czwartek, 17 maja 2018

Rozdział 42


No cóż, nigdy nie należałem do grona najcierpliwszych osób na świecie, a droga do sierocińca niesamowicie się dłużyła, jakby znajdował się na końcu świata, a nie pod Lublinem. Doprowadzałem do szału Nikolasa, co chwilę obracając  do siebie GPS i sprawdzając czy - ,, daleko jeszcze"? Pojechaliśmy niestety we trójkę - Wiśka wepchnęła się nam po chamsku do samochodu, kiedy już zwycięsko pozbyliśmy się reszty rodziny, oczywiście po długiej i uporczywej kłótni. Stokrotkowie nie ustępują pola bez walki. Auto choć luksusowe nie było przecież z gumy. Poza tym chcieliśmy celebrować pierwsze spotkanie z Jurką sami. Ale gdzie tam, to było niestety tylko nasze zdanie, zero empatii i zrozumienia. Według pozostałych na miejscu, mocno rozczarowanych Stokrotków, powinniśmy pojechać tam wszyscy, najlepiej przestronnym busem. Sąsiad Henio na pewno by nam go wypożyczył.
- Smarkacz powinien poznać familję. - Franio chciał przytargał ze sobą do garażu wszystkie albumy ze zdjęciami, aż stękał pod ich ciężarem.
- Jak wy sobie tam poradzicie bez kobiety? - Mama obawiała się, że zagłodzimy biedne dziecko na śmierć i przyniosła wielki koszyk zapasów przezornie zapakowany do przenośnej lodówki.
- Zgubicie się po drodze. Lutka dwa razy musieliśmy szukać po Krakowie! - Przemo oczywiście nie wierzył w naszą umiejętność obsługi GPS'a.
- Miałem wtedy osiem lat bałwanie! - Ten palant miał zadziwiającą pamięć do cudzych grzeszków, swoje jakimś cudem zawsze mu umykały.
- A jak będzie trzeba podbić komuś oko? - Obaj kuzyni mieli na myśli ewentualne działania dywersyjne starych Horodyńskich. Z politowaniem zmierzyli oczami moją skromną sylwetkę. Może i wyglądałem obok nich jak chihuahua przy bullmastifach, za to miałem i mam prawdziwie lwie serce. Chociaż prawdę mówiąc chyba bardziej lisie, ale lwie brzmi tak jakoś dostojniej. Wyprostowałem plecy i wysunąłem szczękę. Od razu się cofnęli. Jeszcze nie zapomnieli jak w zamian za nazwanie mnie najmniejszym ze Stokrotków, wrzuciłem im do beczki z piwem, które serwował Bar pod Kogutem, cały słoik ostrych papryczek. Okoliczne pijusy ziały potem ogniem przez tydzień, ale skoro w karczmie dawali promocję, żal było nie skorzystać.
- O to akurat nie powinniście się martwić. Nikolas jest starym praktykiem i ma nawet na SOR'ze zagwarantowany własny pakiet ekskluzywnych opatrunków. - Tu zarobiłem krzywe spojrzenie mojej miłości. Trudno. Najważniejsze, że pozbyliśmy się tego stokrotkowego cyrku. No, może niezupełnie - ruda małpa się załapała.
    W ten sposób postawiłem na swoim. Musiałem jedynie wziąć wszystkie albumy, jakoś upchnąć żarcie dla pułku wojska oraz pozwolić braholowi nastawić nawigację. Ledwo domknęliśmy bagażnik. Najsprytniejsza okazała się jednak cwaniara Wiśka. Wskoczyła na tylne siedzenie i zatrzasnęła w pasie bezpieczeństwa tak, że mimo naszych usiłowań nie udało się go odpiąć. W końcu Nikolas machnął na nią ręką i ruszyliśmy. Po drodze zaliczyliśmy chyba większość stacji benzynowych. Z nerwów co chwilę chciało mi się sikać.
- Młody, masz pęcherz wielkości orzeszka - siostra rżała za każdym razem i rysowała sobie kreskę na ręce.
- Po co to robisz?
- Pokażę mamie, niech ci zaaplikuje jakieś ziółka. Szesnaście. - Pokręciła głową. -Pobiłeś nawet swój rekord z podstawówki, kiedy dziadek niebacznie powiedział ci, że zwierzęta w noc wigilijną mówią ludzkim głosem, a ty siedziałeś w szafie do rana z dyktafonem, by nagrać naszego kota. Strasznie się ekscytowałeś i co chwilę wybiegałeś z kryjówki by skorzystać z łazienki. Musiałam po tobie wycierać deskę, tak się śpieszyłeś. Chyba nauczyłeś się lepiej celować?  - Ona została zesłana na ziemię by mnie dręczyć.
- Czy ty musisz mnie kompromitować przed Nikolasem? - jęknąłem i ukryłem twarz w dłoniach. Rodzeństwo na pewno przynosi do domu bocian z piekła rodem. Im człowiek ma większego pecha, tym paskudniejszego bachora wrzuca do komina. Niestety zazwyczaj nie ma na nim adresu zwrotnego, a szkoda.
- A może tobie po prostu zimno? - Moje kochanie rzuciło mi na nogi kocyk i podkręciło ogrzewanie w samochodzie. Zrobił się ostatnio taki opiekuńczy. - Przestań się tak denerwować, to tylko mały chłopiec. - Powiedział co wiedział ruski mądrala. Skoro taki spokojny, to dlaczego zaciskał ręce na kierownicy, aż pobielały mu place?
Na miejsce dotarliśmy nieco spóźnieni, zmęczeni i głodni, bo z przejęcia żadnemu z nas nic nie wchodziło do żołądka. Nikt nawet nie zaproponował przerwy na posiłek. Mogliśmy przecież zatrzymać się po drodze i poczęstować się specjałami, przygotowanymi  przez zapobiegliwą mamę.
***
   Po przejechaniu przez krzywą, straszliwie skrzypiącą bramę, zatrzymaliśmy się przed mocno sfatygowanym budynkiem, pamiętającym chyba jeszcze czasy pierwszej wojny światowej - poobgryzane zębami czasu, dziurawe mury, okna w wielu miejscach zabite deskami oraz dach łatany w zbyt wielu miejscach, aby było to skuteczne. Tu naprawdę mieszkały dzieci? Kto pozwolił by ta ruina była ich domem? Gdzie się podziały cholerne kontrole państwowe, które łażą co chwilę po krakowskich szkołach i placówkach opiekuńczych? To miejsce wyglądało jakby wszyscy o nim zapomnieli. Aż się wzdrygnąłem. Duży ogród wokół budynku też wyglądał na mocno zaopuszczony. Kiedy podeszliśmy bliżej w oknach na parterze pojawiły się ciekawskie, małe buźki. Po krótkiej szarpaninie z drzwiami weszliśmy do środka. Z pokoju po lewej wyszła wysoka kobieta na oko po pięćdziesiątce. Zmierzyła naszą gromadkę krytycznym wzrokiem. Poczułem się jakbym znowu był w zerówce i spóźnił się na lekcję, bo dowcipny Przemo zawiązał mi nogawki spodni na supeł.
- Samochód porządny, a tu już południe minęło. - Nie omieszkała się nas zbesztać.
- Za to poznaliśmy adresy wszystkich ubikacji w okolicy - burknął Nikolas. Ruda zdrajczyni oczywiście we wszystkim mu potakiwała szkoda, że przy tym nie urwała sobie tej gęsiej szyi.
- Natura to natura. Czego się czepiasz? - Ledwo mogłem ustać z nerwów na miejscu. Może mi jeszcze wyliczą ilość siknięć na godzinę? Jak mogli w takiej chwili myśleć o wucetach? - Możemy go zobaczyć? - Nie wytrzymałem napięcia.
- Chciałabym najpierw trochę was poznać. Zapraszam do gabinetu. - Weszliśmy do mocno sfatygowanego pokoju z ogromnym biurkiem pod oknem. Usiedliśmy grzecznym rządkiem na skórzanej kanapie pracowicie pogryzmolonej przez pokolenia dzieciaków. - Anna Ciepełko, dyrektorka tej placówki. - Skinęła nam wszystkim głową.
- Nikolas Horodyński, wuj Jurki, a to mój partner Lutosław Stokrotka i jego siostra Wisława. - Moje kochanie zaprezentowało swoje dobre maniery. - Mam nadzieję, że pan Colleman nakreślił sprawę i poinformował panią o wszystkim.
- Oczywiście, sytuacja jest wyjątkowa i tylko dlatego się zgadzam na natychmiastowe zabranie chłopca. Normalnie w takim przypadku rodzina zstępcza musi najpierw poznać dziecko, nawiązać z nim więź emocjonalną. Odwiedzają się nawzajem przynajmniej kilkakrotnie i dopiero wtedy zostaje przekazane. Bardzo mi się ten pośpiech nie podoba i może odbić się na psychice malucha. Jurka jest bardzo wrażliwym chłopcem z wieloma problemami, o których nie macie pojęcia.
- Coleman nic mi o nich nie mówił. Czy chłopcu coś dolega? - Nikolas był bardzo zaniepokojony.
- Sami zobaczycie. - Wstała. - Nie ma sensu przedłużać. Zrobiłam własne dochodzenie na pana temat i opinia nie była najlepsza.
- Jestem jedynym żyjącym krewnym Jurki, który może mu zapewnić odpowiednią opiekę, bo na moich rodziców, jak została pani poinformowana, nie można liczyć. Będzie miał doskonałe warunki, poślę go do najlepszych szkół. - Zmierzył ją po pańsku, z góry. Zeźlił się jak nic. Gdyby oczy mogły zabijać. Jak nie zapanuje nad swoim temperamentem dyrektorka wywali nas na zbity pysk. Wyglądała na ostrą zawodniczkę. Uszczypnąłem go w udo z całej siły. Zasyczał, ale się wreszcie zamknął.
-  Ja nie wątpię, że pan jest zamożny i wpływowy. - Kobieta nawet nie drgnęła pod zabójczym spojrzeniem Nikolasa. Twarda sztuka. - Te ciągłe bójki, awantury, gwałtowny charakter, a dziecko wymaga empatii, spokoju i cierpliwości.
- Proszę się nie martwić, dopilnuję tego. - Wtrąciłem się w rozmowę, bo wyraźnie zmierzała w złym kierunku. - Jeśli chłopiec jest chory mam doświadczenie w opiece i pielęgnacji,. - Tu zrobiłem dwa kroki do przodu i nachyliłem się jej do ucha. - W poskramianiu dzikich bestii też jestem dobry i mam do pomocy cały klan Stokrotków.
- Myślę, że przyda się jedno i drugie. - Mrugnęła do mnie i niespodziewanie zachichotała. Jej twarz nabrała ciepłego, matczynego wyrazu. Ta kobieta starała się pewnie jak mogła  zapewnić dzieciom dobrą opiekę za nędzne grosze przeznaczane przez państwo na dom dziecka. - Jurka fizycznie jest zdrowy jak rybka, niestety z psychiką już gorzej. Starałam się przygotować go jak umiałam do tej wizyty, ale raczej nie ma dobrej metody, aby przedstawić mu nigdy nie widzianego wujka, który zabierze go do domu.
- Rozumiemy, ale ze względów bezpieczeństwa nie możemy go tu zostawić - wtrąciła Wiśka. Wszyscy wstali.
- W takim razie chodźmy. - Kobieta zatrzymała się jeszcze na korytarzu wyraźnie czymś strapiona. - Jeszcze jedna sprawa. Nie chcę byście zareagowali zbyt gwałtownie i wystraszyli chłopca. Jurka do trzeciego roku życia rozwijał się w miarę normalnie, ale potem coś poszło nie tak. Skojarzyliśmy to potem z nowym praktykantem, który był u nas przez kilka tygodni. Najmniejsze dzieci bardzo się go bały i szybko sie go pozbyliśmy. Niestety Jurka przestał wtedy mówić. Obecnie rzadko się odzywa, jedynie pojedynczymi słowami. Zazwyczaj tylko wydaje z siebie jakby ptasi trel i jedynie Ninka, jego przyjaciółka, w pojmuje ten dziwny język. - To niespodziewane oświadczenie dosłownie mnie zamroziło. Jak my sobie poradzimy z tym biedactwem, jeśli nie będziemy mogli się z nim porozumieć? Co mu zrobił ten mężczyzna skoro tak gwałtownie zareagował?  Dzieci w tym wieku nie potrafią się poskarżyć.
 Zasmuceni wiadomością poszliśmy za kobietą do sąsiedniego pokoju, który był sporą bawialnią. Nie wyglądała lepiej niż reszta domu, ale widać było, że ktoś o nią bardzo dbał, cierpliwie naprawiał co się dało, pomalował nawet ściany na wesoły niebieski kolor, ozdobił je zdjęciami wychowanków i zwierząt zapewne z pobliskiego lasu.
- Posprzątaliśmy na waszą cześć.  - Na drewnianych regałach stały porządnie poukładane mocno poniszczone zabawki, klocki i książeczki. W kąciku na dywanie, jak najdalej od drzwi, bawiło się kolorową piłką dwoje dzieci. Rudowłosa, chudziutka dziewczynka i drobny, blady chłopiec. Na dźwięk naszych kroków maluch podniósł główkę, zanucił coś wysokim głosikiem i schował się za koleżanką. Ponad jej ramieniem wystawała jedynie czarna czuprynka. Stanęliśmy jak wryci. Nikt z naszej trójki nie wiedział jak zareagować.
- Podejdźcie i przywitajcie się z gośćmi. - Zwróciła się łagodnie do maluchów. - Emilko, przyprowadź kolegę. - Dzieci posłusznie podeszły, zrobiły to jednak bardzo niechętnie. Chłopiec ukrywał się za jej plecami i trzymał kurczowo paska spódniczki.
- Dzie.. Bry...- wydukała dziewczynka. Bystrymi, zielonymi ślepkami zlustrowała naszą gromadkę. Zatrzymała się na Nikolasie. Zadarła szpiczastą bródkę i wysunęła do przodu nóżkę w dziurawym meszcie. Ta zaczepno obronna postawa, kilka piegów na zadartym nosie kogoś mi przypominały. Spojrzałam na siostrę i uwierzyłem w istnienie klonów. Nawet odcień włosów miały podobny.
- Jestem wujkiem Jurki. - Nikolas wyciągnął do niej powoli rękę, naśladując dyrektorkę zanim zdążyłem go ostrzec. Smarkula zaatakowała zwinnie jak mała żmijka. Ostre ząbki wbiły się głęboko w nadgarstek zanim się zorientował.
- Spierdalaj głupi dziadu! Nie zabierzesz naszego Jurki! - Pisnęła bojowo, po czym oboje rzucili się do ucieczki.
 - Blać...! - Syknął poszkodowany i złapała małą gryzońkę za ramię. W nagrodę za refleks został ukąszony ponownie, tym razem przez chłopca, tam gdzie mógł dosięgnąć, czyli w udo. Dzielnie próbował go też kopnąć w kostkę. Z zaciętą minką bronił swojej przyjaciółki. Ach ta zmarszczka między śmiało zarysowanymi brwiami, tak często wyglądał wkurzony Nikolas.
- No, no... Masz mała dykcję jak spiker radiowy. Aż mi twoje ,,r" zachrobotało w uszach. - Nie na darmo toczyłem wieloletnie boje z rodzeństwem. Takie zębate ataki w dzieciństwie były na porządku dziennym. Niestety moje zakrwawione kochanie wychowane w pałacu nie miało o nich bladego pojęcia. Zbity z tropu Jurka, który chyba spodziewał się innej reakcji, otworzył buzię, a ja złapałem go za spodenki. Siostrzeniec czy nie, nie będzie mi tutaj narzeczonego obgryzał.
- Nie ma się czym chwalić - westchnęła zmieszana dyrektorka. - Emilka, co w ciebie wstąpiło? Przeproś pana! jesteś starsza i powinnaś dawać mu przykład! - pogroziła maluchom. - Jurka, czy ty musisz ją we wszystkim naśladować? Nie pamiętacie jak bolało kiedy was pogryzł pies leśniczego? - Skruszone dzieci stanęły ze spuszonymi główkami przed dyrektorką. Najwyraźniej bolesne wspomnienie przemówiło do nich lepiej, niż jakiekolwiek tłumaczenia. - Jest mi za was wstyd. Zachowujecie się niczym dzikusy. Marsz do apteczki po spirytus i plaster! - Wręczyła im kluczyk.
- Niezły początek - zachichotała Wiśka. Najwyraźniej próbowała nieco złagodzić napiętą atmosferę i zmniejszyć napięcie.
- Ale dlaczego ja? - Jęknął Nikolas, usiłujący zatamować mankietem koszuli krew i nie poplamić dywanu. - Ledwo zdążyłem się przedstawić.
- Jakbyś mi próbował zabrać chłopaka, też bym cię pogryzł - roześmiałem się z jego nieszczęśliwej miny. Dzieci bardzo szybko wróciły z opatrunkami. Znały mores.
- Trzeba polać i przycisnąć tym, a potem zakleić. - Emilka fachowo zajęła się rannym, a potem niespodziewanie zaczęła chlipać.
- Już się nie gniewam, nie płacz. - Moje kochanie miało miękkie serducho.
- Ale zabierzesz Jurkę. - Dziewczynka wycierała łzy zaciśniętą piąstką. - On mi zawsze śpiewa wieczorem, tak jak mama.
- Emilka jak tu przyjechała, miewała okropne koszmary. Krzyczała przeraźliwie każdej nocy, budząc cały dom dziecka - pospieszyła z wyjaśnieniem dyrektorka. - Pewnego dnia niespodziewanie przyszedł do niej Jurka, który zawsze trzymał się na uboczu i był strasznie nieśmiały w stosunku do innych dzieci. Zaczął nucić kołysankę. Jest niesamowicie muzykalny. Miał wtedy ze cztery latka i ledwo potrafił wspiąć się na wysokie łóżko. Trzymał ją za rękę aż zasnęła. Pierwszy raz przespała caluteńką noc. Od tej pory śpią w jednym pokoju. To działa w obie strony. Ona traktuje go jak młodszego brata i broni przed wszystkimi.
- Och... - Jak my ich rozdzielimy? Mają tylko siebie. Dwa małe, skrzywdzone przez los okruszki zagubione w brutalnym świecie dorosłych. Przygryzłem wargę, żeby nie zacząć płakać. W tym momencie chłopczyk, jakby rozumiał moje uczucia, podszedł do dziewczynki, objął ją i mocno się przytulił. Potem podniósł główkę, po czym spojrzał prosto na Nikolasa.
- Mi... Milka... moja Milka...- rozległ się dźwięczny jak kryształowy dzwoneczek głosik. Pary w płucach to mu bozia nie poskąpiła. Jeszcze trochę a popęksałyby szyby w oknach. Dopiero teraz mogłem mu się spokojnie przyjrzeć. Miał kaukaskie, ostre rysy typowe dla Horodyńskich, wysokie kości policzkowe, pełne usta i piękne czarne oczy o migdałowym kształcie. Szkoda tylko, że patrzyły tak żałośnie i smutno.
- I co teraz? - Nie śmiałem niczego proponować, ale mój skarb bez słów zrozumiał co mi grało w duszy.
- Jak to co? Bierzemy oboje. - Pstryknął w nos Emilkę, która otwarła szeroko oczy i na podobieństwo karpia poruszała bezgłośnie ustami. - Co ty na to moja panno? Oczywiście pod warunkiem trzymania zębów przy sobie.
- Aaaa....! - Mała Odbiła się od podłogi jak piłka i z szalonym okrzykiem rzuciła się mu na szyję. Po sekundzie radości nagle puściła, znieruchomiała i z poważną minką oświadczyła. - Ale wiesz, ja się nie nadaję - szepnęła zmartwiona przestępując z nogi na nogę. - Mam rude włosy, piegi i piekielny język. A do domu zabierają tylko ładne i grzeczne dziewczynki. Tak mówi nasza katechetka.
- Nie wszyscy dorośli są mądrzy. - Oświadczył dyplomatycznie Nikolas.
- Durna baba i tyle. - Wiśka nie przebierała w słowach. - W dodatku bez gustu.
- Ale..- usiłowała wtrącić się Emilka.
- Chcesz powiedzieć młoda, że nie jestem super laską, bo mam, rude włosy i piegi? - Popatrzyła groźnie na dziewczynkę, która najpierw się speszyła, a potem zachichotała.
- Nikt nie śmiałby wątpić w twoją wyjątkową, stokrotkową urodę. - Ależ z niego pochlebca. Musiałem jednak przyznać, że sister jednym zdaniem najwyraźniej podniosła poczucie wartości dziewczynki.
- Dobrze, że zabrałem więcej ubrań. Mam nawet dwie kurteczki. - Byłem zadowolony ze swoje przezorności. Jurka niespodziewanie podszedł do mnie i wyciągnął przed siebie rączkę z zagiętymi dwoma paluszkami.
- Iiihhh...- udało mu się wydać z siebie jedynie śpiewny, ptasi trel, ale i tak go zrozumiałem.
- Tak kochanie, jedziecie we dwoje. Ty i Emilka będziecie mieszkać razem z nami w pięknym domu z ogrodem. A jak moja rodzina będzie naprawdę grzeczna - tu spojrzałem na sister - to pozwolę im się z wami pobawić. - Poczochrałem go po główce. Nie odsunął się, co mnie zaskoczyło, ale też nie odpowiedział na pieszczotę. Na ile rozumiał co się wokół niego działo? Był jeszcze taki malutki.
- No drodzy państwo, tak nie można. Umawialiśmy się na jedno dziecko. I tak już nagięłam przepisy. - Złapała się za głowę pani Ciepełko. - Macie pojęcie ile papierów trzeba będzie wypełnić?
- Co pani powie na małe przekupstwo? - Zaproponowało bez ceregieli moje kochanie.
- Nikolas, pokaż, że jesteś Horodyńskim. Małe...?! - Niech udowodni, że z niego panisko jak się patrzy.
- No dobra. Co pani powie na naprawdę dużą łapówkę?
- Jak dużą?
- Wyremontuję tą ruderę, ogród, przybudówkę i co pani tam jeszcze chce.
- Hm...
- Nie przy dzieciach! - Wiśka zatkała maluchom uszy.

10 komentarzy:

  1. O wielkie dzięki. Super rozdzialik. W sam raz na 17 maja... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielkie DZIĘKI droga Bianco. Jak dla mnie bardzo emocjonalny rozdział bo.....heh... I tak dziękuję....

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział:) kiedy bedzie nastepny?

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne! Fantastyczne!
    Aż się ciepło na duszy robi, a łezka w oku kręci...
    Pisz dalej, Strego; doskonale Ci to wychodzi!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czerwiec minął, lipiec mija a ja tęsknię za Twoją pogodą ducha i optymizmem, które tak umiejętnie przemycasz w swojej twórczości.
    Weny życzy mefisto

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    cudownie, że zabierają obydwa maluszki, no i Niholas i jego spotkanie z żabkami cudownie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdrówka ,pysznego jedzonka ,powodzenia i wszelkiego szczęścia z okazji Świąt Wielkanocnych życzę Tobie ja! Twój wierny czytacz

    OdpowiedzUsuń
  8. Znowu jestem u Ciebie i od nowa czytam Twoje historie....
    Tęskno mi za Twoim humorem i pozytywnym spojżeniem na świat.
    Więęęęc jestem tu ...

    OdpowiedzUsuń