadamy?
- No se preokupe la miel. - Głos miała zadziwiająco niski. - Mi padre był Polakiem - dodała już całkiem wojsko. Targała dwie ogromne walichy. Musiały nie być zbyt ciężkie, bo nie zauważyłem po niej wysiłku. Jako porządny Stokrotek i dżentelmen, wyjąłem jedną z nich z jej uzbrojonych w bajecznie kolorowe tipsy rąk.
- Coś ty tam przytargała? - wystękałem, zginając się niemal do ziemi. Co za wstyd! Nie tylko nie dorównywałem jej wzrostem, ale i siłą.
- Nie przemęczaj się Cabezal! - Poklepała mnie lekceważąco po ramieniu, bez trudu podniosła oba bagaże i podążyła za nami. - Jesteś taki słodziutki.
- Pozwoli pani do samochodu. - Na jej entuzjastyczne oświadczenie rzucone pod moim adresem, Nikolas wepchnął się bezceremonialnie między nas. Ze zmarszczki nad ciemnymi brwiami wywnioskowałem, że nie był zbytnio zadowolony. Mój zazdrośnik. Umościliśmy się w eleganckiej limuzynie Prezesa, który dopilnował, aby ta cała Carmen, usiadła obok niego.
Wlekliśmy się niczym ślimaki, droga oczywiście cała w panach na pomarańczowo, tu płotek tam dziura, ot zwyczajna polska rzeczywistość. Ciekawe, ze ekipy budowlane szczególnie obficie wylegały w godzinach szczytu. Dopiero wieczorem udało nam się dotrzeć do domu. W kuchni zgromadziła się już cała rodzina, ciekawa nowej lokatorki. Nawet wycieczkowicze wrócili z Zakopca. Najgorzej na widok dziewczyny zareagował Rycho. Poczerwieniał na twarzy i zasłonił sobą chichocząca Wiśkę.
- To Coś na pewno nie będzie z tobą mieszkać w jednym pokoju! - Zagrodził Hiszpance drogę swoim zawalistym ciałem.
- Masz coś do mnie cieniasie? - Carmen tupnęła nogą w karkołomnie wysokiej szpilce i nie cofnęła się ani o krok. - Trzymaj z daleka swoje łapska, nie chcę sobie tipsów uszkodzić. Wydałam na nie majątek. - Podsunęła mu pod nos wcale niemałą pięść.
- To może Lutek, ma największą sypialnie?- Zaproponowała ugodowo mama Basia.
- Mowy nie ma! - Spięło się natychmiast moje kochanie. - Teściowa przestała mnie lubić?
- Co wami?! - Nie wytrzymałem. - Biedaczka pewnie zmęczona po podróży, a wy żałujecie jej miejsca do spania? Gdzie się podziała polska gościnność?! - Tupnąłem nogą.
- Que lindo - zachwyciła się Carmen.
- Ja ci dam lindo! - Zdenerwował sie Nikolas. Co z nimi wszystkimi? Zamienili się w bandę rasistów? Nie wiedziałem, że nie lubią latynosów.
- Nie przepadacie za brunetkami, czy coś?
- Jaka tam ona brunetka, raczej brunet! - burknął Rycho.
- Ee...? - Jak zwykle w takich przypadkach wspiąłem się na wyżyny inteligencji.
- Pokaż dowód! - Prezes jak to prezes wykazał się zdrowym rozsądkiem. Dziewczyna podała mu go bez skrępowania. - Carmelo Spinoza - przeczytał. - Zabiję tego Elmeta!
- Jak to Carmelo? - nadal nie zrozumiałem.
- Braciszku, zaczynasz mnie przerażać! - Przemo bezceremonialnie mną potrząsnął, a potem chwycił za brzeg kwiecistej sukienki i podniósł ją do góry. Pod nią zobaczyłem bokserki, a rysujący się wyraźny kształt pod nimi wskazywał na penisa.
- Ale z ciebie prosiak! - Zarobił krzywe spojrzenie dziewczyny, a raczej chłopaka.
- W takim razie zadzwonię do Wieśka. - Rozsądziła spór mama Basia. - Pod Kogutem od miesiąca szukają barmanki. Nad restauracją jest maleńka kawalerka, w sam raz dla naszego Carmelo. W ten sposób nikt się nie będzie nie będzie rzucać się za bardzo w oczy. Na dyskusje macie czas. Jutro też jest dzień. - Zerknęła na zegar, który właśnie wybił dwudziestą drugą.
- Dla znajomych Carmen - poprawił ją chłopak. - I dziękuję za propozycję pracy, chętnie skorzystam.
********************************************************************
- Que lindo - jaki milutki
- No se preokupe la miel.- nie martw się słodki
- Mi padre- mój ojciec














9 komentarzy:

  1. Gdybyś tylko wiedziała jak wielką radość sprawiłaś dziś biednemu,wkurzonemu i zmęczonemu Mefisto!!!!! Dziękuję za możliwość spotkania zwariowanego Lutka i namiętnego Diabła.Cieszę się teraz sama do siebie.
    Pozdrawia i weny życzy
    Mefisto

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czym ty się tak nerwicujesz? Zaczęły się wakacje, urlopy...

      Usuń
    2. Noo i właśnie o te wakacje i urlopy chodzi.....
      W tym roku mogę zapomnieć o jakimkolwiek urlopie.... Buuu ... i nic prócz Twoich opowiadań na osłodę nie mam.. I gdzie tu sprawiedliwość ?!
      Mimo tych smuteczków pozdrawian Cię gorąco i tradycyjnie weny życzy
      Mefisto

      Usuń
    3. Biedactwo. Ja w sobotę jadę na zasłużony urlop nad nasze morze, mam nadzieję, że wrócę z licznymi pomysłami.

      Usuń
    4. Więc korzystaj z pięknej pogody(choć to zakrawa na cud) i naładuj baterie i wypoczywaj.
      Tego życzy
      Mefisto

      Usuń
  2. Nareszcie. Doczekałam się na kolejny rozdział. Już traciłam nadzieje,ale jest. Jak zawsze świtne. Lutek wymiata. Czekam na nasrępny, mam nadzieje, troche szybciej dodanu rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Boże! Kiedy zobaczyłam rozdział, to od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
    Tyle czekania opłacało się <3
    Zazwyczaj nie piszę komentarzy, ale zwyczajnie nie mogłam nie napisać go!
    Naprawdę mi Ciebie brakowało i twoich opowiadań, które są humorystyczne, a zarazem poważne.
    Słowami umiesz rozśmieszyć mnie – dziewczynę, którą mało co rozśmiesza! Mówię całkiem poważnie, Strego.
    Teraz czekam na kolejny rozdział „Znamię Ciemności”, które również uwielbiam. Zwłaszcza mpreg <3
    Mam wielką nadzieję, że powrócisz do nas z podwojoną siłą :*
    Pozdrawiam,
    Magdalena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O bratnia dusza! Mnie śmieszą straszne bzdury co widać po opkach, czym bardziej absurdalne tym lepsze.

      Usuń
  4. Hej,
    bardzo gorący rozdział, biedny Lutek chciał mieć piękną opaleniznę, a wyszło... a to w łóżku... Nicolas powinien mieć tutaj kilka swoich rzeczy... no i piękność latynoska okazała się być chlopakiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń