czwartek, 16 sierpnia 2018

Rozdział 43

   Następnego dnia mogliśmy wyruszyć w drogę powrotną. Trzeba przyznać, że dyrektorka stanęła na wysokości zadania i naprawdę szybko załatwiła podstawowe dokumenty w sprawie Emilki. Hojność Horodyńskich wyraźnie zrobiła na niej wrażenie. Zrobiła co mogła, cudów jednak nie potrafiła dokonywać. Małą dostaliśmy na razie na przechowanie, w ramach wakacyjnego wyjazdu. Dzięki temu zyskaliśmy czas na załatwienie pozostałych papierzysków. Teraz mieliśmy jednak inny problem. Byliśmy przygotowani tylko na jedno dziecko i kiedy maluchy rano podskakiwały wokół samochodu, trzymając się za ręce, my łamaliśmy sobie głowy.
- Blać, nie mamy drugiego fotelika. - Nikolas zwichrzył i tak rozkudłaną czuprynę. Ładnie mu było z tym porannym nieładem, aż serce rosło. Musiałem jednak przypomnieć mu o obowiązującej w rodzinie kulturze.
- Kochanie, nie przy dzieciach. - Zacząłem dbać o maniery. Dobry, stary Lutek odchodził w niepamięć. A jeszcze niedawno zrobiliśmy z rodzeństwem konkurs na ilość przekleństw w sześciowyrazowym zdaniu. Wygrał oczywiście Przemo, adwokacina jeden. Papugi nie przegadasz. Ale po łbach za plugawy język dostaliśmy od mamy ścierką wszyscy - solidarnie.
- Kwiatuszek się nam starzeje - zarechotała Wiśka.
- Blać... blać... - Dzieciom niestety spodobało się nowe, nieznane na szczęście, słowo.
 - No cóż, nie ma co tak stać. Jakoś dojedziemy. - Zadecydowało moje kochanie. Cmoknąłem go w policzek i rozprostowałem zmartwioną zmarszczkę między brwiami czubkami palców, po czym zagoniłem rozdokazywaną gromadkę do samochodu. Jurkę zapięliśmy w foteliku, a Emilkę obok niego pasem. Teraz wystarczyło wykazać się mistrzostwem jazdy po autostradzie, aby nie daj bóg, nie sprowokować policji do kontroli.
- Ech... - westchnąłem. Nie podobało mi się to, co robiliśmy, ale była niestety niehandlowa niedziela. Niestety nasi jajogłowi z sejmowej sali zadbali, by wszystkie sklepy pozostały zamknięte. Wcześniej kupienie drugiego fotelika byłoby kwestią kwadransa w jakieś galerii. - A jak nas sprawdzą i każą dymać na piechotę?
- Nie przejmuj się Stokrota, smarkuli nie widać z drogi. Zresztą twojego faceta, w razie draki, chyba stać na taksówkę. Nie strzęp paszczy na darmo. - Wiśka szturchnęła w ramię Nikolasa. - Stary, ile kasy masz w portfelu? - Sister miała wrażliwość buldożera. Czasem wątpiłem, czy ona na pewno była dziewczyną.
Na szczęście podróż przebiegła bez większych przygód. Mój skarb chyba wziął sobie do serca nasze uwagi, bo jechał wyjątkowo ostrożnie, ściśle trzymając się przepisów, za co parę razy został strąbiony przez bardziej niecierpliwych kierowców. Dzielnie zniósł te zniewagi, mamrocząc pod nosem przekleństwa. Gromiłem go wzrokiem za każdym razem jak otwierał usta.
- Wiesz, że dzieci pójdą od września do szkoły? Chcesz, żeby popisały się na pierwszej lekcji kwiecistością rosyjskiego języka? Pamiętaj, że będziemy na cenzurowanym. - Ależ zrobiłem się zrównoważony i mądry. Podziwiałem sam siebie.
- Masz rację Cwjetok. - Nikolas głośno przyznał mi rację. Wyraźnie podobnie jak ja, też dojrzewał w przyspieszonym tempie. Miałem na niego dobry wpływ. Niestety nie trwał długo. - Zobaczcie jakie fajne owieczki. -  Kiedy tylko dzieci spuściły z nas wzrok, wykrzywił się komicznie i zapoznał mnie z długością swojego języka. Ble. Zobaczyłem resztki chrupek kukurydzianych w jego gardle.
- Merda! - Wyrwało mi się niebacznie, ale przynajmniej po cichu, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Menda? - No proszę, ale mikrus miał słuch. Rozległ się cieniutki głosik Jurki, który podobno był prawie niemową. Niby świetnie, że poczuł się bezpiecznie w naszym towarzystwie, ale.. No właśnie. Udało nam się go zepsuć w ciągu godziny? Zaraza. Co będzie jak dyrektorka przyjedzie na kontrolę? Już zacząłem się bać.
- Nie menda tylko merda głupku! To znaczy gówno po włosku.- Pouczyła go natychmiast Emilka. Niby taka zainteresowana krajobrazami za oknem, ale nic co się działo w samochodzie nie umykało jej uwadze. Ten duet jeszcze da nam w kość. Już miałem zacząć umoralniające kazanie...
- Kiedy będzie widać nasz dom? - Ostatnie dwa słowa zabrzmiały w jej usteczkach, jakby je wypowiadała pierwszy raz, z wyjątkowym namaszczeniem. Łzy zakręciły mi się w oczach i kompletnie zapomniałem, co miałem powiedzieć. Spojrzałem na Nikolasa, któremu podejrzanie błyszczały oczy.
- Miałeś pilnować GPSa! - Zrozumieliśmy się bez słow. Mój skarb był jak zwykle czujny i pogłaskał mnie po udzie.
- Przecież pilnuję! - Zerknąłem na ekranik i z przerażeniem stwierdziłem, że źle skręciliśmy i od dobrej godziny jedziemy w tak zwaną siną dal.
- Powinniśmy być jakieś pięćdziesiąt kilosów od domu. - Wiśka podejrzliwe omiotła wzrokiem krajobraz. Zapadał zmierzch. Jeszcze trochę, a będzie zupełnie ciemno. - Co to za zadupie? - Po obu stronach drogi ciągnęły się zaniedbane pola uprawne, po lewej widać było kilka na wpół walących się, najwyraźniej dawno opustoszałych, starych domów. - Kurde, wiem co to jest. Lutek ty bezmózgu! A mówiłeś, że GPS nie ma przed tobą tajemnic!
- Bo ten jest jakiś inny. Wszystko przez te dziwne aktualizacje. - Chwyciłem za butelkę z wodą, by chociaż trochę się zasłonić przed czterema parami oskarżycielskich oczu. Było mi wstyd jak cholera.
- Tobie na tej szypułce - tu uszczypnęła mnie w szyję - nic już nie zostało. - Obściskiwanie się z tym dryblasem, wypaliło twoje ostatnie zwoje. Nie żeby wcześniej było ich zbyt wiele. - Na dokładkę dostałem w łeb, aż mi się płatki to znaczy włosy, poskręcały.
- Ledwo żyję. Nie robiliśmy tego od dwóch dni. A teraz zaczyna mnie boleć głowa - jęknąłem niezbyt mądrze, bo Emilka zrobiła wielkie niczym spodki oczy, a potem pogładziła mnie współczująco po ramieniu.
- Nie martw się. Kucharka też tak zawsze mówiła o naszym ogrodniku, potem przed tydzień chowała się przed nim w spiżarce, a kiedy do niej zagadał natychmiast dostawała strasznej migreny.
- Ee..?
- Nie umiał się ściskać - wyjaśniła poważnie. - Nawet pokazywała dyrektorce siniaki i mówiła, że ma drewniane paluchy. Nauczę Nikolasa jak się to robi. Jurka lubi jak go przytulam, trzeba delikatnie.
- Iiich - przytaknął energicznie chłopczyk.
- Widzisz Kwiatuszku, dobrze, że mamy takie mądre dzieci. - Wyszczerzył się niepoprawny, ruski głupek. Jak ja wychowam te biedne maluchy na porządnych obywateli Karowa, kiedy wokół mnie same bałwany. Ruda sister rechotała w najlepsze.
- Pewnie. Jestem najlepsza w klasie. - Emilka dumnie wypięła chudą pierś. - On też będzie, w końcu jest teraz moim bratem. - Jurka, który w pierwszym momencie zmarkotniał i poczuł się trochę zapomniany, rozpromienił się niczym słoneczko.
- Oczywiście kochanie. - Rzuciłem w nią jabłkiem, które zręcznie złapała i zachichotała. Jak przyjemnie było popatrzeć na te dwie rozjaśnione buzie. - Już niedługo pójdzie do zerówki i będzie tam numerem jeden.
- A jak ktoś będzie go zaczepiał, to mu przywalimy. - Dziewczynka energicznie zacisnęła w pięści chudziutkie rączki.
- Jasne, przywalimy. - Bezmyślnie przytaknął jej bezmózgi yeti, zajęty prowadzeniem samochodu. Czy mi się wydaje, czy będę mieć na karku troje smarkaczy?
- Rach...Ciach...- Zaprezentował kilka ciosów Jurka. Dobrze, że porządnie go zapiąłem, bo jak nic wypadłby z fotelika. Na szczęście trzecie dziecko właśnie wymijało tira i nie mogło zaprezentować swoich umiejętności.
- Moja szkoła! - Zaklaskała zadowolona z siebie Emilka.
- Mężczyzna musi umieć walczyć o swoje. - Skąd on bierze te mądrości życiowe rodem z ulicy? A może zamiast chodzić robić te swoje biznesy zwyczajnie ściemnia i przesiaduje w Barze Pod Kogutem z miejscowym elementem? Bratanie się z moimi kuzynami nikomu jeszcze nie wyszło na zdrowie. Ech... Na nic pałacowe wychowanie, francuskie nianie i abc dobrych manier,  w końcu diabeł zawsze pozostanie diabłem.
- Lepiej nic się już nie odzywaj. - Zacząłem uderzać głową o szybę. Beztroska Nikolasa doprowadzała mnie do szału. A co będzie dalej? Jak na razie nie dojechaliśmy nawet do domu. Chłodne szkło nieco mnie uspokoiło, ale tylko nieco... Jak nic, zróbmy z dzieci psychopatów. - Pamiętaj, że jesteś teraz ojcem, nie kumplem. Musimy dawać im dobry przykład.
- Oczywiście Kwiatuszku. Od dzisiaj wszystko będziemy robić zgodnie z zasadami. - Co on się nagle taki zrobił zgodny? I skąd ten podejrzany błysk w jego oczach? Ma mnie za wieśniaka i myśli, że się na tym nie znam? - Używamy dziękuję i przepraszam, sprawy między dorosłymi odbywają się po cichu za zamkniętymi drzwiami. Nie przeklinamy, kiedy poniosą nas emocje. Aha. Nie jemy rękami, od tego są sztućce. - Popatrzył na moje upaprane kanapkami z majonezem ręce.
- A jak nie zabraliśmy widelców? A serwetki gdzieś w akcji?
- To nie jemy. Cierpimy w milczeniu choć kiszki grają marsza, jak przystało na dżentelmenów.
- Jesteś wstrętny. - Nie mogłem się powstrzymać i pokazałem mu język. Dzieci oczywiście zrobiły to samo i savoir vivre szlag trafił. Nie na darmo mawiają, ze dobrymi intencjami jest wybrukowane piekło. Na domiar złego w samochodzie zrobiło się gorąco, bo przez przypadek przekręciłem klimatyzację i moje kochanie zaczęło się rozpinać z najniewinniejszym z uśmiechów. Po jaką cholerę ten idiota codziennie ćwiczył przez godzinę? Złośliwiec jeden. Na pewno po to, by móc mnie dręczyć widokiem swoich nienagannych mięśni w rozchełstanej koszuli. Nachylił się, niby poprawiając pas. Lutek, bądź silny! Dostrzegłem jego lewy sutek. Nic z tego. Nałóg to nałóg. Moja chora wyobraźnia zaczęła mi właśnie podrzucać tysiąc i jeden sposobów wykorzystania dobrych manier...
,,Ciemna noc. Dzieci śpią w łóżeczkach jak aniołki. Sypialnia. Drzwi obowiązkowo zamknięte na klucz, szczelnie zasłonięte okna nie przepuszczają ani odrobiny światła. Miotamy się po omacku na ogromnym łożu, usiłując się odnaleźć. Materac przypomina ocean, a kołdra skłębione fale.
- Kochanie, możesz skierować moją dłoń na właściwą drogę?
- Ależ oczywiście. Trochę w prawo. Nie tak mocno, szlachetna część twojego ciała omal nie wyszła mi gardłem.
- Przepraszam, że od razu nie trafiłem w tych egipskich ciemnościach. Tak dobrze?
- Dziękuję, że tak się o mnie troszczysz. Czy mógłbyś nieco mniej entuzjastycznie wykonywać swoją pracę. Zaraz spadnę z łóżka.
- Moim obowiązkiem kochanie jest zrobić to porządnie. Zasada numer trzydzieści dziewięć."
Auto gwałtownie zahamowało i ocknąłem się z zamroczenia. Ale ze mnie zbok, nie ma co. Poczułem na sobie kpiące spojrzenie Nikolasa. Nic nie umknęło jego uwadze, a już na pewno nie rosnące wybrzuszenie w moich spodniach. Policzki zapiekły mnie żywym ogniem.
- Pierwszy raz widzę taki skutek rozmowy o kulturze osobistej. - Zacisnął palce na kierownicy, bo zaczęliśmy jechać wężykiem. - Kwiatki to naprawdę osobliwe istoty.
- Uważaj bo zaliczymy rów, palancie! - W tym momencie gwałtownie umilknąłem. Lękliwie obejrzałem się do tyłu na dzieci. Odetchnąłem z ulgą. Spały przytulone do siebie i nakryte kocykiem przez zapobiegliwą Wiśkę. Ona też coś jedynie zamamrotała i obróciła się na bok. Czy Rycho wie, że moja sister chrapie niczym niedźwiedzica? Miałem jednak dzisiaj  trochę dobrej passy. Jedyny świadek mojej wychowawczej klęski siedział obok i uśmiechał się pod nosem. Ohydny manipulant. Znowu wyprowadził mnie w pole. Poczekaj ruski Diable. Jeszce się odegram jakem Stokrotek.
   Do Karowa dotarliśmy późną nocą, Wiśka odstawiliśmy pod furtkę. Nawet nie przyszło nam do głowy sprawdzić, czy ktoś ją wpuścił i nie musiała nocować na wycieraczce. Dom jawił nam się jako Ziemia Obiecana. Walichy zostały w bagażniku. Każdy z nas zatargał po jednym dziecku do sypialni. Nie zawracaliśmy sobie głowy rozbieraniem. Zrzuciliśmy jedynie buty. Piekielnie zmęczeni wpakowaliśmy się we czwórkę do jednego łóżka. Maluchy nawet nie drgnęły. Wkrótce zapadliśmy w kamienny sen.

 


4 komentarze:

  1. maxiii - Bilobil Forte17 sierpnia 2018 13:35

    Wielkie dzięki Autorce za kolejny wspaniały rozdział. Mało brakowało do stoczenia się pod stół ze śmiechu... czekamy na szybką kontynuację... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto było czekać :):)
    Nie wiem jak to robisz Ale jednego dnia sprawdzam a u Ciebie bez zmian;wiadomo wakacje,urlopy itp. itd.A następnego dnia już JEST nowy odcinek i to z adnotacją, że pojawił się wczoraj..... No cóż czary jakieś czy co??? Nie zmienia to faktu,że nauka dobrego zachowania i przestrzeganie jej oraz próby wychowawcze w wykonaniu Lutka,Wiśki i Nico rozbawiły mnie do łez.
    Spokojnych wakacji , pełnych weny życzy
    MEFISTO

    OdpowiedzUsuń
  3. Żeby nie było, grzecznie czekam, czytam najnowsze części Patrz tylko na mnie (troszkę narcystycznie ^.-). Ale już Kcem bardzo Kcem następny odcinek Świeżynki!!!
    Weny czasu i humoru
    życzy Mefisto czyli JA

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    o fantastycznie, bardzo szybko sprawdzą dzieciaki na złą drogę... Lutek te twoje fantazje były boskie... 
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń