Wszystkie mniej lub bardziej dramatyczne
wydarzenia z całego dnia spowodowały, że nie mogłem za nic zasnąć. W głowie
kłębiła mi się tysiąc i jedna myśl, a każda następna była dziwniejsza od
poprzedniej. Rzucałem się po łóżku, jakbym miał całe stado mrówek w tyłku.
Zamiast rozkminiać sprawę pięknej Nataszy oraz zastanawiać się nad sposobami
przekonania do siebie niechętnych teściów, co właściwie powinno być moim
priorytetem, mnie najwięcej martwiły słowa Wielkiego De o moim niezbyt
atrakcyjnym wyglądzie. No cóż, jak każdy kwiatek, byłem odrobinę próżny. Biała,
chuda klata z pewnością nie stanowiła szczytu marzeń żadnego faceta, zwłaszcza
tak atrakcyjnego jak Nikolas. Co ten drań we mnie widział nie miałem pojęcia.
Nie wytrzymałem. Zerwałem się z łóżka po jakimś milion trzydziestym trzecim
baranie i pobiegłem do łazienki. Zrzuciłem koszulkę. Niestety przez kilka
godzin nic się absolutnie nie zmieniło. Nadal byłem szczupłym, bladym
pielęgniarkiem prawie średniego wzrostu. Wyprostowałem swoją mizerną sylwetkę.
W porównaniu z moim ulubionym prezesem prezentowałem się strasznie nijako. Na
brak kaloryfera na szybko nic się nie dało poradzić, ale na zbyt jasną karnację
i owszem. W głowie zapaliła mi się czerwona lampka na ogół zwiastująca nowy,
genialny pomysł oraz kłopoty. Przypomniało mi się, że Wiśka miała jakiś
specyfik brązujący skórę. Nie chciałem dawać rodzinie powodu do kpinek, więc
musiałem go zdobyć nielegalnie. Niczym prawdziwy ninja, na czubkach palców przeskradałem
się do pokoju siostry. Jeszcze nie wróciła z wycieczki. Spokojnie przegrzebałem
jej toaletkę w poszukiwaniu kosmetyku. Balsam okazał się nieco przeterminowany,
ale tym się zbytnio nie przejąłem. Podobno te daty ważności bywały mocno
przesadzone, przynajmniej tak twierdzili goście na fejsie. Zresztą gdzie o
północy kupiłbym samoopalacz? Po chwili wróciłem do siebie, zrzuciłem ciuszki i
goły jak w dniu narodzin stanąłem ponownie przed lustrem. Rzuciłem sobie kilka
zagrzewających do walki o urodę spojrzeń, jeśli tak można nazwać gwałtowne
łypanie to jednym to drugim okiem.
- Od jutra
będziesz zarąbisty! Nikolas padnie ci do stóp. - Uśmiechnąłem się butnie do
swojego odbicia. Wyobraźnia podsunęła mi kilka niecenzuralnych rzeczy, które
mój skarb zza wschodniej granicy mógłby robić w tej pozycji. - Nie masz
zadatków na supermena, ale z pewnością możesz się zmienić w ,,subtelną,
świetlistą istotę o skórze niczym złocisty zachód słońca nad Lazurowym
Wybrzeżem". - Tak przynajmniej twierdziła reklama na butelce. Miałem tylko
nadzieję, że słówko ,,świetlista" nie oznaczało, że będę dawać po oczach
niczym reklamowy neon. Zabrałem się ostro do pracy. Wysmarowałem dokładnie
każdziuteńki kawałek ciała. Ta prosta czynność uspokoiła mnie i wprawiła w
dobry nastrój tak bardzo, że powieki zaczęły same opadać. Zegar już dawno wybił
drugą nad ranem. Padłem na łóżko z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku - bycia
najprzystojniejszym Stokrotkiem w okolicy.
Obudziło
mnie zaglądające w oczy słoneczko, chichoty dobiegające z naszej kuchni oraz
boski zapach świeżutkich drożdżówek. Poznałem niski głos Nikolasa. Jak nic
bezczelnie zażerał się specjałami mamy. Jak się nie pośpieszę wetnie także mój
osobisty przydział bułeczek z borówkami. Nie spojrzawszy nawet w lustro, przygładziłem
palcami rozczochraną czuprynę i w samej piżamie, składającej się z krótkich
spodenek oraz koszulki na ramiączkach popędziłem na dół, skacząc po dwa schody.
Uroda zeszła na dalszy plan, teraz najważniejsze było jedzonko z czym zgodził
się burczący z głodu brzuch. Kiedy wszedłem do kuchni Prezes siedział rozwalony
swojsko za stołem i pochłaniał w rekordowym tempie całą blaszkę specjałów,
poklepującej go po plecach mamy. Kiedy oni u licha zdążyli się zaprzyjaźnić? Baśkaaaa...!
Żadnej rodzinnej lojalności i obrony mojej własności przed ruskim najeźdźcą!
- Stop! Ręce
na stół i ani drgnij! - wrzasnąłem od progu i rzuciłem się ratować nędzne
resztki chrupiących ślicznotek.
- Nareszcie
wstałeś śpiochu - zagruchał miękko, a we mnie zadrżało serducho. Jedno
króciutkie zdania, a ja już się roztapiałem. Jeśli jednak myślał, że się na to
nabiorę i odstąpię mu moje jagodzianki, to się grubo pomylił. Jestem twardym
Stokrotkiem. Ku mojemu zaskoczeniu
spełnił rozkaz bez szemrania. Tyle, że jego uśmiech stawał się powoli coraz
szerszy, a czarne oczy zaczęły migotać. Mama Basia stanęła za plecami
śniadaniowego złodzieja i podążyła za jego wzrokiem. Nie miała jednak żadnych
zahamowań i wybuchła gromkim śmiechem, trzymając się za brzuch.
- Lutek, czy
ty zaraziłeś się czymś dziwnym w szpitalu? - Musiała się chwycić ściany, żeby
nie upaść. Rżała jak szalona, a ja nie miałem pojęcia o co kaman. - A może
wpadłeś do słynnego wiaderka z tą straszną żółtą farbą, którą dziadek chce
pomalować nasze drzwi wejściowe ilekroć mu podpadniemy? - Spłynęła na krzesło
nie mając siły ustać na nogach.
- Na butelce
pisało, że będę ciasteczkiem ze złocistą skórką...- miauknąłem niepewnie.
- No to...
Chyba... Masz problem mojaż ty cytrynko...
- Um...-
Nikolas miał w oczach łzy, dzielnie walczył ze śmiechem. - Nie mogę...- Kawałek
bułeczki wyskoczył mu z paszczy na stół, kiedy zaczął rechotać, bijąc się po
udach.
- Jesteście
wstrętni! - Kopara mi całkiem opadła. Nie takiej reakcji się spodziewałem Liczyłem
na wielkie wejście i okrzyki zachwytu na widok lśniącej istoty importowanej
wprost z Lazurowego Wybrzeża. Tymczasem Nikolas zamiast wyrazić uwielbienie i
podziwiać kwiat mojej świetlistej urody, zaczął czkać ze śmiechu. Coś było
wyraźnie nie tak. Nie miałem zamiaru dłużej robić za pajaca. Zrobiłem nagły tył
zwrot i rzuciłem się do ucieczki, ratując znikome resztki swojej godności.
Wpadłem niczym bomba do łazienki i stanąłem przed lustrem. Na widok swojej
osoby oczy omal nie wypadły mi z orbit. Faktycznie kolorem przypominałem nieco
dojrzałą cytrynę, ale taką, którą zaatakowała nieznana afrykańska choroba. Moja
skóra nie dość, że była wściekle żółta, to jeszcze pokrywały ją brązowo rdzawe
plamy w różnych odcieniach.
- Ja
pierdo... wystękałem oszołomiony. Nic dziwnego, że moi bliscy tak zareagowali.
A jak jeszcze uświadomiłem sobie, że idę na nocny dyżur do pracy, to coś we
mnie eksplodowało, wydobywając z ust przeraźliwy skowyt. Zupełnie nad sobą nie
panując walnąłem ręką w szklaną taflę. - Nieee...!! - Szyby w pokoju zadrżały,
a złośliwe lustro pękło, kalecząc mi dłoń. Po tym dramatycznym występie
pobiegłem w kierunku prysznica. Takie coś jak drobna ranka nie mogło mnie
powstrzymać. - Muszę to z siebie zmyć, choćbym miał zedrzeć całą skórę. - Zszarpałem z siebie piżamę. Ciepła woda
lecąca wprost na moją głowę bynajmniej nie ukoiła skołatanych nerwów.
Spowodowała jedynie, że krew zaczęła szybciej płynąć i w brodziku zrobiło się
czerwono.
- Ale wstyd.
Jak mogłem użyć tego świństwa? Nikolas mnie na pewno rzuci. Kto chciałby
chodzić ze sparszywiałą cytryną?! -
Mamrotałem do siebie zrozpaczony. Cały czas szorowałem bezustannie swoje ciało
jakbym wpadł w jakiś trans, dlatego też nie usłyszałem cichego pukania.
- Cwjetok!
Czyś ty całkiem oszalał? Zrobisz obie krzywdę. Przestań natychmiast! - Przez
szum wody dotarł do mnie w końcu mocno zaniepokojony głos Nikolasa. Przyglądał
mi się wyraźnie zdenerwowany. Na jego przystojnej twarzy nie dostrzegłem
obrzydzenia, jak się obawiałem, a raczej zmartwienie.
- Aaa...!
Wynoś się! - Kwiknąłem, wyskoczyłem z brodzika i porwałem z półki wielkie,
kąpielowe prześcieradło. W ułamku sekundy udało mi się nim zmumifikować od stóp
do głów. Widać mi było jedynie oczy.
- Spokojnie
głuptasie. - Po omacku odnalazł moją zranioną rękę. - Pozwól, że ci pomogę. -
Łagodny ton jego głosu spowodował, że grzecznie dałem się mu zaprowadzić do
sypialni. Usiadłem na łóżku ze spuszczoną głową, pochlipując pod nosem niczym
przedszkolak.
- Jestem..
Brzydki... Nie patrz na mnie...
- Jesteś
przede wszystkim strasznie narwany - odezwał sie cicho, zakładając mi
jednocześnie opatrunek. - I kompletnie pozbawiony zdrowego rozsądku..
- Wiem, nie
musisz się nade mną pastwić. - Pociągnąłem nosem i zeznąłem na niego. Usiadł
tuż obok. Pochylony, w skupieniu zawiązywał na zgrabną kokardkę bandaż. Zagryzł
dolną wargę, a ciemne loki wpadły mu do oczu. Odgarnął je niecierpliwym gestem.
Był przy tym taki słodki i troskliwy, że miałem ochotę go zacałować na śmierć. - Jak mnie rzuci utopię sie w stawie z
kaczorami - O kurde. Chyba powiedziałem to na głos? Zakryłem wolną ręką twarz.
Byłem z pewnością najdurniejszym kwiatkiem w okolicy.
- No już. -
Zobaczyłem przez palce jego szelmowski uśmiech za który gotowy byłem oddać
duszę, nie ważne polskiemu czy ruskiemu diabłu. - Jestem w tym dobry prawda?
- Yhy...-
Jak ktoś brał udział w tylu bójkach, to nic dziwnego, że potrafił założyć
prosty opatrunek. Może jednak nie dosłyszał tego tekstu o stawie?
- Łapkę masz
jak nową. Należy mi się chyba jakaś nagroda. - Przysunął się niepokojąco
blisko. - Z tym topieniem poczekaj, aż
cię zmolestuję. - Zwinne łapska wsunęły się szybko pod prześcieradło i złapały
mnie za goły tyłek. Nie zdążyłem nawet pisnąć. - Przyszło ci do głowy, że może
lubię zdziczałych pielęgniarków w słonecznym kolorze? - Zamruczał mi wprost do
ucha, po czym przygryzł wrażliwą muszelkę. Zrobiło się jakoś gorąco, a
cytrynowe fatum nad moją głową jakby lekko zbladło.
- Ruska
mafia, nic za darmo... - zaprotestowałem dla zasady. Niech nie myśli, że jestem
łatwy. Ciepłe dłonie zacisnęły się na pośladkach i zaczęły je powoli masować. -
Mrr... - Ze zdradzieckich ust wyrwał mi się pełen aprobaty pomruk, a widmo
nakrapianego, żółtego potworka odleciało w siną dal. Zaczęło się robić całkiem
przyjemnie. Nawet nie wiem, kiedy przycisnął mnie swoim twardym ciałem do
materaca. Zapach wody kolońskiej Nikolasa oszałamiał. Zapragnąłem w nim
zatonąć. Kiedy ja szedłem na samo dno, pogrążając się bez reszty w odmętach
pożądania, on niespodziewanie znieruchomiał.
- Um... -
Spojrzałem na niego pytająco niezbyt przytomnym wzrokiem. Łajdacki uśmieszek
wpełznął mu na usta. Coś kombinował.
- Cwjetok,
pamiętasz co mi wczoraj obiecałeś? - Zsunął ze mnie prześcieradło i oblizał
usta. - Dług honorowy rzecz święta. - Sunął wygłodniałymi, czarnymi oczami po
moim ciele, jakbym był wyjątkowo pożądaną przekąską.
- Ale...
Ale...- Jak ja niby miałem się z tego wykręcić? Nie posiadałem żadnego
doświadczenia w tych sprawach. Spaliłem ognistego buraka. Dałem jednak słowo.
Słowo Stokrotka. Nie spuszczał ze mnie płonącego wzroku. Położył się na
plecach.
- Lutek, jak
będzie robił nadal miny zagonionego, puszystego króliczka, to cię pożrę żywcem.
- Niespodziewanie chwycił mnie w pasie i posadził okrakiem na swoich biodrach.
- Kiedy ja
nie wiem co robić? - przyznałem speszony. Czułem się strasznie wyeksponowany.
- Po
pierwsze patrz mi w oczy. - Natychmiast zatonąłem w jego źrenicach. Zostałem
uwięziony bez najmniejszej szansy na ratunek. - Mogę pożyczyć ci moje dłonie.
Rób z nimi co zechcesz.
- Masz
pojęcie jaki jesteś zboczony? - Ująłem nieśmiało jego nadgarstki. Czułem głód
równy jego głodowi. Trzeba było jakoś nakarmić spragnione dotyku ciało. A że
słowo się rzekło, musiałem to zrobić sam. Ten drań wyraźnie czekał aż przejmę
inicjatywę i doskonale się bawił.
- Mniej rozkminiania
więcej akcji Cwjetok. - Poruszył się i znacząco otarł o moje biodra. O nie.
Skoro to ja miałem władzę, będzie po mojemu. Już ja mu pokażę co to znaczy
zadzierać ze Stokrotkiem. Podniosłem jego dłonie i z początku nieśmiało, potem
coraz pewniej zacząłem się nimi dotykać. Na pierwszy rzut poszła wrażliwa
szyja, potem delikatnie zadrapałem paznokciami sutki. Zadrżałem i odchyliłem do
tyłu. Zacząłem się pieścić z wielką przyjemnością, pojękiwałem cichutko kiedy
natrafiałem na bardziej czułe miejsca. Rumieniłem się coraz mocniej, widząc jak
oczy Nikolasa dosłownie spalają mnie na popiół. Jednocześnie zawstydzony do
granic możliwości i zafascynowany tym, jak na niego działałem. Rozsunąłem
mocniej nogi bo przyszedł mi do głowy nader śmiały pomysł. Lewą dłoń
poprowadziłem po wewnętrznej stronie uda, a prawą podsunąłem mu pod nos.
- Posśij...
- poprosiłem. Omal sie nie wycofałem, widząc jego zaskoczone spojrzenie.
Zrobiło mi się jakoś głupio.
- Kocham
cię. - Kogo by nie powstrzymało takie wyznanie? - Ani się waż.. - Czytał w moich myślach. Jak nic miał mnie za paździeża. Stokrotek
nigdy nie ucieka z pola walki.
- Mój piękny, taki chętny i gorący...Pokaż jak
bardzo mnie potrzebujesz...- Tym słowom trudno było się oprzeć. Widok mojego
mężczyzny wprost pochłaniającego swoje palce spowodował, że wszelkie zahamowania
poszły precz. Poprowadziłem już nawilżoną dłoń między pośladki. W tym czasie
drugą rękę zacisnąłem na swoim penisie.
- Aaa... -
Omal nie doszedłem. Powstrzymałem się w ostatniej chwili. Wziąłem głęboki
oddech. Pragnąłem go głębiej, w środku. Coś tam kurczyło się i rozszerzało,
powodując fale gorąca w dole brzucha. Zacząłem wodzić samymi opuszkami wzdłuż
szpary, zataczając kółka przy samym wejściu. Kontrolowanie sie było bardzo
trudne.
- Cwietok zabijesz
mnie.... - Zrobiłem się dumny niczym paw, słysząc jego jęki. Czarne oczy niemal
omdlewały z przyjemności.
- Och... -
Powoli, bardzo powoli zacząłem wsuwać wskazujący palec w siebie. Śliski,
ciepły, szorstki Obcy. Zginał się i prostował, niezależnie od mojej woli. Ciało
zaczęło drżeć. Nie czułem bynajmniej bólu, który kiedyś tak mnie przeraził, tylko
narastające napięcie. Coś tam wewnątrz pragnęło wyzwolenia. Musiałem poszukać
źródła tego oszałamiającego uczucia. Pchnąłem mocniej, aż do końca.
- O
cholera...! - Krótki rozbłysk oślepiającego światła i rozkosz, powalająca
rozkosz. Unosiłem się i opadałem na dłoń, która dawała mi tak wiele.
Krzyczałem, skomlałem zachowując się jak oszalały. Biały ogień namiętności
wybuchnął z ogromną siłą, spalając mnie niemal na popiół. Słyszałem chrapliwy
krzyk Nikolasa. Po chwili opadałem na jego pierś zupełnie bezwolny, niczym szmaciana
kukiełka. Przytulił mnie do siebie, uwalniając z niewoli czarnych oczu.
- Jesteś
najwspanialszym kwiatem w moim ogrodzie...- Po chwili wyszeptał mi do ucha
Nikolas, przeczesując pieszczotliwie ręką moje skołtunione włosy. Skąd on
wiedział, że takie romantyczne głupoty zupełnie mnie rozczulały? Stokrotek jednak
pozostanie na zawsze Stokrotkiem.
- Jedynym
kwiatem mam nadzieję. - Postukałem go w czoło.
- Ma się
rozumieć. - Oddał mi wojskowe honory dwoma palcami. Jak nic, robił sobie ze
mnie jaja. Przez chwilę leżeliśmy w milczeniu, zwyczajnie ciesząc się swoją
obecnością. Niestety w domu nie byliśmy sami. Zupełnie zapomnieliśmy o mamie
Basi, która właśnie piłowała umalowane usta i domagała się naszej obecności na
dole. Owinąłem się ponownie prześcieradłem.
- Chodź
wstajemy.
- Nie mogę. - Usiadł na łóżku obok mnie. -
Spuściłem się w spodnie - oznajmił bez cienia wstydu i to ja nie on spiekłem
raka. - Musisz mi zorganizować jakieś ubranie, w końcu to twoja wina. Nie zdążyłem
się nawet rozebrać, mój ty napalony Kwiatuszku.
- Jak się
jest takim świntuchem, który myśli tylko o bzykaniu...
- Sugerujesz,
że powinienem nosić ze sobą zapas bielizny jak do ciebie przychodzę? A ty masz
coś na włosach - odgryzł się natychmiast.
- Niby co? -
Spojrzałem w pęknięte lustro i nieszczęsne okrycie wysunęło się mi z
podtrzymującej je, drżącej dłoni i niczym liść opadło na ziemię. Ten łajdak
smyrał mnie po włosach ręką upapraną moją spermą. - Zabiję cię! - Zamachnąłem
się na niego zapominając, ze jestem golusieńki. Umknął z chichotem, nie
spuszczając wzroku z mojego krocza..
****************************************************************
Większość
dna sprzeczaliśmy się z Nikolasem i oraz mamą, gdzie umieścić Carmen Spinozę,
siostrę kochanka Nataszy, Haviera. Stanęło na tym, że zamieszka chwilowo z
Wiśką. Nieobecni nie mieli prawa głosu. Ot taka mała zemsta za zepsucie moich
wekendowych planów. Kilka dni na gościnnej kanapie chyba laski nie zabije? Choć
kto ją tam wie, jakie miała wymagania. Nazwisko brzmiało z hiszpańska. Pewnie
pochodziła z imigranckiej rodziny, jakich pełno było w USA, gdzie przybywali w
poszukiwaniu lepszego życia i przeważnie kończyli w slamsach.
Uzbrojeni jedynie w nazwisko i pobieżny opis
stawiliśmy się o umówionej porze na Krakowskim lotnisku. Uważnie obserwowaliśmy
tłum podróżnych, ale jakoś nikt nie pasował do egzotycznej piękności, jak określił
dziewczynę Elmet, wydając przy tym podejrzane odgłosy. Wyraźnie czegoś nam nie
powiedział, ale przez telefon ciężko było zarzucić mu manipulację faktami.
Wreszcie w bramce zjawiła się ONA. Nie sposób było jej przeoczyć. Czarne, kręte
włosy przerzucone niedbale przez ramię, południowa opalenizna i falbaniasta,
kwiecista sukienka przed nieco kościste kolano. Wszystko to okraszone
niebotycznie długimi rzęsami i szerokim uśmiechem.
- Hola
Queridos! - Wrzasnęła i zaczęła do nas energicznie machać. Była naprawdę dużą i
dość ciężką dziewczynką, o czym przekonałem się jak zwisła mi na szyi wylewnie
mnie obcałowując po policzkach, bynajmniej nie grubą, raczej zbyt mocno jak na
kobietę umięśnioną. Wyższa i szersza w ramionach ode mnie sprawiła, że poczułem
się jak krasnoludek przy latynoskiej Królewnie Śnieżce.
- Jak my się
z nią dogadamy?
- No se
preokupe la miel. - Głos miała zadziwiająco niski. - Mi padre był Polakiem -
dodała już całkiem wojsko. Targała dwie ogromne walichy. Musiały nie być zbyt
ciężkie, bo nie zauważyłem po niej wysiłku. Jako porządny Stokrotek i
dżentelmen, wyjąłem jedną z nich z jej uzbrojonych w bajecznie kolorowe tipsy
rąk.
- Coś ty tam
przytargała? - wystękałem, zginając się niemal do ziemi. Co za wstyd! Nie tylko
nie dorównywałem jej wzrostem, ale i siłą.
- Nie
przemęczaj się Cabezal! - Poklepała mnie lekceważąco po ramieniu, bez trudu
podniosła oba bagaże i podążyła za nami. - Jesteś taki słodziutki.
- Pozwoli
pani do samochodu. - Na jej entuzjastyczne oświadczenie rzucone pod moim
adresem, Nikolas wepchnął się bezceremonialnie między nas. Ze zmarszczki nad
ciemnymi brwiami wywnioskowałem, że nie był zbytnio zadowolony. Mój zazdrośnik.
Umościliśmy się w eleganckiej limuzynie Prezesa, który dopilnował, aby ta cała
Carmen, usiadła obok niego.
Wlekliśmy
się niczym ślimaki, droga oczywiście cała w panach na pomarańczowo, tu płotek
tam dziura, ot zwyczajna polska rzeczywistość. Ciekawe, ze ekipy budowlane
szczególnie obficie wylegały w godzinach szczytu. Dopiero wieczorem udało nam
się dotrzeć do domu. W kuchni zgromadziła się już cała rodzina, ciekawa nowej
lokatorki. Nawet wycieczkowicze wrócili z Zakopca. Najgorzej na widok
dziewczyny zareagował Rycho. Poczerwieniał na twarzy i zasłonił sobą
chichocząca Wiśkę.
- To Coś na
pewno nie będzie z tobą mieszkać w jednym pokoju! - Zagrodził Hiszpance drogę
swoim zawalistym ciałem.
- Masz coś do
mnie cieniasie? - Carmen tupnęła nogą w karkołomnie wysokiej szpilce i nie
cofnęła się ani o krok. - Trzymaj z daleka swoje łapska, nie chcę sobie tipsów
uszkodzić. Wydałam na nie majątek. - Podsunęła mu pod nos wcale niemałą pięść.
- To może
Lutek, ma największą sypialnie?- Zaproponowała ugodowo mama Basia.
- Mowy nie
ma! - Spięło się natychmiast moje kochanie. - Teściowa przestała mnie lubić?
- Co wami?!
- Nie wytrzymałem. - Biedaczka pewnie zmęczona po podróży, a wy żałujecie jej
miejsca do spania? Gdzie się podziała polska gościnność?! - Tupnąłem nogą.
- Que lindo
- zachwyciła się Carmen.
- Ja ci dam
lindo! - Zdenerwował sie Nikolas. Co z nimi wszystkimi? Zamienili się w bandę
rasistów? Nie wiedziałem, że nie lubią latynosów.
- Nie
przepadacie za brunetkami, czy coś?
- Jaka tam
ona brunetka, raczej brunet! - burknął Rycho.
- Ee...? -
Jak zwykle w takich przypadkach wspiąłem się na wyżyny inteligencji.
- Pokaż
dowód! - Prezes jak to prezes wykazał się zdrowym rozsądkiem. Dziewczyna podała
mu go bez skrępowania. - Carmelo Spinoza - przeczytał. - Zabiję tego Elmeta!
- Jak to
Carmelo? - nadal nie zrozumiałem.
- Braciszku,
zaczynasz mnie przerażać! - Przemo bezceremonialnie mną potrząsnął, a potem
chwycił za brzeg kwiecistej sukienki i podniósł ją do góry. Pod nią zobaczyłem
bokserki, a rysujący się wyraźny kształt pod nimi wskazywał na penisa.
- Ale z
ciebie prosiak! - Zarobił krzywe spojrzenie dziewczyny, a raczej chłopaka.
- W takim
razie zadzwonię do Wieśka. - Rozsądziła spór mama Basia. - Pod Kogutem od
miesiąca szukają barmanki. Nad restauracją jest maleńka kawalerka, w sam raz
dla naszego Carmelo. W ten sposób nikt się nie będzie nie będzie rzucać się za
bardzo w oczy. Na dyskusje macie czas. Jutro też jest dzień. - Zerknęła na
zegar, który właśnie wybił dwudziestą drugą.
- Dla
znajomych Carmen - poprawił ją chłopak. - I dziękuję za propozycję pracy, chętnie
skorzystam.
********************************************************************
- Que lindo
- jaki milutki
- No se
preokupe la miel.- nie martw się słodki
- Mi padre-
mój ojciec
Gdybyś tylko wiedziała jak wielką radość sprawiłaś dziś biednemu,wkurzonemu i zmęczonemu Mefisto!!!!! Dziękuję za możliwość spotkania zwariowanego Lutka i namiętnego Diabła.Cieszę się teraz sama do siebie.
OdpowiedzUsuńPozdrawia i weny życzy
Mefisto
Czym ty się tak nerwicujesz? Zaczęły się wakacje, urlopy...
UsuńNoo i właśnie o te wakacje i urlopy chodzi.....
UsuńW tym roku mogę zapomnieć o jakimkolwiek urlopie.... Buuu ... i nic prócz Twoich opowiadań na osłodę nie mam.. I gdzie tu sprawiedliwość ?!
Mimo tych smuteczków pozdrawian Cię gorąco i tradycyjnie weny życzy
Mefisto
Biedactwo. Ja w sobotę jadę na zasłużony urlop nad nasze morze, mam nadzieję, że wrócę z licznymi pomysłami.
UsuńWięc korzystaj z pięknej pogody(choć to zakrawa na cud) i naładuj baterie i wypoczywaj.
UsuńTego życzy
Mefisto
Nareszcie. Doczekałam się na kolejny rozdział. Już traciłam nadzieje,ale jest. Jak zawsze świtne. Lutek wymiata. Czekam na nasrępny, mam nadzieje, troche szybciej dodanu rozdział.
OdpowiedzUsuńO mój Boże! Kiedy zobaczyłam rozdział, to od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
OdpowiedzUsuńTyle czekania opłacało się <3
Zazwyczaj nie piszę komentarzy, ale zwyczajnie nie mogłam nie napisać go!
Naprawdę mi Ciebie brakowało i twoich opowiadań, które są humorystyczne, a zarazem poważne.
Słowami umiesz rozśmieszyć mnie – dziewczynę, którą mało co rozśmiesza! Mówię całkiem poważnie, Strego.
Teraz czekam na kolejny rozdział „Znamię Ciemności”, które również uwielbiam. Zwłaszcza mpreg <3
Mam wielką nadzieję, że powrócisz do nas z podwojoną siłą :*
Pozdrawiam,
Magdalena
O bratnia dusza! Mnie śmieszą straszne bzdury co widać po opkach, czym bardziej absurdalne tym lepsze.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńbardzo gorący rozdział, biedny Lutek chciał mieć piękną opaleniznę, a wyszło... a to w łóżku... Nicolas powinien mieć tutaj kilka swoich rzeczy... no i piękność latynoska okazała się być chlopakiem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia