piątek, 4 sierpnia 2017

Rozdział 33

Dzień jak codzień.  Powlokłem swoje nakrapiane, zgniło żółte szczątki pod prysznic zaczynając nowy, lepszy dzień. Prawdopodobnie musiałby nastąpić cud nad cudami, żeby okazał się udany. Niczym nieuzasadniony optymizm był jednak zawsze moją mocną stroną. Na szczęście miałem dopiero nocny dyżur w szpitalu oraz niewielką nadzieję, że cytrynowe wcielenie jeśli nie zniknie całkiem, to przynajmniej nieco do tej pory przybladnie. Poza tym przybycie egzotycznej Carmen czy raczej Carmelo spowodowało, że kwestia mojej unikatowej urody zeszła na dalszy plan. Ubrałem się w długie spodnie i bluzę, by zakryć co tylko się dało. Niestety maski włożyć nie wypadało, choć kilka całkiem udanych miałem schowanych w szafie. Kiedyś obchodziło się Halloween. No co! Darmowy słodyczom nigdy nie potrafiłem się oprzeć. Zwłaszcza jak miałem siedem lat. Teraz jednak musiałem z podniesioną głową stawić czoła hordzie dowcipnisiów w jadalni.
- Lutek jesteś Stokrotkiem, a oni nigdy nie opuszczają gardy! - Wiem, wiem, gadanie do siebie nie jest zdrowym objawem. Wyprostowałem się dumnie i zszedłem na dół. Oczywiście wszyscy już siedzieli przy stole. Na mój widok zagryźli dzielnie usta, zapewne nie chcąc opluć sąsiadów jajecznicą na boczku.  Wydali jedynie z siebie szereg chrumkająco - chrząkających dźwięków. Wstrętne prosiaki bez grama empatii dla człowieka pogrążonego w otchłani rozpaczy! Niech ich licho porwie i zeżre.
Jedynie mama, przyzwyczajona przez lata praktyki do moich dzikich wybryków, zachowała zimną krew, poza tym poprzedniego dnia mogła już podziwiać moją świetlistą urodę w pełnej krasie. Zahartowała się. Niech szlag trafi wszystkie samoopalacze! Podczas serwowania śniadania przekazała nam decyzję starszyzny, czyli jej i Dziadunia.
- Z uwagi na niefortunną historię Nataszy oraz Przemka, zwołujemy Walne Ruszenie Stokrotków, dzisiaj o dziesiątej w barze Pod Kogutem. - Powiodła po nas groźnym wzrokiem. - Obecność obowiązkowa - dodała, widząc próbującego zaprotestować brachola, który miał mieć pracowity dzień  w kancelarii.
- Ale ja muszę... - Wiśka też zrobiła najwyraźniej inne plany. Pewnie zaplanowała następne, gorące bzykanko z Czerwoną Zarazą. - No dobra. - Poległa, kiedy Dziadunio znacząco zastukał laską o podłogę.
- Najważniejszy jest honor Stokrotków! - Zdenerwował się Franio, nie widząc w rodzinie entuzjazmu. - Trzeba wyjaśnić sprawę z Horodyńskimi. Choćby z uwagi na Lut... Cholera, dlaczego on wygląda jak zepsuta cytryna?  Gówniarz nigdy nie zmądrzeje! Zaczynam żałować tego ruskiego. Niby wroga nacja, ale zza miedzy, a sąsiadów trzeba szanować.
- Nikolas mnie kocha w każdym wydaniu! - Pokazałem mu wytwornie język. Skąd we mnie tyle hartu ducha? Wszak z seniorem rodu nie było warto zaczynać. Odpowiedź była nader prosta - siedziałem po drugiej stronie wielkiego stołu, gdzie nie sięgała słynna laska Frania.
- Biedny balbies. Młodość jest taka durna. Pewnie twój nowy wizerunek go oślepił. Jak nic stracił pomyślunek, albo adoruje Chińczyków dotkniętych zarazą. Kto go tam wie, w końcu to Horodyński, a w tej familii ponoć co drugi to wariat - filozofował po swojemu Dziadunio.
- A ty niby taki znawca Horodyńskich? - Zacząłem się zastanawiać, czy wypada potraktować go jajecznicą. Nie będzie mi tu wycierał paszczy przyszłą rodziną. Nabrałem na łyżkę żółtej breji i już zamierzałem odpalić działo...
- Opuść broń! - warknęła w moim kierunku mama. - Nawet nie zaczynaj, dopiero co posprzątałam kuchnię. - Niestety na równi z Nikolasem, potrafiła czytać mi w myślach. - Żreć i milczeć! Za godzinę widzę was wszystkich w barze. - Jej ton nie dopuszczał sprzeciwu. Wszyscy spokornieli. Nawet Dziadunio przestał na mnie zezować. - A ty Świetlista Istoto - ech rodzina, nigdy nie przepuści okazji do kpinek - dzwoń po swojego Prezesa. Niech przytarga swój zgrabny tyłek. W końcu to jego rodzina narobiła zamieszania.
***
   Poszedłem do tego cholernego baru wcześniej, nieco zestresowany, jak sobie radzi z miejscowym elementem nasza  ognista Carmen. Naród mamy wyrywny i dość konserwatywny, wszyscy to wiemy acz wstydzimy się przyznać. Zniknęły gdzieś stare tradycje pt. ,,gość w dom bóg w dom" , niezależnie jaka to żaba zakumkała właśnie na naszym progu. Każdy kto się zbytnio wyróżniał miał zazwyczaj pod górkę. Niby kuzyni stali na straży porządku swojej mordowni, ale nie byli w stanie upilnować całej bandy karowskich chuliganów. Wkradłem się po cichutku do środka i kompletnie mnie zapowietrzyło. Bar przeżywał prawdziwe oblężenie mimo, że mieliśmy sobotę rano. Przy ladzie kłębił się istny tłum podekscytowanych, stałych bywalców. Wszyscy sylabizowali z niejakim trudem wymyślne nazwy drinków głośno komentując, jaki mogą mieć skład oraz moc. Na błyszczącej, nowiutkiej tablicy widniała długa lista napitków rodem z piekła, zdawała się nie mieć końca. Pod spodem czerwonymi literami dopisano: ,,porady miłosne gratis''. Carmen w falbaniastej, szkarłatnej sukience uwijała się jak w ukropie, a obserwujący całe zjawisko kuzyni mieli tak szerokie uśmiechy na twarzach, że kanciaste szczęki omal im nie popękały. Pewnie w myślach liczyli obroty.
- Ślicznotko daj mi Al final de la madre de la esposa ( koniec teściowej). Zamiast pojechać z żoną do Krakowa, trzy razy musiałem w tym tygodniu plewić mamusi pomidory, bo taki łamaga jak ja, za jednym razem nie potrafi nic zrobić dokładnie.
- Boś durny. Trzeba było ją wysłać na miesiąc odnowy biologicznej z uwagą, że o taki rodzinny skarb musisz dbać. Stać cię nawet na rok. Pomidory by szlag trafił, bo niby kto by je wtedy podlewał, a ty miałbyś spokój. - Carmen poklepała współczująco po ręce właściciela stacji benzynowej. - A co dla ciebie sombrío amorcito (ponury cukiereczku) ? -  Pełnymi gracji ruchami, przywodzącymi na myśl taniec, odwróciła się do następnego klienta.
- Niña de papá (córeczka tatusia) raz, plus Dispararme ( zastrzel mnie). Nie ma już dla mnie nadziei. Moja dziewczyna prawie każde zdanie zaczyna od ,, mój tatuś to robi inaczej..."
- Taki duży, a taki nieporadny. Golnij sobie na odwagę, jeden drink wystarczy. A potem weź laskę do łóżka i do końca wekendu nie wypuszczaj. Założę się, że nie usłyszysz ani razu ,,mój tatuś to robi inaczej.." Uwierz mi, kobiece usta muszą być nieustannie zajęte. Czym, to już twój problem. - Posłała poczerwieniałemu mężczyźnie uśmieszek, a cała kolejka wybuchła śmiechem. Zewsząd posypały się oczywiście propozycje.
   Cóż, musiałem przyznać, że sprytny chłopak radził sobie doskonale. I jakoś nikogo nie raziło, że kręcił przy tym zalotnie biodrami i wzdychał na widok co dorodniejszych, męskich okazów. Nie ma to jak połączenie knajpy z poradnią małżeńską. Zacząłem się wycofywać rakiem, w stronę zarezerwowanej, prywatnej salki. Trudno mi jednak było oderwać oczy od spektaklu z naszym Carmelo w roli głównej. Nagle poczułem oplatające mnie z tyłu silne ramiona, dosłownie zaparło mi dech. Już miałem kopnąć nachalnego buraka w jaja, kiedy poczułem zapach znajomych perfum.
- Nikolas, ty idioto!
- Cii...- Wciągnął mnie do środka pustego jeszcze pomieszczenia i zatrzasnął za nami drzwi. Najwyraźniej byliśmy pierwsi. Polizał mi kark, na którym wszystkie włoski stanęły natychmiast na baczność, zamieniając się w super czułe atenki i przycisnął mnie swoim rozgrzanym ciałem do ściany. Otarł się o mnie niczym kocur w rui.
- Spadaj, zaraz tu wszyscy przyjdą - mruknąłem, ale jakoś nie znalazłem w sobie siły, aby odepchnąć natręta.
- Mamy co najmniej kwadrans. - Ukąsił mnie w ucho. -Wystarczy na małe macanko.
- Mhmm.. - To był. Znaczy... To miał być stanowczy protest. - Oszalałeś zboku?
- Prawie...Kwiatuszku, nie bądź taki skąpy. - Kiedy te łapska zdążyły opuścić mi nawet bieliznę? Nagie pośladki otarły się o szorstką materię jego spodni. Utalentowane palce zacisnęły się na moim, nie wiedzącym co to godność, za to doskonale wypełniającym komendę ,, baczność", penisie. Spowodowały, że zaskomliłem niczym szczeniak. - Stęskniłem się...
- Mhm... Niby kiedy? - udało mi się całkiem rozsądnie wyjęczeć. - Wczoraj mnie macałeś, przedwczoraj mnie macałeś.. w środę, też mnie macałeś... Oh... Gdzie z tymi grabiami?! Uff...- Ni mniej ni więcej bezczelnie włożył mi palec w tyłek. O mało nie zemdlałem, bo trzeba przyznać celnie trafił od razu w prostatę.
- Słońce, to o wiele za mało. - Najpierw zassał się na mojej szyi niczym wielka pijawka, a potem znienacka włożył język do ucha. Gorąco uderzyło mi do głowy i spłynęło gwałtownie w dół. Niewiele brakowało, żebym spuścił się na ścianę. Przylgnąłem do niej ściśle, myśląc naiwnie, że bijący z niej chłód nieco mnie otrzeźwi. Tymczasem ten zdrajca penis, zupełnie bez udziału mojej woli, zaczął się ocierać o szorstką powierzchnię.
- Jeszcze trochę Cwjetok - wydyszał mi do ucha - a zostawisz piękny ślad.
- Mowy... kurde... nie ma...- zaskomliłem, drapiąc palcami mur. Byłem już na granicy świadomości. Potrafiłem myśleć jedynie o wyzwoleniu z tej oszałamiającej tortury. Napięte do granic, drżące ciało domagało się spełnienia. Jakby mi ktoś jeszcze miesiąc temu powiedział, że będę spieprzył ścianę baru Pod Kogutem, wysłałbym go do znajomego psychiatry. Jak ten ruski diabeł to robił, że traciłem jakiekolwiek zahamowania?
- Ani się waż mały zboczeńcu! - Usłyszałem groźny okrzyk oburzonego Wieśka. Dosłownie skamieniałem z wrażenia. Jedynie usta były w stanie się poruszać.
- Aa... !!- udało mi się zapiszczeć tak cienko, że zadzwoniły kryształowe szybki w żyrandolu. Nadal otumaniony, z nabrzmiałym dowodem między nogami, zawstydzony do granic możliwości, nie potrafiłem wykonać żadnego sensownego gestu. Nikolas całkiem przytomnie zasłonił mnie sobą, pozwalając nieco ochłonąć. Zacząłem gmerać zdrewniałymi palcami, usiłując doprowadzić do porządku garderobę. Niestety spory problem z przodu nie pozwalał mi na dopięcie zamka. Myśli nadal się rozbiegały niczym stado ptaków.
- Tam jest łazienka - kuzyn wskazał małe drzwi na prawo -  za minutę będzie tu cała rodzina. Zjeżdżajcie i doprowadźcie się do ładu pieprzeni napaleńcy!
- Ma się rozumieć! - Nikolas, bez choćby odrobiny skruchy na przystojnej gębie, popchnął mnie we wskazanym kierunku. Pomieszczenie było naprawdę niewielkie. Całe wykafelkowane na czarno. Czerwony ornament wyglądał jak płomienie. Znalazłem się w Piekle, a czarnooki Diabeł dybał na moją duszę. Jego lśniące oczy powędrowały w dół, oblizał wargi.
- Zabiję cię, zabiję własnymi rękami - wystękałem, trzymając w rękach niedopięte spodnie. - Przestań się gapić! Zrób coś...- Mimo, że Wiesiek zniknął z moich oczu, nadal byłem w szoku. Oparłem się plecami o suszarkę do rąk.
- Jak sobie życzysz Cwjetok. - Ku mojemu zaskoczeniu padł przede mną na kolana. Patrzały omal nie wypadły mi z orbit. Zanim zdążyłem choćby pisnąć, miał w ustach mojego członka. Zassał się naprawdę porządnie. Nawet nie próbowałem protestować. Wystarczyło kilka ruchów bym zakwilił i spuścił się mu do gardła. Chwilę stałem całkowicie zamroczony. W tym czasie ruski drań wytarł mnie do czysta i nawet usłużnie zapiał mi spodnie.
- Nie masz nawet odrobiny przyzwoitości! - Pogroziłem mu pięścią. Przez niego umrę ze wstydu przed własną rodziną. Oby Wiesiek trzymał paszczę na kłódkę.
- Ależ Słońce, przecież całkiem przyzwoicie ci obciągnąłem. - Jak można mieć tak niewinny uśmiech po tego rodzaju akcji? Stał przede mną w niedbałej pozie, w pedantycznie wyprasowanej koszuli, po prostu  idealne wcielenie profesjonalnego biznesmena. Klasa Super Platinium. Nic tylko zrobić fotkę i wysłać na okładkę Timesa. Oj Lutek. Zszedłeś na złą drogę i nawet ci się podobało.
***
   Po przemyciu czerwonej z zażenowania twarzy i uczesaniu rozwichrzonej czupryny wymknąłem się z łazienki. Szedłem powoli ze spuszczoną głową jak przystało na skazańca, któremu winę właśnie udowodniono. Wydawało mi się, że na czole mam ognisty napis - Oto Lutek Stokrotka zwany inaczej Bzykajmurem. Puściłem przodem Nikolasa, ukrywając się w cieniu jego rosłej sylwetki. Temu draniowi nawet nie drgnęła powieka na widok całej mojej rodziny.  Jak zwykle schował się za maską wyniosłego biznesmena, którego nic i nikt nie był w stanie wyprowadzić z równowagi. No może, nie chwaląc się, poza mną. To on sprowadził mnie ze ścieżki cnoty, więc niech się w razie draki tłumaczy. Nikt jednak nie zwrócił na nas uwagi. Jedynie mama wskazała nam wolne miejsca za okrągły stołem od lat służącym za miejsce obrad. Carmelo siedział nas honorowym miejscu, gestykulował żywo, ani na chwilę nie przestając plotkować z Wiśką. Bajecznie kolorowe tipsy ozdobione kryształkami migały w świetle lamp.
- Skoro są już wszyscy, zaczynajmy. - Dziadunio stuknął laską o blat. - Najpierw chcielibyśmy usłyszeć co ma nam do powiedzenia nasz gość. Skoro pofatygował się tyle kilometrów musi mieć nam coś ważnego do przekazania.
- Proszę o chwilę cierpliwości. Mogę wam tylko opowiedzieć to, co usłyszałem od brata. Nigdy nie poznałem osobiście Nataszy. Widziałem jedynie jej zdjęcie, które nosił w portfelu. -Twarz mężczyzny natychmiast spochmurniała. Wspomnienia nadal musiały być dla niego żywe i bolesne.
- Dlaczego tak późno się z nami skontaktowałeś? - zapytała, przerywając mu, mama. - Minęło już dużo czasu od śmierci Nataszy i zniknięcia Xaviera.
- Bo niestety jestem dość głupi i dopiero niedawno zrozumiałem o co chodziło w liście. Długo nie wiedziałem, o co chodzi z tą miską i kotem, którego nigdy nie mieliśmy. Ale pozwólcie, że zacznę od początku...
  ,, Xavier zawsze był skromnym, dobrym chłopakiem, nigdy nie sprawiał kłopotów. Wiecie, taki typ spokojnego romantyka. Zbyt nieśmiały by pierwszemu nawiązać znajomość, nigdy nie miał dziewczyny. Nieźle grał na gitarze i tym chyba ujął Nataszę. Nie wiem jak się poznali. Zorientowałem się dopiero, kiedy snuł się bez celu po domu i wszystko leciało mu z rąk. Rozbił nawet pamiątkową miseczkę po mamie. Strasznie się wściekłem. Wychowywałem go od śmierci rodziców. Wtedy przyznał się, że poznał wyjątkową dziewczynę, ale niestety bardzo bogatą. Bał się jej rodziców. Przeczuwał, że nie zaakceptują latynosa bez grosza. Z tego co mówił, spotykali się w tajemnicy. Całkiem sprytnie wymyślili sobie przykrywkę. Za Nataszką chodził od kilku tygodni jakiś chłopak zza granicy. Dziewczyna powiedziała, że najlepiej będzie skierować na niego podejrzenia, w razie gdyby ich znajomość jakoś się wydała. Ten Polak wróci pewnie szybko do kraju i kto go tam znajdzie. Nawet się głuptasy nie zastanowiły jakie obcy dla nich człowiek mógłby ponieść konsekwencje. Niestety nie docenili też dociekliwości rodziców tej panny. Kiedy nagle zasłabła szybko odkryli powód jej złego samopoczucia. Okazało się, że ich ukochana córeczka jest w ciąży. Rzucili się do gardła temu Polakowi czyli Przemkowi. Omal go nie zabili. Natasza nic nie wiedziała o jego kłopotach, że prawda wyszła na jaw. Planowali z Xavierem ucieczkę. Miałem im w tym pomóc.
- Taa... - Brachol smętnie pokiwał głową. - Kompletnie straciłem dla niej głowę. A ona chętnie ze mną pokazywała się w klubach. Pozwoliła się nawet pocałować. Chciałem ją zabrać do domu, przedstawić rodzinie. Gdyby nie kuzyni, już bym nie żył jak mnie dopadli Horodyńscy. Mają na usługach niezłych zbirów. Na szczęście znalazło się kilku świadków, którzy widzieli ją z Xavierem.
- Byli zdesperowani, a ona nieletnia...- Przerwał mu Nikolas. - Co ty zrobiłbyś jakby ktoś dopadł Wiśkę i zrobił jej dziecko w wieku siedemnastu lat?
- Urwałbym mu jaja przy samej dupie. - Poklepał go po ramieniu Przemo. - Wyjechałem w tydzień po awanturze. Czułem się oszukany i zdradzony. Długo nie mogłem patrzyć na żadną laskę.
- Ech  życie... Niemądra dziewucha. Nie wiedziałem, albo raczej nie chciałem wiedzieć o niczym. Skłócony z rodzicami trzymałem się z daleka od domu. Nie pomyślałem jaki wpływ miało to na siostrę. Próbowała się ze mną skontaktować, ale ja byłem wtedy zajęty interesami. Zignorowałem ją. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Tymczasem rodzice skrzętnie ukryli przede mną całą sprawę. Pewnie bali się, że poprę Xaviera choćby ze względu na dziecko. Dopiero po pogrzebie opowiedzieli mi co nieco. O dziwo zwalili całą winę na Przemka, zupełnie pomijając sprawę Xaviera. Przyjechałem tutaj w poszukiwaniu zemsty. Na szczęście zatrudniłem też detektywa, który kontynuował śledztwo w USA. Kiedy poznałem waszą rodzinę, z tą obsesją na punkcie honoru Stokrotków, coraz trudniej było mi wierzyć w winę Przemka. Poza tym Cwjetok -  uśmiechnął się do mnie tym swoim chwytającym za serce uśmiechem - wybił mi z głowy wszelkie niemądre pomysły. Zastanowiłem sie jeszcze raz i okazało się, że wiele rzeczy się nie zgadzało. Detektyw też dowiedział się kilku ciekawych rzeczy.
- Jak skrzywdzisz Lutka...- Dziadunio zrobił wymowny gest nożem do masła po gardle. Ku mojemu zawstydzeniu powtórzyła go cała rodzina.
- To już przeszłość. Mów dalej... - Nikolas zwrócił się do Carmelo. Po czym delikatnie ujął moją dłoń, zaglądając głęboko w oczy. Nie miałem do niego pretensji. Widziałem na dnie czarnych źrenic głęboko ukryty palący ból i poczucie winy.
- Xavier wiedział również o ciąży. Mieli wyjechać do Kanady. Załatwiałem dokumenty. Pewnego dnia mój brat nie powrócił z pracy. Kiedy już mocno się zaniepokoiłem zwłaszcza, że jego rzeczy zniknęły z szafy, jakieś dwa dni potem dostałem dziwny list. - Położył na stole wymiętą kartkę, widać wielokrotnie czytaną. Niektóre słowa podkreślono czerwoną kredką.
,, Wybacz, że wyjeżdżam bez pożegnania. Nie martw się, dostałem grubą gotówkę od rodziców tej histeryczki Nataszy za milczenie. Pojadę w jakieś miłe, odludne miejsce w Ameryce Południowej, najlepiej na wsi i skontaktuję się z tobą. Znajdę sobie jakąś czarną dupeczkę co ogrzeje mi łóżko i ogarnie chatę. Nie zapomnij karmić Bazyla, jak się kotu coś stanie, to się z tobą policzę. Ulubioną miseczkę znajdziesz w ogrodzie, pod starym klonem."
- Brzmi zwyczajnie. Dlaczego dziwny? - Wiśka przeczytała go głośno, aby wszyscy słyszeli.
- Mój brat nigsy by nie wyjechał bez pożegnania. Kochał mnie, byłem jego jedyną rodziną. Naprawdę myślisz, że zakochany po uszy gówniarz, o romantycznym usposobieniu, wziąłby pieniądze i zostawił ciężarną dziewczynę? Nazwały histeryczką osobę, o której nie mówił inaczej jak ,,światło mojej duszy" albo ,, serce mojego serca".
- No cóż, tylko się nie denerwuj. Myślę, że to zależałoby od wielkości kasy, a rodzice Nataszy są bardzo bogaci. Mamy w kancelarii wiele takich spraw. - Przemo najwyraźniej nadal czuł urazę do obojga kochanków.
- Zamknij się debilu, nie wszyscy są interesowni jak twój doktorek. - Wiśka walnęła go przez łeb. - Chociaż on chyba woli spłaty w naturze.
- Milczeć! - Mama wywróciła oczami. - Wstyd mi za was.
- Dalej zwrot ,, odludne miejsce w Ameryce Południowej". Xavier był miejskim stworzeniem. Nie znosił robaków, pająków i do dziecka wiał przed wężami. Nigdy nie był dalej niż w parku miejskim. Wyobrażacie go sobie na wsi, gdzie dżungla zagląda przez okno? - Carmelo pociągną duży łyk piwa i na chwilę się zamyślił. Wszyscy zrobiliśmy to samo.
- Z tego co mówisz, wygląda na to, że ten list jest mocno podejrzany. Może Xaviera zmuszono do jego napisania? - Zastanawiał się głośno Wiesiek.
- Też doszedłem do tego wniosku, choć z początku uwierzyłem w treść listu. Pewnie dlatego, że bałem się o brata. Horodyńscy nie mieli najlepszej opinii. Chciałem wierzyć, że żyje sobie spokojnie w Ameryce Południowej, przepuszcza kasę i gra na gitarze jakiejś mulatce. Prawdopodobnie chciał przemycić jakąś widomość, a ja debil nie zrozumiałem tego. ,, Czarna dupeczka" czy tak mówi chłopak po raz pierwszy zakochany w pięknej dziewczynie? Poza tym on nie przepadał za ciemnoskórymi laskami. Nie był jakimś rasistą, ale grupa takich małoletnich gangsterek prześladowała go w szkole. Został mu chyba jakiś uraz. Najbardziej jednak zaskoczyła mnie wzmianka o kocie Bazylu i misce, ponieważ nigdy nie mieliśmy kota. Jakiś miesiąc temu burza uderzyła w drzewo na naszym podwórku. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że to może być ten ,, stary klon" z listu. Wtedy też odnalazł mnie twój detektyw. Bystrzacha z niego. - Skinął Nikolasowi. - Za jego namową przekopałem ziemię wokół pnia i oto...- Wciągnął z plecaka skrzyneczkę. Ręce mu drżały.
- Co tam jest? - Wiśka aż podskoczyła na krześle.
- Nie mam pojęcia, nie chciałem jej otwierać sam. Detektyw zaproponował przyjazd do Polski, więc ją zabrałem ze sobą. Bałem się szukać Xaviera na własną rękę, żeby nie pogorszyć sprawy. Mam nadzieję, że młody nadal żyje. W nocy nie mogę spać. Dręczą mnie koszmary. Miałem go pilnować. Przysiągłem mamie. - Otarł załzawione oczy.

10 komentarzy:

  1. Jeeej . Wróciłaś!!! Popłakał się Mefisto ze śmiechu, czytając pierwszą część opowiadania, druga mnie zaintrygowała i zaciekawiła. Wróciłaś i to w swojej wielkiej formie.
    Pozdrawia i weny życzy
    Mefisto

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciesze si ę z Twojego powrotu ale aby w pełni nacieszyć się tekstem muszę go sobie troszkę przypomnieć.Czasu i weny abym nadal mogła czytać owoce Twojego talentu.Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedyne co mogę napisać, to to, że się popłakałam, widząc świeżutką notkę.
    Czytając ciągle powtarzałam sobie w myślach: "o mój Boże, dziękuję".
    Rzecz jasna nie mogłam tylko przeczytać rozdział i zamknąć kartę przeglądarki. Nie, Nie, nie...
    Postanowiłam z wrażeń napisać komentarz. Why not?
    Rozdział świetny, jak każdy zresztą :-)
    Uwielbiam twoje opka i czekam cierpliwie, choć w głębi duszy mam nadzieję na częstsze rozdziały.Ale! Jestem bardzo wyrozumiałą dziewczynką i całkowicie rozumiem Cię, gdyż sama piszę opowiadania ;*
    Poczekam cierpliwie, siorbiąc herbatkę. Może Cię kiedyś zaproszę. Co Ty na to?
    No nic, rozdział supi-dupi, wszystko takie słodkie. Nic tylko czekać na więcej.
    Lowe, lowe <3 ����������
    Magdalena (Tak, ta co napisała pod poprzednim rozdziałem komentarz *ciekawe czy mnie pamiętasz*)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dziwo mimo sędziwego:)) wieku, pamiętam wszystkich, którzy napisali jakiś komentarz,a zwłaszcza gaduły. A gdzie link do twoich opek? Hm? Tylko zły człowiek najpierw macha cukierkiem, a potem go skrzętnie chowa.Zemsta za ,,skrzyneczkę"?

      Usuń
    2. Jaki sędziwy wiek? Liczy sie dusza, a twoja z pewnością jest młoda ;)

      Stawiasz mnie w bardzo niezręcznej sytuacji :-) ale to nic, jestem dzielną dziewczynką. Link do opek? Moje opowiadania są... cóż, to opka typowej amatorki. Nic, co byłoby warte większej uwagi.
      Publikuję na Wattpadzie, ale również na Bloggerze (niezbyt często). Nawet nie wiem, czy by ci się podobały. Zwłaszcza, że prawie każde opowiadanie nie dokończam, gdyż pomysł się wypala. Jednak postanowiłam spróbować coś na poważnie (znowu)i będę publikować rozdziały co sobotę na Wattpadzie.
      Może wyślę ci tu opis? (nie mam GG :c)
      Raz kozie śmierć.

      Tytuł:Le mariage forcé
      Opis: Aurèle to świeżo upieczony student Filologii Francuskiej, który pilnie poszukuje pracy, by spłacić czynsz za kawalerkę. Znajduje ogłoszenie o pracę w internecie, oferujące dobre zarobki i elastyczne godziny pracy. Jako pokojówka w jednym z mniej znanych hoteli na obrzeżach miasta. Niby nic, jednak pieniądze tam oferowane bardzo namąciły Aurèlowi w głowie i zanim się rozejrzał, już wysyłał swoje CV.
      Natomiast Damien to właściciel jednego z najbardziej odwiedzanych burdeli. Jest przystojny i nie brakuje mu pieniędzy. Ma wszystko, co zechce. No właśnie, nie wszystko jak się jednak później okazuje. Niestety nie upolował jeszcze męża, a zarazem jednego z wychowanków w jego prestiżowym burdelu. Ale chwila, chwila! To się zmieni, gdy na myśl mu przyjdzie zatrudnić dla siebie męża, który jednocześnie będzie pracował dla niego jako dziwka.
      Zauważyliście tu gdzieś ten łącznik? Tak? W takim razie zapraszam do czytania o skomplikowanej miłości i małżeństwie z przymusu. A to wszystko na tle przepięknego Paryża.

      ***
      Dość długi opis, ale ja takie lubię. Można traktować ten opis jak coś w rodzaju prologu. Mam nadzieję, że nie robię żadnego spamu czy coś :D

      Nadal czekam na cieplutki rozdzialik ^^
      Pozdrawiam <3

      Usuń
    3. Jesteś nie tylko dzielną, ale przebiegłą dziewczynką. Upisała się, upisała, a linku jak nie było tak nie ma, albo oślepłam. Tak łatwo nie dam ci się wymigać, sama przecież też jestem amatorką.

      Usuń
    4. Ups, rozgryzłaś mnie! :D
      No cóż, chyba jestem zmuszona dać ci ten link! :-)
      Zmieniłam troszkę tematykę i... cóż, troche BDSM, przemocy, wulgarności (jeśli czytelnicy będą chcieli, to zawsze mogę ocenzurować słówka) (mam nadzieję, że mnie za to nie zabijesz). Otóż dodałam do tego A/B/O... mpreg rzecz jasna zawsze jest, więc nie masz się o co martwić ;) Momentami będzie smutno, a momentami taki fluff, że serduszko będzie ci obijać troszkę żeberka :x

      Linczek: https://www.wattpad.com/story/120930348-le-mariage-forc%C3%A9 (napisz mi, czy działa ;))

      Usuń
  4. Wielkie dzięki za kolejną wspaniałą część. Przypomnę się przed kolejną miesięcznicą... Pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pilnuj tego, pilnuj. Taka miesięczna przypominajka całkiem dobrze działa. Mam dziwne wrażenie, że dołączyłam do ,,kaczego stadka".

      Usuń
  5. Hej,
    Camelio świetnie sobie radzi w tum barze, bardzo mnie intetesuje co jest w tej skrzyneczce.. a Nicolas to zawsze i wszędzie musi dobierać się do Lutka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń