No cóż,
nigdy nie należałem do grona najcierpliwszych osób na świecie, a droga do sierocińca
niesamowicie się dłużyła, jakby znajdował się na końcu świata, a nie pod
Lublinem. Doprowadzałem do szału Nikolasa, co chwilę obracając do siebie GPS i sprawdzając czy - ,, daleko
jeszcze"? Pojechaliśmy niestety we trójkę - Wiśka wepchnęła się nam po
chamsku do samochodu, kiedy już zwycięsko pozbyliśmy się reszty rodziny,
oczywiście po długiej i uporczywej kłótni. Stokrotkowie nie ustępują pola bez
walki. Auto choć luksusowe nie było przecież z gumy. Poza tym chcieliśmy
celebrować pierwsze spotkanie z Jurką sami. Ale gdzie tam, to było niestety
tylko nasze zdanie, zero empatii i zrozumienia. Według pozostałych na miejscu,
mocno rozczarowanych Stokrotków, powinniśmy pojechać tam wszyscy, najlepiej przestronnym
busem. Sąsiad Henio na pewno by nam go wypożyczył.
- Smarkacz powinien
poznać familję. - Franio chciał przytargał ze sobą do garażu wszystkie albumy
ze zdjęciami, aż stękał pod ich ciężarem.
- Jak wy sobie tam poradzicie bez kobiety? - Mama obawiała się, że zagłodzimy biedne dziecko na śmierć i przyniosła wielki koszyk zapasów przezornie zapakowany do przenośnej lodówki.
- Zgubicie się po drodze. Lutka dwa razy musieliśmy szukać po Krakowie! - Przemo oczywiście nie wierzył w naszą umiejętność obsługi GPS'a.
- Jak wy sobie tam poradzicie bez kobiety? - Mama obawiała się, że zagłodzimy biedne dziecko na śmierć i przyniosła wielki koszyk zapasów przezornie zapakowany do przenośnej lodówki.
- Zgubicie się po drodze. Lutka dwa razy musieliśmy szukać po Krakowie! - Przemo oczywiście nie wierzył w naszą umiejętność obsługi GPS'a.
- Miałem
wtedy osiem lat bałwanie! - Ten palant miał zadziwiającą pamięć do cudzych
grzeszków, swoje jakimś cudem zawsze mu umykały.
- A jak
będzie trzeba podbić komuś oko? - Obaj kuzyni mieli na myśli ewentualne działania
dywersyjne starych Horodyńskich. Z politowaniem zmierzyli oczami moją skromną sylwetkę.
Może i wyglądałem obok nich jak chihuahua przy bullmastifach, za to miałem i
mam prawdziwie lwie serce. Chociaż prawdę mówiąc chyba bardziej lisie, ale lwie
brzmi tak jakoś dostojniej. Wyprostowałem plecy i wysunąłem szczękę. Od razu
się cofnęli. Jeszcze nie zapomnieli jak w zamian za nazwanie mnie najmniejszym
ze Stokrotków, wrzuciłem im do beczki z piwem, które serwował Bar pod Kogutem, cały
słoik ostrych papryczek. Okoliczne pijusy ziały potem ogniem przez tydzień, ale
skoro w karczmie dawali promocję, żal było nie skorzystać.
- O to
akurat nie powinniście się martwić. Nikolas jest starym praktykiem i ma nawet
na SOR'ze zagwarantowany własny pakiet ekskluzywnych opatrunków. - Tu zarobiłem
krzywe spojrzenie mojej miłości. Trudno. Najważniejsze, że pozbyliśmy się tego
stokrotkowego cyrku. No, może niezupełnie - ruda małpa się załapała.
W ten
sposób postawiłem na swoim. Musiałem jedynie wziąć wszystkie albumy, jakoś upchnąć
żarcie dla pułku wojska oraz pozwolić braholowi nastawić nawigację. Ledwo
domknęliśmy bagażnik. Najsprytniejsza okazała się jednak cwaniara Wiśka.
Wskoczyła na tylne siedzenie i zatrzasnęła w pasie bezpieczeństwa tak, że mimo
naszych usiłowań nie udało się go odpiąć. W końcu Nikolas machnął na nią ręką i
ruszyliśmy. Po drodze zaliczyliśmy chyba większość stacji benzynowych. Z nerwów
co chwilę chciało mi się sikać.
- Młody,
masz pęcherz wielkości orzeszka - siostra rżała za każdym razem i rysowała
sobie kreskę na ręce.
- Po co to
robisz?
- Pokażę
mamie, niech ci zaaplikuje jakieś ziółka. Szesnaście. - Pokręciła głową. -Pobiłeś
nawet swój rekord z podstawówki, kiedy dziadek niebacznie powiedział ci, że
zwierzęta w noc wigilijną mówią ludzkim głosem, a ty siedziałeś w szafie do
rana z dyktafonem, by nagrać naszego kota. Strasznie się ekscytowałeś i co
chwilę wybiegałeś z kryjówki by skorzystać z łazienki. Musiałam po tobie
wycierać deskę, tak się śpieszyłeś. Chyba nauczyłeś się lepiej celować? - Ona została zesłana na ziemię by mnie
dręczyć.
- Czy ty
musisz mnie kompromitować przed Nikolasem? - jęknąłem i ukryłem twarz w
dłoniach. Rodzeństwo na pewno przynosi do domu bocian z piekła rodem. Im
człowiek ma większego pecha, tym paskudniejszego bachora wrzuca do komina.
Niestety zazwyczaj nie ma na nim adresu zwrotnego, a szkoda.
- A może
tobie po prostu zimno? - Moje kochanie rzuciło mi na nogi kocyk i podkręciło
ogrzewanie w samochodzie. Zrobił się ostatnio taki opiekuńczy. - Przestań się
tak denerwować, to tylko mały chłopiec. - Powiedział co wiedział ruski mądrala.
Skoro taki spokojny, to dlaczego zaciskał ręce na kierownicy, aż pobielały mu
place?
Na miejsce
dotarliśmy nieco spóźnieni, zmęczeni i głodni, bo z przejęcia żadnemu z nas nic
nie wchodziło do żołądka. Nikt nawet nie zaproponował przerwy na posiłek.
Mogliśmy przecież zatrzymać się po drodze i poczęstować się specjałami,
przygotowanymi przez zapobiegliwą mamę.
***
Po przejechaniu przez krzywą, straszliwie
skrzypiącą bramę, zatrzymaliśmy się przed mocno sfatygowanym budynkiem,
pamiętającym chyba jeszcze czasy pierwszej wojny światowej - poobgryzane zębami
czasu, dziurawe mury, okna w wielu miejscach zabite deskami oraz dach łatany w
zbyt wielu miejscach, aby było to skuteczne. Tu naprawdę mieszkały dzieci? Kto
pozwolił by ta ruina była ich domem? Gdzie się podziały cholerne kontrole
państwowe, które łażą co chwilę po krakowskich szkołach i placówkach opiekuńczych?
To miejsce wyglądało jakby wszyscy o nim zapomnieli. Aż się wzdrygnąłem. Duży
ogród wokół budynku też wyglądał na mocno zaopuszczony. Kiedy podeszliśmy
bliżej w oknach na parterze pojawiły się ciekawskie, małe buźki. Po krótkiej
szarpaninie z drzwiami weszliśmy do środka. Z pokoju po lewej wyszła wysoka
kobieta na oko po pięćdziesiątce. Zmierzyła naszą gromadkę krytycznym wzrokiem.
Poczułem się jakbym znowu był w zerówce i spóźnił się na lekcję, bo dowcipny
Przemo zawiązał mi nogawki spodni na supeł.
- Samochód
porządny, a tu już południe minęło. - Nie omieszkała się nas zbesztać.
- Za to
poznaliśmy adresy wszystkich ubikacji w okolicy - burknął Nikolas. Ruda
zdrajczyni oczywiście we wszystkim mu potakiwała szkoda, że przy tym nie urwała
sobie tej gęsiej szyi.
- Natura to
natura. Czego się czepiasz? - Ledwo mogłem ustać z nerwów na miejscu. Może mi
jeszcze wyliczą ilość siknięć na godzinę? Jak mogli w takiej chwili myśleć o
wucetach? - Możemy go zobaczyć? - Nie wytrzymałem napięcia.
- Chciałabym
najpierw trochę was poznać. Zapraszam do gabinetu. - Weszliśmy do mocno
sfatygowanego pokoju z ogromnym biurkiem pod oknem. Usiedliśmy grzecznym
rządkiem na skórzanej kanapie pracowicie pogryzmolonej przez pokolenia
dzieciaków. - Anna Ciepełko, dyrektorka tej placówki. - Skinęła nam wszystkim
głową.
- Nikolas
Horodyński, wuj Jurki, a to mój partner Lutosław Stokrotka i jego siostra
Wisława. - Moje kochanie zaprezentowało swoje dobre maniery. - Mam nadzieję, że
pan Colleman nakreślił sprawę i poinformował panią o wszystkim.
-
Oczywiście, sytuacja jest wyjątkowa i tylko dlatego się zgadzam na
natychmiastowe zabranie chłopca. Normalnie w takim przypadku rodzina zstępcza
musi najpierw poznać dziecko, nawiązać z nim więź emocjonalną. Odwiedzają się
nawzajem przynajmniej kilkakrotnie i dopiero wtedy zostaje przekazane. Bardzo
mi się ten pośpiech nie podoba i może odbić się na psychice malucha. Jurka jest
bardzo wrażliwym chłopcem z wieloma problemami, o których nie macie pojęcia.
- Coleman
nic mi o nich nie mówił. Czy chłopcu coś dolega? - Nikolas był bardzo
zaniepokojony.
- Sami
zobaczycie. - Wstała. - Nie ma sensu przedłużać. Zrobiłam własne dochodzenie na
pana temat i opinia nie była najlepsza.
- Jestem
jedynym żyjącym krewnym Jurki, który może mu zapewnić odpowiednią opiekę, bo na
moich rodziców, jak została pani poinformowana, nie można liczyć. Będzie miał
doskonałe warunki, poślę go do najlepszych szkół. - Zmierzył ją po pańsku, z
góry. Zeźlił się jak nic. Gdyby oczy mogły zabijać. Jak nie zapanuje nad swoim
temperamentem dyrektorka wywali nas na zbity pysk. Wyglądała na ostrą
zawodniczkę. Uszczypnąłem go w udo z całej siły. Zasyczał, ale się wreszcie zamknął.
- Ja nie wątpię, że pan jest zamożny i
wpływowy. - Kobieta nawet nie drgnęła pod zabójczym spojrzeniem Nikolasa.
Twarda sztuka. - Te ciągłe bójki, awantury, gwałtowny charakter, a dziecko
wymaga empatii, spokoju i cierpliwości.
- Proszę się
nie martwić, dopilnuję tego. - Wtrąciłem się w rozmowę, bo wyraźnie zmierzała w
złym kierunku. - Jeśli chłopiec jest chory mam doświadczenie w opiece i
pielęgnacji,. - Tu zrobiłem dwa kroki do przodu i nachyliłem się jej do ucha. -
W poskramianiu dzikich bestii też jestem dobry i mam do pomocy cały klan
Stokrotków.
- Myślę, że
przyda się jedno i drugie. - Mrugnęła do mnie i niespodziewanie zachichotała.
Jej twarz nabrała ciepłego, matczynego wyrazu. Ta kobieta starała się pewnie
jak mogła zapewnić dzieciom dobrą opiekę
za nędzne grosze przeznaczane przez państwo na dom dziecka. - Jurka fizycznie
jest zdrowy jak rybka, niestety z psychiką już gorzej. Starałam się przygotować
go jak umiałam do tej wizyty, ale raczej nie ma dobrej metody, aby przedstawić
mu nigdy nie widzianego wujka, który zabierze go do domu.
- Rozumiemy,
ale ze względów bezpieczeństwa nie możemy go tu zostawić - wtrąciła Wiśka.
Wszyscy wstali.
- W takim
razie chodźmy. - Kobieta zatrzymała się jeszcze na korytarzu wyraźnie czymś
strapiona. - Jeszcze jedna sprawa. Nie chcę byście zareagowali zbyt gwałtownie
i wystraszyli chłopca. Jurka do trzeciego roku życia rozwijał się w miarę
normalnie, ale potem coś poszło nie tak. Skojarzyliśmy to potem z nowym
praktykantem, który był u nas przez kilka tygodni. Najmniejsze dzieci bardzo
się go bały i szybko sie go pozbyliśmy. Niestety Jurka przestał wtedy mówić. Obecnie
rzadko się odzywa, jedynie pojedynczymi słowami. Zazwyczaj tylko wydaje z
siebie jakby ptasi trel i jedynie Ninka, jego przyjaciółka, w pojmuje ten
dziwny język. - To niespodziewane oświadczenie dosłownie mnie zamroziło. Jak my
sobie poradzimy z tym biedactwem, jeśli nie będziemy mogli się z nim
porozumieć? Co mu zrobił ten mężczyzna skoro tak gwałtownie zareagował? Dzieci w tym wieku nie potrafią się
poskarżyć.
Zasmuceni wiadomością poszliśmy za kobietą do
sąsiedniego pokoju, który był sporą bawialnią. Nie wyglądała lepiej niż reszta
domu, ale widać było, że ktoś o nią bardzo dbał, cierpliwie naprawiał co się
dało, pomalował nawet ściany na wesoły niebieski kolor, ozdobił je zdjęciami wychowanków
i zwierząt zapewne z pobliskiego lasu.
-
Posprzątaliśmy na waszą cześć. - Na
drewnianych regałach stały porządnie poukładane mocno poniszczone zabawki,
klocki i książeczki. W kąciku na dywanie, jak najdalej od drzwi, bawiło się
kolorową piłką dwoje dzieci. Rudowłosa, chudziutka dziewczynka i drobny, blady
chłopiec. Na dźwięk naszych kroków maluch podniósł główkę, zanucił coś wysokim
głosikiem i schował się za koleżanką. Ponad jej ramieniem wystawała jedynie
czarna czuprynka. Stanęliśmy jak wryci. Nikt z naszej trójki nie wiedział jak
zareagować.
- Podejdźcie
i przywitajcie się z gośćmi. - Zwróciła się łagodnie do maluchów. - Emilko,
przyprowadź kolegę. - Dzieci posłusznie podeszły, zrobiły to jednak bardzo
niechętnie. Chłopiec ukrywał się za jej plecami i trzymał kurczowo paska
spódniczki.
- Dzie..
Bry...- wydukała dziewczynka. Bystrymi, zielonymi ślepkami zlustrowała naszą
gromadkę. Zatrzymała się na Nikolasie. Zadarła szpiczastą bródkę i wysunęła do
przodu nóżkę w dziurawym meszcie. Ta zaczepno obronna postawa, kilka piegów na
zadartym nosie kogoś mi przypominały. Spojrzałam na siostrę i uwierzyłem w
istnienie klonów. Nawet odcień włosów miały podobny.
- Jestem
wujkiem Jurki. - Nikolas wyciągnął do niej powoli rękę, naśladując dyrektorkę
zanim zdążyłem go ostrzec. Smarkula zaatakowała zwinnie jak mała żmijka. Ostre
ząbki wbiły się głęboko w nadgarstek zanim się zorientował.
- Spierdalaj
głupi dziadu! Nie zabierzesz naszego Jurki! - Pisnęła bojowo, po czym oboje
rzucili się do ucieczki.
- Blać...! - Syknął poszkodowany i złapała
małą gryzońkę za ramię. W nagrodę za refleks został ukąszony ponownie, tym
razem przez chłopca, tam gdzie mógł dosięgnąć, czyli w udo. Dzielnie próbował
go też kopnąć w kostkę. Z zaciętą minką bronił swojej przyjaciółki. Ach ta
zmarszczka między śmiało zarysowanymi brwiami, tak często wyglądał wkurzony
Nikolas.
- No, no...
Masz mała dykcję jak spiker radiowy. Aż mi twoje ,,r" zachrobotało w
uszach. - Nie na darmo toczyłem wieloletnie boje z rodzeństwem. Takie zębate
ataki w dzieciństwie były na porządku dziennym. Niestety moje zakrwawione
kochanie wychowane w pałacu nie miało o nich bladego pojęcia. Zbity z tropu
Jurka, który chyba spodziewał się innej reakcji, otworzył buzię, a ja złapałem
go za spodenki. Siostrzeniec czy nie, nie będzie mi tutaj narzeczonego
obgryzał.
- Nie ma się
czym chwalić - westchnęła zmieszana dyrektorka. - Emilka, co w ciebie wstąpiło?
Przeproś pana! jesteś starsza i powinnaś dawać mu przykład! - pogroziła
maluchom. - Jurka, czy ty musisz ją we wszystkim naśladować? Nie pamiętacie jak
bolało kiedy was pogryzł pies leśniczego? - Skruszone dzieci stanęły ze
spuszonymi główkami przed dyrektorką. Najwyraźniej bolesne wspomnienie
przemówiło do nich lepiej, niż jakiekolwiek tłumaczenia. - Jest mi za was
wstyd. Zachowujecie się niczym dzikusy. Marsz do apteczki po spirytus i plaster!
- Wręczyła im kluczyk.
- Niezły
początek - zachichotała Wiśka. Najwyraźniej próbowała nieco złagodzić napiętą
atmosferę i zmniejszyć napięcie.
- Ale
dlaczego ja? - Jęknął Nikolas, usiłujący zatamować mankietem koszuli krew i nie
poplamić dywanu. - Ledwo zdążyłem się przedstawić.
- Jakbyś mi
próbował zabrać chłopaka, też bym cię pogryzł - roześmiałem się z jego
nieszczęśliwej miny. Dzieci bardzo szybko wróciły z opatrunkami. Znały mores.
- Trzeba
polać i przycisnąć tym, a potem zakleić. - Emilka fachowo zajęła się rannym, a
potem niespodziewanie zaczęła chlipać.
- Już się
nie gniewam, nie płacz. - Moje kochanie miało miękkie serducho.
- Ale
zabierzesz Jurkę. - Dziewczynka wycierała łzy zaciśniętą piąstką. - On mi
zawsze śpiewa wieczorem, tak jak mama.
- Emilka jak
tu przyjechała, miewała okropne koszmary. Krzyczała przeraźliwie każdej nocy,
budząc cały dom dziecka - pospieszyła z wyjaśnieniem dyrektorka. - Pewnego dnia
niespodziewanie przyszedł do niej Jurka, który zawsze trzymał się na uboczu i
był strasznie nieśmiały w stosunku do innych dzieci. Zaczął nucić kołysankę.
Jest niesamowicie muzykalny. Miał wtedy ze cztery latka i ledwo potrafił wspiąć
się na wysokie łóżko. Trzymał ją za rękę aż zasnęła. Pierwszy raz przespała
caluteńką noc. Od tej pory śpią w jednym pokoju. To działa w obie strony. Ona
traktuje go jak młodszego brata i broni przed wszystkimi.
- Och... -
Jak my ich rozdzielimy? Mają tylko siebie. Dwa małe, skrzywdzone przez los okruszki
zagubione w brutalnym świecie dorosłych. Przygryzłem wargę, żeby nie zacząć
płakać. W tym momencie chłopczyk, jakby rozumiał moje uczucia, podszedł do
dziewczynki, objął ją i mocno się przytulił. Potem podniósł główkę, po czym
spojrzał prosto na Nikolasa.
- Mi...
Milka... moja Milka...- rozległ się dźwięczny jak kryształowy dzwoneczek
głosik. Pary w płucach to mu bozia nie poskąpiła. Jeszcze trochę a popęksałyby
szyby w oknach. Dopiero teraz mogłem mu się spokojnie przyjrzeć. Miał kaukaskie,
ostre rysy typowe dla Horodyńskich, wysokie kości policzkowe, pełne usta i
piękne czarne oczy o migdałowym kształcie. Szkoda tylko, że patrzyły tak
żałośnie i smutno.
- I co
teraz? - Nie śmiałem niczego proponować, ale mój skarb bez słów zrozumiał co mi
grało w duszy.
- Jak to co?
Bierzemy oboje. - Pstryknął w nos Emilkę, która otwarła szeroko oczy i na
podobieństwo karpia poruszała bezgłośnie ustami. - Co ty na to moja panno?
Oczywiście pod warunkiem trzymania zębów przy sobie.
- Aaaa....!
- Mała Odbiła się od podłogi jak piłka i z szalonym okrzykiem rzuciła się mu na
szyję. Po sekundzie radości nagle puściła, znieruchomiała i z poważną minką
oświadczyła. - Ale wiesz, ja się nie nadaję - szepnęła zmartwiona przestępując
z nogi na nogę. - Mam rude włosy, piegi i piekielny język. A do domu zabierają
tylko ładne i grzeczne dziewczynki. Tak mówi nasza katechetka.
- Nie
wszyscy dorośli są mądrzy. - Oświadczył dyplomatycznie Nikolas.
- Durna baba
i tyle. - Wiśka nie przebierała w słowach. - W dodatku bez gustu.
- Ale..-
usiłowała wtrącić się Emilka.
- Chcesz
powiedzieć młoda, że nie jestem super laską, bo mam, rude włosy i piegi? -
Popatrzyła groźnie na dziewczynkę, która najpierw się speszyła, a potem
zachichotała.
- Nikt nie
śmiałby wątpić w twoją wyjątkową, stokrotkową urodę. - Ależ z niego pochlebca.
Musiałem jednak przyznać, że sister jednym zdaniem najwyraźniej podniosła poczucie
wartości dziewczynki.
- Dobrze, że
zabrałem więcej ubrań. Mam nawet dwie kurteczki. - Byłem zadowolony ze swoje
przezorności. Jurka niespodziewanie podszedł do mnie i wyciągnął przed siebie
rączkę z zagiętymi dwoma paluszkami.
- Iiihhh...-
udało mu się wydać z siebie jedynie śpiewny, ptasi trel, ale i tak go
zrozumiałem.
- Tak
kochanie, jedziecie we dwoje. Ty i Emilka będziecie mieszkać razem z nami w
pięknym domu z ogrodem. A jak moja rodzina będzie naprawdę grzeczna - tu
spojrzałem na sister - to pozwolę im się z wami pobawić. - Poczochrałem go po
główce. Nie odsunął się, co mnie zaskoczyło, ale też nie odpowiedział na
pieszczotę. Na ile rozumiał co się wokół niego działo? Był jeszcze taki
malutki.
- No drodzy
państwo, tak nie można. Umawialiśmy się na jedno dziecko. I tak już nagięłam
przepisy. - Złapała się za głowę pani Ciepełko. - Macie pojęcie ile papierów
trzeba będzie wypełnić?
- Co pani
powie na małe przekupstwo? - Zaproponowało bez ceregieli moje kochanie.
- Nikolas,
pokaż, że jesteś Horodyńskim. Małe...?! - Niech udowodni, że z niego panisko
jak się patrzy.
- No dobra.
Co pani powie na naprawdę dużą łapówkę?
- Jak dużą?
- Wyremontuję
tą ruderę, ogród, przybudówkę i co pani tam jeszcze chce.
- Hm...
- Nie przy
dzieciach! - Wiśka zatkała maluchom uszy.
O wielkie dzięki. Super rozdzialik. W sam raz na 17 maja... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWielkie DZIĘKI droga Bianco. Jak dla mnie bardzo emocjonalny rozdział bo.....heh... I tak dziękuję....
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział:) kiedy bedzie nastepny?
OdpowiedzUsuńPiękne! Fantastyczne!
OdpowiedzUsuńAż się ciepło na duszy robi, a łezka w oku kręci...
Pisz dalej, Strego; doskonale Ci to wychodzi!
Czerwiec minął, lipiec mija a ja tęsknię za Twoją pogodą ducha i optymizmem, które tak umiejętnie przemycasz w swojej twórczości.
OdpowiedzUsuńWeny życzy mefisto
Hej,
OdpowiedzUsuńcudownie, że zabierają obydwa maluszki, no i Niholas i jego spotkanie z żabkami cudownie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Zdrówka ,pysznego jedzonka ,powodzenia i wszelkiego szczęścia z okazji Świąt Wielkanocnych życzę Tobie ja! Twój wierny czytacz
OdpowiedzUsuńZnowu jestem u Ciebie i od nowa czytam Twoje historie....
OdpowiedzUsuńTęskno mi za Twoim humorem i pozytywnym spojżeniem na świat.
Więęęęc jestem tu ...
Miło, że jeszcze o mnie pamiętasz.
UsuńZawsze pamiętam
OdpowiedzUsuń