środa, 27 marca 2019

Rozdział 46


   
   Po kilku minutach mocowania się z przeklętymi drzwiami chłodni, musiałem zawołać na pomoc Nikolasa i Carmela, bo kuzynowie byli zajęci obsługą rozpaczającej drużyny piłkarskiej, wylewającej nad kolejnymi kuflami piwa swoje żale po przegranym meczu. W końcu cała, dość osobliwie wyglądająca gromadka Stokrotków, wyszła na wolność. Jurka z Emilką kurczowo trzymając się za rączki dla dodania sobie odwagi, przyglądali się im z prawdziwą fascynacją. Wszyscy, czyli Franio, Przemo, Wiśka i o zrozo nawet mama Basia, pozwijani byli niczym mumie w kraciaste obrusy, a twarze i dłonie mieli nasmarowane dla uniknięcia odmrożeń, masłem szpinakowo - czosnkowym, z którego słynął bar Pod Kogutem. Cali w szronie, z zielonkawą skórą, faktycznie przypominali nieziemskie stwory.
- Łooo...- Usta chłopca przybrały kształt idealnego ,,O".
- Dzwonimy do Archiwum X? - Emilka była jak zwykle bardzo konkretna.
- Lepiej po Straż Pożarną? - Zaproponował Carmelo, którego oczy podejrzanie błyszczały.
- Może policję? - Nikolas dołączył się do zabawy. Co oni zrobili z moim kochaniem? A taki był jeszcze niedawno dobrze wychowany i rozsądny, a przynajmniej starał się robić dobre wrażenie.
- Ja.. Wiem... Ja.. - Jurka zaczął podskakiwać na jednej nodze. W obecności mojego Słońca czuł się całkowicie bezpieczny i zupełnie zapomniał o strachu przed kosmitami.
- Dawaj mały! - Zawirowała kwiecista sukienka, zadzwoniła biżuteria na nadgarstkach. Czy ja na pewno chciałem powierzyć temu facetowi swoje dzieci pod opiekę? Może powinienem się nad tym jeszcze zastanowić?
- Poglomcy duchów! - Jurka był naprawdę dumny ze swojego pomysłu. - Zlobią psssyt i wsyscy do gala. - Trzymał się jednak przezornie spodni Nikolasa.
- Wy dwaj powinniście chyba iść z Jurką od zerówki. Przedszkolanki mają spore doświadczenie z niedojrzałymi osobnikami, więc jest szansa, że coś z was jeszcze wyrośnie. - Westchnąłem zrezygnowany i pogroziłem głupolom, robiącym dzieciakom wodę z mózgu. - Proponuję cztery, podwójne grzańce. - Rzuciłem do zbliżających się kuzynów, którzy z niedowierzaniem obserwowali zamrożoną, coraz mocniej szczękającą zębami, gromadkę. - Jakieś koce też byłyby mile widziane.
- Co do diabła robiliście w chłodni? Mieliście czekać po cichu w magazynie. - Zdenerwowany Wiesiek zdradził plan akcji pod tytułem ,, Lutek to bezduszny drań. Poznamy nowych Stokrotków bez jego łaski".
- Tam były pająki. - Odezwała się w końcu Wiśka.
- I skorki. Kiedy ostatnio sprzątaliście? - Skrzywiła się mama. Franio nadal nie mógł wykrztusić ani słowa. Z racji wieku najbardziej odczuł niską temperaturę. Laska stukała w podłogę bez udziału jego woli, usta miał sine. Udało mu się jednak cicho posykiwać w moja stronę.
- Dlaczego u licha nie przycisnęliście alarmu? - Wykrztusił po chwili milczenia barman Marian. - To taki wielki, czerwony przycisk na ścianie chłodni.
- Nnn...Nie chcieliśmy zz...zdradzać wrogom pp..pozycji. - Dziadunio szturchnął mnie laską. Rany. Ależ z niego zawzięta bestia.
- Właśnie. - Przemo jak to Przemo, za grosz braterskiej solidarności.
- Niby macie na myśli mnie? - Nie mogłem uwierzyć, że woleli zamienić się w kostki lodu, niż poprosić o pomoc, skoro już się zatrzasnęli. A ja burczałem na Nikolasa i Carmela za durne wygłupy. Powinienem już dawno przywyknąć, że moja rodzina nigdy nie odda pierwszego miejsca na najbardziej pokręconych osobników w Karowie i okolicach.
- Aha...- Zaszczękała zębami mama. No pięknie, akurat po niej spodziewałem się więcej rozsądku.
- Niech was! - Wyglądali naprawdę żałośnie, kichali, chrypieli, ale jak przystało na Stokrotków nie opuszczali gardy. Patrzyli na mnie buntowniczo, z ciekawością nie pozbawiona czułości,  ukradkiem zerkali na dzieciaki. Co za banda zmutowanych kwiatków!
- Milcz i słuchaj starszych wyrodna Stokrotko! - Taaaa... Siostrunia chyba miała dużo do powiedzenia na temat mojego niewdzięcznego charakteru. - Jak cię książę zabrał do pałacu kompletnie zapomniałeś o rodzinie? A my się tutaj martwimy i czekamy, czekamy i martwimy!
- Uspokójcie się! - Wiesiek zagonił wszystkich z powrotem do sali. Marian dostawił do stolika dodatkowe krzesła. - Najpierw pozwól im się rozmrozić. - Rzucił do mnie ugodowo.
***
   Wstałem dosłownie o świcie, jeszcze przed kurami sąsiada. Dzisiaj miałem wrócić do pracy i pierwszy raz zostawić dzieci pod czyjąś opieka. Niby ufałem latynosowi, w końcu był całkiem porządnym facetem, a Jurka jego jedynym bratankiem, ale... No właśnie.
- Lutek, głowa do góry. Daję słowo, że wieczorem oddam dzieci w stanie nienaruszonym. - Profesjonalna niania nie powinna mieć takiego głupiego uśmiechu. Chyba stawałem się troszeczkę, odrobinę nadopiekuńczy.
- Masz składać regularne meldunki! - Jego zapewnienie jakoś mnie nie przekonało. Musiałem mieć twarde dowody,  by przetrwać dwunastogodzinny dyżur z dala od maluchów, bez dostania zawału ze stresu. Niby pomoc miałem na miejscu, ale wolałbym nie być reanimowany przez Kozłowskiego, który nadal patrzył na mnie zezem. Kto wie, co ten podejrzliwy drań, by mi zrobił.
   Zlustrowałem Pana Nianię z góry na dół jak tylko stanął na progu domu. Musiałem przyznać, że był bardzo punktualny. Zegar wybił szóstą. Na pewno nie wyglądał jak przeciętna opiekunka, co to to nie. Ubrany w wygodny strój, tak jak go poinstruowałem Carmelo, pozostał jednak Carmelem. Zwykłe dżinsy z TESCO uzupełnił trampkami związanymi zielonymi, puszystymi sznurówkami przypominającymi dwie pokudłane gąsienice, które zapomniały się rano uczesać, a kwiecista, bo jakżeby inaczej, bluzka ze sporym dekoltem, ukazywała owłosioną obficie klatę. O dziwo, przez kolorowe tulipany i maki przebijała twarz Ronaldo, wykrzywiona w nieszczerym uśmiechu. Czyżby był jego fanem? Do tego pełny makijaż i tęczowe kolczyki do ramion. Jedynie włosy prezentowały się należycie, upięte w schludny warkocz. Miałem nadzieję, że dzieci nie nabiorą pod jego wpływem ekstrawaganckich upodobań. Taki strój w Karowie, które było małą, zapadła mieściną, na pewno doprowadzi do kilku histerii, jak tylko wyjdą z domu. Całe szczęście, że moja rodzina miała opinię bandy szalonych zakapiorów. Dzięki temu nikt nie odważy się im podskoczyć. Zresztą sam dorobił się, co najmniej kilkunastu naprawdę ciekawych znajomości, wśród miejscowych dziwaków, dzięki dorywczej pracy w Barze Pod Kogutem i robieniu za Pana Dobrą Radę.
- No co? - Trochę się speszył pod moim spojrzeniem zatroskanej Matki Polki. - Sam mówiłeś, że ma być na sportowo.
- Cienie nie pasują do sznurówek. - Kompletnie zbiłem go z tropu tym niespodziewanym oświadczeniem. Cóż, o gustach się nie dyskutuje. Kim ja byłem, aby pouczać go w sprawach mody. To Nikolas pokazywał mi palcem w sklepie, co mam kupić, aby nie straszyć w towarzystwie. - Śliwkowy trochę gryzie się z trawiastozielonym.
- O Boże...! - Carmelo pognał do łazienki by po chwili wrócić z czystą twarzą bez odrobiny makijażu. Na szczęście w torebce miał tylko szminkę i nawet jeśli bardzo chciał, nie miał czym poprawić nadszarpniętej urody.
 - O wiele lepiej. Ja stawiam na naturalność. - Uśmiechnąłem się do niego szeroko.
- To widać. - Popatrzył na mnie z ubolewaniem. A to łajza. Wygładziłem zwyczajny podkoszulek z nadrukiem i poprawiłem spodnie. Dostałem rano buzi, nawet dwa razy, więc chyba nie było aż tak źle.
- Też mi znawca! - Wydąłem usta. W myślach przeleciałem listę najważniejszych rzeczy do przekazania.  - Dzieci lubią płatki i rogaliki. Świeże pieczywo jest szafce nad zlewem. I nie daj Jurce buraków na obiad. Nie znosi ich. Emilka trochę kaszle, więc niech nie biega jak oszalała...- Zatkał mi buzię jabłkiem.
- Lutek, zajmowałem się dzieciakami, kiedy ty jeszcze nosiłeś pieluchy. Przestań panikować. - Poklepał mnie uspokajająco po plecach.
- Ale...- Tyle rzeczy jeszcze nie powiedziałem, że aż kręciło mi się w głowie. Wszystkie wydawały się niezbędne.
- Żadnych ale. Zmykaj, bo się spóźnisz do pracy. - Bezceremonialnie wypchnął mnie za próg i zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Nikolas wstał wcześniej ode mnie i z piskiem opon, żegnaliśmy się dobry kwadrans, pognał na lotnisko. Miało go nie być przez trzy dni, musiałem więc polegać na Carmelu. Pomacałem telefon w kieszeni. Miałem nadzieję, że ten latynoski Czaruś nie zapomni o obietnicy i będzie mi przysyłał zdjęcia maluchów przynajmniej co godzinę. Rano zdążyłem jedynie pocałować śpiące słodko łepetynki i poczochrać je po włoskach. Czułem coraz większą ochotę przemiany w ,, kurę domową". Co niby nie podobało się  laskom z roku, w tym sympatycznym zwierzątku? Bycie żoną na pełny etat wydało mi się całkiem atrakcyjne. Mógłbym teraz sapać, przytulając do siebie dzieciaki, zamiast gnać na busa. Życie pracującej matki nie wyglądało najlepiej, a to dopiero początek.
                                                                  ***
   Przed wejściem na salę zabiegową SOR poprawiłem jeszcze włosy i nowy, wybrany przez Nikolasa mundurek, tym razem porządnie dopasowany do mojej figury. Po dłuższej nieobecności pierwsze wrażenie było bardzo ważne. Chciałem wyglądać dojrzalej, jak przystało na zaręczonego mężczyznę i odpowiedzialnego ojca. Gosia z Renią przywitały mnie serdecznie od razu domagając się zdjęć dzieciaków. Ani słowa o moim nowym luku. Za to Jasiu, popijający kawkę z plastikowego kubeczka, nie spuszczał ze mnie wzroku. Jego brązowe oczy pobłyskiwały zza złotych oprawek okularów. Od początku miałem do niego słabość. Stukał palcem w wydatną, dolną wargę, jakby coś bardzo istotnego zaprzątało jego myśli. Czyżbym miał u niego szansę? Hm... To oczywiście była jedynie maleńka chwila zapomnienia. Osobisty Diabełek pożarłby moją niewierną duszę i wyplułby nędzne resztki, gdybym zszedł ze ścieżki cnoty. Ale podziwiać wolno. Prawda? Na szczęście nigdzie nie było widać potężnej sylwetki Kozłowskiego. Na sali nadzoru panował względny spokój, ludziska jeszcze stali w kolejkach do lekarzy rodzinnych. Dziki tłum ze skierowaniami w rękach zazwyczaj zaczynał szturmować drzwi dopiero koło dziewiątej. Jakieś dwa niedobitki z nocnej zmiany leżały pod kroplówkami, czekając na transport.
- Gadajcie wreszcie, co słychać. - Jak każdy normalny człowiek po urlopie byłem ciekaw najnowszych ploteczek.
- W sumie nie działo się nic nadzwyczajnego. Jedynie te dwa błazny - tu skinęła dyskretnie w stronę lekarza - dostarczały nieco rozrywki. - Gosia poczęstowała mnie mega ciachem z malinami.
- Dasz przepis? Emilka uwielbia owocowe słodycze. - Żadna ze mnie kucharka, ale może mama Basia mi pomoże, jak tylko przestanie się dąsać i wyleczy z paskudnego kataru, którego nabawiła się w chłodni.
- Pewnie. - Pracowita Gosia natychmiast zaczęła skrobać na kartce składniki.
- Kozłowski teraz czatuje w poczekalni i straszy nasze rejestratorki. - Renia bezczelnie pożarła ostatnie. A tak do mnie mrugało czekoladowymi ślepkami zwieńczonymi rodzynką. Łakoma małpa połknęła je w całości, nawet nie gryząc. -  Bidule od tygodnia codziennie modlą się przed rozpoczęciem zmiany.
- Czym podpadły Hrabiemu? - Ciekawość to bardzo brzydka cecha, ale czym byłoby życie bez zabawnych historyjek o naszych bliźnich. Człowiek od razu robi się jakiś lżejszy i szczęśliwszy. Nic tak nie leczy naszego ego jak cudze kłopoty. Fajnie nie być jedynym osłem w okolicy, za którym chodzą całymi, porykującymi złośliwie stadami.
- Sucha przyjęła do pracy takiego przylizanego blondyna. Od razu przylepił się do Jasia. Spijał mu z ust każde słowo, jakby był przynajmniej bogiem. Dwoił się i troił, niemal został jego cieniem. Kiedy Kozłowski wrócił z trzydniowej delegacji i zobaczył ten balet omal go nie trafił szlag. Bardzo teraz dba, by rejestracja się nie nudziła. Dziewuchy plus czarujący blondi, robią bokami.
- Szef się niestety nic nie zmienił - westchnąłem. Postanowiłem, mieć się na baczności. Dodatkowe problemy nie były mi potrzebne. No właśnie...
- Bzzz... - rozległ się sygnał telefonu. Carmelo zgodnie z umową przysłał mi fotki maluchów. Nadal śpiące i obejmujące się łapkami, ubrane w piżamki ze skaczącymi żabkami - ulubionym motywem Jurki, wyglądały jak dwa aniołki, jeden z czarnymi loczkami, a drugi płomiennie rudy.
- Boż ... Bożenko. Sama słodycz - zapiszczały zaglądające mi przez ramię dziewczyny. Jasiu niby taki niezainteresowany, też stanął za moimi plecami.
- Czy nikt tutaj nie pracuje? - Rozległ się od drzwi głos Kozłowskiego, najwyraźniej w nienajlepszym humorku. Kątem oka zauważyłem, jak przylizany blondyn kręcił się po poczekalni ze ściereczką do kurzu, ubrany w okrutnie obcisłe spodnie, które nie pozostawiały wiele dla wyobraźni. Cud, że jeszcze oddychał, nie mówiąc już o zmaltretowanych innych częściach ciała.
- Sam się weź do roboty niedorajdo! - Wybuchnął niespodziewanie Jasiu. - Chcę mieć dziecko. Już! - Dla podkreślenia zdania tupnął nogą. Wyglądał pociągająco z błyszczącymi gniewem oczami, kręcąc w palcach końcówkę kucyka. Ale ten upór malujący się na jego delikatnej twarzy, to już nie przelewki. Oho ho... Hrabia miał poważne kłopoty. Nie chciałbym być w jego szlachetnie urodzonej skórze.
- Kochanie, staram się i staram każdego dnia, ale efektów nie widać. - Niezręcznie próbował obrócić wszystko w żart.
- Phyyy ... Ssshyyy...- Nawet kot z Baru Pod Kogutem nie potrafił tak wyniośle prychnąć. - Znajdę kogoś kto potrafi! - Znacząco spojrzał w stronę recepcji.
- Chyba opuściłeś parę wykładów.  Mam pogwałcić prawa natury? - Chirurg usiłował łagodnie sprowadzić swojego chłopaka na ziemię.
- Jeśli nie ty, to ja kogoś zgwałcę! - Jasiu nie miał zamiaru się poddać. Zaczął się stanowczym krokiem iść w stronę dziewczyn, które przezornie umknęły za ladę.
- Nas proszę skreślić, po czterdziestce nie myśli się już o bocianie. - Rezolutnie pisnęła Gosia.
- Może pojedziemy na wczasy do Hiszpanii, odpoczniesz, poleżysz na słoneczku, główka będzie ci lepiej pracować. - Zaproponował Kozłowski.
- Phii... Chcę dziecko! - Jasiu nie miał najmniejszego zamiaru ustąpić.
- Skąd ja ci wezmę dziecko?  - Jęknął chirurg, który najwyraźniej zaczął się zastanawiać, czy jego kochanie nie potrzebuje aby pomocy specjalisty zza ściany.
- Wymyśl coś! Jesteś mężczyzną czy nie?! - Nie odrywał oczu od telefonu z nieszczęsnym zdjęciem. - Może powinienem zakręcić się koło Nikolasa? On jakoś dał radę! - Chyba biedak dostał nagłego ataku instynktu macierzyńskiego.

9 komentarzy:

  1. JEŻU KOLCZYSTY !!!! Bianco jesteś WIELKA !!!!!
    Po prostu CIĘ wielbię ! Za Twoje poczucie humoru i łatwość przekazywania skomplikowanych emocji w tak prosty i przystępny sposób. Tak łatwy w odbiorze i mimo pewnych nie łatwych tematów tak radośnie pozytywny.
    Pozdrawia czekając na następne części
    MEFISTO

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja nie mogę... Mam nadzieję, że kiedyś wyjdę spod łóżka... Ale najpierw muszę opanować szaleńczy rechot... Zamrożobe Stokrotki, smaczne ciastka i tyle humoru... Jesteś WIELKA...

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszę cześć!! Piszę, piszę ;) Czekam na next! Czekam, czekam....:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miłej majówki życzę.
    MEFISTO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj odzyskałam mojego staruszka, po naprawie lat mu ubyło, więc jest szansa na cokolwiek.

      Usuń
  5. Och. Wiem o czym mówisz i co możesz czuć. Mój jest po kolejnej pełnej reanimacji i choć dysponuję drugim, nowszym modelem, to i tak najlepiej pracuje mi się na tym pierwszym.
    Więc czekam z (nie)cierpliwością na kolejne Twoje wpisy
    Pozdrawia i weny życzy
    MEFISTO

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tu jestem, czekam i tęsknię.....
    Czasu i weny życzy MEFISTO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wróciłam z wakacji, mam nowego kompa, postaram się wziąć do pracy.Pozdrawiam.

      Usuń
  7. Hejka,
    jak fantastycznie, u Lutka uaktywnił się instynkt macierzyński, a Jasiu z tym chce dziecko bosko, no to hrabia ma problem..
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń